We wczorajszej notce „Smoleńskie echa … „ napisałem coś co sam uważałem za mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe: „strzelający nie zamierzał zabić”. Dalszy rozwój wypadków zdaje się potwierdzać moją intuicję.
Nie chcę wikłać się w rozważania o walce prokuratur. Dla mnie, podstawową „korzyścią” jakiej mogli oczekiwać z "samobójczej próby" potencjalni zainteresowani (w dłuższej perspektywie medialnej rzecz jasna) miało być dyskredytowanie ludzi i środowisk domagających się prawdziwego śledztwa w sprawie śmierci polskiego Prezydenta, Jego Małżonki i towarzyszących im osób. Napisałem wczoraj:
„A ostatecznym argumentem obrońców „śledztwa” nie będą już niewiarygodne opowieści prokuratora Parulskiego, lecz „honor munduru” w obronie którego człowiek gotów jest oddać życie.”
Wracam do tego bo zapoznałem się z wywiadem udzielonym przez rannego Pana pułkownika. Znajduję w nim argument przemawiający za wczorajszą hipotezą. Mniejsza o obronę Pana prokuratora Parulskiego, zdającą się potwierdzać ewentualne motywy operacji.
Dla mnie ważniejsze są słowa o takim ustawieniu się przed oddaniem strzału, by uniknąć rykoszetu.
Myślmy logicznie. W pomieszczeniu nie było innej osoby, którą mógłby ranić odbity rykoszetem pocisk (no może kogoś stojącego za drzwiami?). Co więcej, to wylatujący przez okno pocisk stanowił zagrożenie dla innych. Jedyną zaś osobą poważnie zagrożoną NIEKONTROLOWANYM skutkiem trafienia rykoszetem był sam potencjalny samobójca. Niezwykła, jak na osobę zamierzającą pożegnać się z życiem, obawa przed „ślepym trafieniem”.
Inne tematy w dziale Polityka