No i wszystko wiadomo. Chorąży Remigiusz Muś – wedle informacji podanej przez „Newsweek” – składać miał „rozbieżne” zeznania, inne przed prokuratorami polskimi, inne przed rosyjskimi. Tym drugim, za „Newsweek’iem”, nie powiedział nic o wybuchach i zgodzie na zejście do 50 m, a co więcej miał poddać krytyce kapitana Artura Wosztyla.
Autorzy tekstu chcą upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Postanowili zdezawuować świadka, który już nie może się bronić. Co więcej, informacja o jego „rosyjskich” zeznaniach może być odczytana jako próba szantażowania kapitana Wosztyla. Powstaje tylko pytanie czy kiedykolwiek poznamy prawdziwy zapis z „Jak-a”. Zastrzeżenie „prawdziwy” jest oczywiste w kontekście tak długiej zwłoki i ostatnich wydarzeń. O ewentualnej rzetelnej weryfikacji rosyjskich materiałów można zapomnieć.
Druga część rewelacji „Newsweek’a” nie mnie pasjonująca. Oto szef BOR-u zrelacjonować miał prokuratorom swoją rozmowę z pułkownikiem Jarosławem Florczakiem (zginął w katastrofie). Nie trzeba dodawać, że ze słów oficera da się wysnuć prosty wniosek – za katastrofę smoleńską odpowiada jeśli nie sam Prezydent Lech Kaczyński, to przynajmniej pracownicy Kancelarii Prezydenta. I tym razem, o dziwo, autor tak kluczowych słów nie może ani ich potwierdzić, ani im zaprzeczyć.
Ale w tym przypadku nie jesteśmy pozbawieni możliwości weryfikacji słów Pana Mariana Janickiego. Czy w dokumentacji BOR-u jest jakikolwiek ślad owej rozmowy? Czy BOR interweniował w tej sprawie w Kancelarii Prezydenta? Czy szef Biura podjął działania niezbędne w sytuacji opisanej słowami pułkownika Florczaka? Obawiam się, że są to pytania retoryczne.
Bodaj profesor Zybertowicz napisał o strachu, jaki w środowisku rządzących, wywołało znaczące zbliżenie się przez niezależnych badaczy do prawdy o „Smoleńsku”. Strach bywa złym doradcą. Doskonale pokazuje to materiał z „Newsweek’a”. Chyba mało kto „kupi” kolejne wcielenie „czterech lądowań”, „debeściaków”, itd.
Inne tematy w dziale Polityka