Przecierałem oczy ze zdumienia patrząc z niedowierzaniem w ekran telewizora. Spikerka podniesionym głosem podała wiadomość dnia: Premier Donald Tusk podał się do dymisji! Na zaimprowizowanej wkrótce potem konferencji prasowej (jeszcze z udziałem płaczącego ministra Grasia) premier powiedział „Pozostaję wraz z rodziną we Włoszech. Niech to odwrócenie słów hymnu narodowego, będzie symbolicznym oddaniem mojego, znanego niektórym, stosunku do polskości”. Premier nie wyszedł jeszcze ze skóry polityka – czytała dalej spikerka. Po konferencji wziął udział w otwarciu nowego odcinka szybkiej kolei wybudowanego ostatnio w Dolomitach. Powiedział: „Brutalne działania opozycji przeszkodziły mi w wybudowaniu takich wspaniałych obiektów w moim ojczystym kraju!”.
Dalsza część telewizyjnej relacji była nie mniej zdumiewająca: Na wieść o dymisji zebrały się Sejm i Senat. Izby ogłosiły samorozwiązanie. Prezydent Bronisław Komorowski wystąpił z orędziem i ogłosił powołanie rządu Wolności Równości Odbudowy i Niepodległości z gen. Wojciechem Jaruzelskim na czele. Konstytucyjność powyższych działań – czytała dalej spikerka – potwierdził w rozmowie z naszym korespondentem prof. Winczorek.
Tego było już za dużo. Nagle ze studia, tak sądziłem, dobiegły dziwne odgłosy. Jakiś trudny do wytłumaczenia świst (strzały?) i krzyki. Czyżby ktoś wdarł się do gmachu telewizji i opanował siedzibę? Czy to powstanie? Rzeczywistość okazała się bardziej prozaiczna. Spoza świstu przygotowującego kawę ekspresu dobiegły mnie, skierowane do syna, słowa żony: Powiedz tacie, niech wstanie na kawę!
Zaspałem! Już po 9.00!
Inne tematy w dziale Polityka