W gronie znajomych znana jest anegdotka o Pani Marysi. Bohaterka, pracownica pewnego zakładu produkcyjnego, siedziała pewnego razu na wysokiej konstrukcji i kontrolowała zegary mierzące ciśnienie, wpisując do notesu odczytane wartości. Do hali wszedł kierownik i zobaczywszy siedzącą „u powały” Panią Marysię zapytał „Co Pani tam robi?”. „Szczytuję” – padła odpowiedź i wywołała u obecnych salwę śmiechu.
Jak zatem odczytać wiadomości płynące z Brukseli i czy lektura uzasadnia widoczną u niektórych euforię?
Politycy PO mają powody do radości. Udało się wdrukować w ludzką świadomość symboliczną kwotę 300 miliardów jako szczyt naszych negocjacyjnych możliwości. A teraz można triumfować. Pytanie tylko czy sms premiera „Załatwione”, wyrażał jego zadowolenie z pozyskania dotacji, czy satysfakcję ze skuteczności pijaru.
Jedynej opozycji, Prawu i Sprawiedliwości, nie będzie łatwo przebić się do ogółu z potrzebną i możliwą krytyką efektu pracy premiera Tuska. 300 miliardów to po prostu 300 miliardów – jak dają, to trzeba brać! . O szczegółach porozumienia mało kto będzie chciał słuchać, a jeszcze mniej liczni będą skłonni zrozumieć ewentualne niuanse i zawiłości unijnego budżetu.
Ale nawet czekający nas i zapewne do znudzenia powtarzany serial w odcinkach „Jak premier Tusk wywalczył 300 miliardów” nie zmieni „oczywistej oczywistości” – trzeba umieć wydać posiadane pieniądze.
Pominę już, moim zdaniem bardzo trafne uwagi zarówno Pana Ziemkiewicza, jak niektórych innych publicystów i blogerów, krytyczne wobec samej idei dotacji i jej gospodarczych efektów. Dotychczasowe doświadczenie pozwala na zdecydowaną ocenę – rząd PO-PSL nie jest albo zainteresowany albo zdolny (lub jedno i drugie) do wydania tych środków zgodnie z interesem narodowym. Ktoś zapyta, co to takiego ów „interes narodowy”? Odpowiem odwołując się do słusznej uwagi jednego z blogerów: cieszymy się z jałmużny, a powinniśmy się napawać się dumą z bycia płatnikiem netto. Zasadnicza różnica w poziomie aspiracji. Jacy przywódcy, takie wyzwania. Można ekscytować się taką czy inną kwotą i zapowiadać „tworzenie miejsc pracy”. A za kilka lat i tak możemy być krajem w kryzysie, nadal pozbawionym dobrych dróg i ze śladową (lub należącą do np. Niemców) infrastrukturą kolejową. Bo nie tylko i nawet nie przede wszystkim pieniądze decydują o bogactwie narodów.
Zatem co? Ludzie i wartości. Jacy ludzie i jakie wartości? Zdecydowanie nie lewackie. Strachliwych uspokajam – konserwatyzm nie zabrania szczytować.
Inne tematy w dziale Polityka