We wczorajszym komentarzu pod notką „Bez 3000 000 ..” napisałem „Na marginesie - mówienie o członkach PKW "Leśne Dziadki" uważam za dalece niecelowe. Moim zdaniem (mimowolnie) bagatelizujemy w ten sposób bardzo poważny problem.”
O słuszności tej uwagi upewniłem się dzisiaj słuchając godnego polecenia wywiadu prof. Andrzeja Zybertowicza dla Radia Maryja (do odsłuchania min. na niezależnej). Nie ma powodu by śmiać się ze spraw niezwykle poważnych – właściwą reakcją powinno być zdecydowane zaprotestowanie przeciwko zaistniałej sytuacji i domaganie się zmian. Jedną z form protestu, dopuszczoną także przez Pana profesora, mogą być uliczne manifestacje.
Tylko, czy nam „chce się chcieć”? Pan Zybertowicz wyraził umiarkowany sceptycyzm. Siedem lat rządów „przyzwolenia na bylejakość” i wmawiania obywatelom, że każdy przejaw nieudolności koalicji PO-PSL jest lepszy od rządów PiS-u, zrobiło swoje. I tak wielu śmiało się z „katarskiego inwestora”, z zapłakanej i porzuconej posłanki Sawickiej, z „megatrudnego” hasła „admin1” (czy jakoś tam), ze „standardowych awarii” nowego pociągu, nawet z podsumowania 7 lat rządów premiera Tuska (efekt Tuska?) słowami „CH, D i KK”. A to wcale nie było śmieszne.
Podczas przedwyborczej debaty prezydenckiej w jednym z miast dziennikarze pytali o drogi, służbę zdrowia, miejsca pracy i działalność lokalnej administracji. Czy słusznie? Po trosze tak. A może należało pytać o sprawy całkiem inne? O stosunek do Polski, do naszego dziedzictwa narodowego, o system wartości, stosunek do prawdy; może po odpowiedziach na ogólne pytania należało przejść do spraw bardziej konkretnych. Zapytać o ocenę naszych „25 lat wolności”, poprosić o odniesienie się do tragedii smoleńskiej i prowadzonego w tej sprawie śledztwa, ba, wniknąć nawet w sprawy bardziej osobiste – zapytać o to czy kandydat (jego rodzina) korzysta z publicznej służby zdrowia (choć z życzeniem by nie było to konieczne) i gdzie kształci (jeśli ma) swoje dzieci?
Ktoś powie – absurd. Wszak w samorządach chodzi o „drogi, edukację i kanalizację”. Czy na pewno? Czy lokalny polityk, zwłaszcza z ambicjami, akceptujący każdy przejaw fałszu i obłudy na szczytach władzy wcieli u siebie inne standardy?
A owi „szarzy” i „prości” obywatele? Teraz będzie im/nam nieco łatwiej dostrzec właściwą miarę rzeczy – tak kolosalnej kompromitacji nie sposób zamieść pod przysłowiowy dywan. Ale czy będą/będziemy zdolni do reakcji? Czy raczej ziści się scenariusz „… powrotu człowieka z przemysłu pogardy” (Stanisław Januszewski, wpolityce) i dojdzie do wykreowania wygodnego dla rządzących sposobu skanalizowania niezadowolenia, jak miało to miejsce w roku 2010?
Czy znowu, za jakiś czas, POlacy spojrzą w twarze nowych „Leśnych Dziadków” i zobaczą w nich siebie?
Inne tematy w dziale Polityka