Nie żebym miał coś przeciwko robieniu zakupów w tzw. marketach i szmateksach. Ba, toż nie tak dawno nawet celebryci i ważni politycy publicznie deklarowali, że chodzą (lub jeżdżą) z koszykiem, i że to takie „trendy”. Oczywiście, zapomnieli dodać, że to co dla nich jest zabawą, dla innych jest „walką o życie”.
Bez wątpienia nic nie szkodzi wziąć w obronę tzw. tanie sklepy, zwłaszcza w tak specyficznej sytuacji – gdy trzeba dokopać wiadomo komu. A że nie są one wcale tanie, ani z punktu widzenia indywidualnego klienta, ani tym bardziej z punktu widzenia gospodarki narodowej – kogo to interesuje?
Nie ulega wątpliwości jedno – trend jest stały. A na imię mu pauperyzacja, a co gorsza, udaje się konsumentom wmówić, że to właściwy kierunek. Dla niektórych zapewne tak.
To taka krótka notka inspirowana podaną ostatnio informacją o zbliżającym się oddaniu na terenach dawnej Stoczni Szczecińskiej, nie, nie statku – sklepu „wielkopowierzchniowego”.
Inne tematy w dziale Polityka