za buzię".
W przekazywaniu informacji mamy do czynienia nie tylko z oczywistym problemem prawdy i kłamstwa na poziomie prezentowanych (lub nie) faktów, ale również z językiem w jakim te fakty przedstawimy.
Od tej strony afera "taśmowa" jest niezwykle ciekawym przypadkiem.
Po pierwsze: dlaczego afera "taśmowa"? Z punktu widzenia wiedzy jaką mamy na temat sposobu przekazywania nagrań (pliki), mówienie o "taśmach" jest nieuprawnione. Określenie to, w odróżnieniu od wcześniejszych (Rywina, hazardowa) nie opisuje ani charakteru afery, ani jej "bohaterów". Proponuję zatem określenie "afera rządu PO". Jest ono bliższe prawdy, ma walor informacyjny i uwypukla istotę zjawiska z jakim mamy do czynienia. Nie jest bowiem istotą ostatnich wydarzeń sam fakt nagrywania i rozpowszechniania nagrań, ani towarzyszące temu ujawnienie słabości państwa polskiego. Istotą "afery rządów PO" jest unaocznienie obserwatorom charakteru tej władzy - jej nieudolności, prymitywizmu i egoizmu. I uświadomienie, że ta władza (niektórzy mówią, że to "dobrze zorganizowana grupa przestępcza"), jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski. Co więcej, wykonanie i ujawnienie nagrań można uznać za korzystne z punktu widzenia interesu Polski. Dobrze poznać "nieformalne" (czytaj: prawdziwe, ale ściśle tajne) informacje o perspektywach oddania do użytku gazoportu, czy konkretne propozycje działań zmierzających do "dorżnięcia watahy".
Ale jeśli przyjąć narrację o "dobrze zorganizowanej grupie przestępczej" dążącej do obalenia rządu premiera Tuska, to rodzi się proste pytanie: kto dostarczył tej grupie amunicji? Jedyna sensowna odpowiedź brzmi tak - ministrowie rządu PO i osoby pełniące z nadania tej partii kierownicze funkcje w ważnych instytucjach naszego państwa. Jeśli zatem premier ma czelność oskarżać kogoś o współpracę z "grupą przestępczą", to powinien zacząć od swojego otoczenia. Nagrania same w sobie jeszcze nie stanowią "afery" (pomijając kwestię słabości stosownych służb). O "aferalnym" charakterze decyduje treść nagranych rozmów.
Jakich rozmów. Prywatnych? Nieformalnych? Przy "wódeczce"? Wszystkie te określenia są tym, czym przypisany aferze termin "taśmowa". Wprowadzają w błąd. Rzecz paradoksalna, ale prymitywny i momentami chamski język nagranych osób stał się dla niektórych komentatorów swoistym "kołem ratunkowym", rzucanym chętnie owym "zatroskanym o Polskę", choć trochę niekulturalnym ofiarom "przestępczych nagrań". Przesłonił on bowiem merytoryczną stronę rozmów (wykorzystywanie instytucji państwa do partyjnych i prywatnych celów, w tym do zwalczania opozycji) i pozwolił na może naiwną, ale zapewne dla niektórych akceptowalną linię obrony - każdy prawdziwy facet na nieformalnym spotkaniu przy wódeczce, używa takiego języka. Otóż nie. Te spotkania nie miały charakteru prywatnych i nieformalnych rozmów. Nie rozmawiano tylko, trzymając poziom, o "d ... Maryny", ale o ustawach sejmowych, funkcjonowaniu NBP, polityce zagranicznej i zwalczaniu opozycji. To po pierwsze. Po drugie - nie każdy facet, nawet przy wódeczce, ma tak ograniczone i prymitywne słownictwo i nie opisuje w tak "wymyślny" sposób znajomych i współpracowników. Innymi słowy - nie wszyscy, a to chce nam się wmówić - jesteśmy "lumpenproletariatem". Najprostsza forma rozgrzeszenia siebie - wmawiać innym, że nie są lepsi.
Niektórzy komentatorzy "afery rządu PO" skupiają też naszą uwagę na osłabieniu państwa, stawiają pytanie "komu to służy" i w domyśle kierują wzrok na wschód, tam upatrując "przestępczej grupy" realizującej plan zdestabilizowania Polski ... poprzez obalenie rządu premiera Tuska. Życie nie znosi próżni - jak nie Tusk to kto? Chwilowo nie widzę w Polsce silnych środowisk prorosyjskich, które zdolne byłyby przejąć władzę i z którymi współpracę Putin przedkładałby nad dobre stosunki z rządem PO. Ale może Putin widzi (kreuje) więcej.
Nie ulega jednak wątpliwości, że ci którzy mówią o kryzysie państwa powinni odpowiedzieć na inne pytanie - kto od kilku lat rządzi w Polsce i tym samym odpowiada za stan państwa. Pytanie retoryczne. I drugie, nie mniej istotne. Co przemawia za tym, by rządzącym, którzy - to ich diagnoza - doprowadzili kraj do tak poważnego kryzysu i którzy sami uwikłani są w odsłaniającą go aferę, powierzyć zadanie jej wyjaśnienia, w tym ukarania winnych, i poprawienia stanu bezpieczeństwa państwa. I tu odpowiedź jest oczywista.
I na koniec kilka uwag na temat relacjonowania "afery rządu PO" w kontekście działania opozycji. Opozycja "poczuła krew" i "pogłębia kryzys państwa" "realizując scenariusz napisany przez dobrze zorganizowaną grupę przestępczą". UFFF !!! I tu rodzi się kilka pytań. Na chwilę obecną w sprawie "nielegalnych podsłuchów" (Sekielski siedział? nie słyszałem, chyba, że był to podsłuch legalny, bo uzgodniony z posłanką Beger) mieliśmy jedno zatrzymanie i pewnie ileś tam przesłuchań. Bez rezultatów. Skąd zatem przekaz o dobrze zorganizowanej grupie przestępczej"? Bo to mniej uwiera dumę rządzących? A może to "źle zorganizowana grupa heppenerów"? Brzmieniowo nawet lepsze, ale jaki wstyd. A jeśli nie wiemy "kto", to tym bardziej "po co". Oczywiście, możemy snuć domysły. Ale może jednak lepiej skupić się na tym co wiemy: wiemy kto i co mówił. Wnioski wydają się być oczywiste.
Nie dla wszystkich. Tu dochodzimy do jeszcze jednej kłamliwej narracji: "nielegalne podsłuchy" "dobrze zorganizowanej grupy przestępczej" "mającej na celu zdestabilizowanie państwa polskiego". Taki tekst wtłacza się słuchaczom od kilku dni. Wspaniały przykład przysłowiowego "odwrócenia kota ogonem" - sprawcy stają się ofiarami. Bo cóż wyłania się z rozmów jak nie obraz dobrze zorganizowanej grupy rządzącej, której członkowie omawiają nielegalne (sprzeczne z prawem, przestępcze) działania, skutkujące w dłuższej perspektywie osłabieniem państwa? Ale prosty mechanizm dezinformacji zdaje się być skuteczny.
Jeśli wierzyć opiniom, że wyniki sondaży determinują wiele zachowań polityków, to można mieć obawy, że ostatnie badania zlecone przez PO potwierdzają opinię ministra Sikorskiego o elektoracie tej partii. Deklaracja posłów i parlamentarzystów Platformy "przy Tobie stoimy i stać chcemy" świadczy o głębokim przekonaniu, że sympatycy PO (czytaj: wrogowie PiS-u i premiera Jarosława Kaczyńskiego) akceptują tłumaczenie premiera Tuska, że nie odda władzy pod presją działań "dobrze zorganizowanej grupy przestępczej". Bo wszyscy mają świadomość, że jedyną siłą mogącą władzę przejąć jest Prawo i Sprawiedliwość, partia której ślepo nienawidzą.
Inne tematy w dziale Polityka