W ferworze dyskusji o I turze wyborów i jej następstwach, umyka świadomość, że za tydzień dojdzie do II tury, a w niej do kilku spektakularnych pojedynków, w tym do boju o stolicę.
Jak trwający od kilku dni chaos wpłynie na szanse poszczególnych kandydatów oraz na frekwencję wyborczą? Czy istnieje ryzyko, że część „prawicowych” wyborców pogrąży się w apatii, sfrustrowana patologicznym stanem państwa i poczuciem niemożności przeciwstawienia się tej sytuacji? A co ze zwolennikami obozu władzy? Widoczne już poczucie tryumfalizmu (znowu dokopaliśmy pisiorom) i całkowitej bezkarności może zachęcić do dania wrogowi jeszcze solidniejszego „kopa”. A niechętni wyborom? Czy utwierdzą się w przekonaniu, że lepiej nie taplać się w tym „politycznym błocie”, czy może uderzą pięścią w stół i powiedzą „dosyć”? Tego nie wiem.
Nie wiem też jak oceniona zostanie przez Polaków, przyjęta przez PiS strategia krytyki zaistniałego stanu rzeczy, ale bez nawoływania do otwartych protestów. Wydaje się ona być sensowna, zwłaszcza w sytuacji gdy brak spontanicznych i masowych form sprzeciwu. Potwierdza to stanowisko wczorajsze wydarzenie i jego skutki. Życzliwie relacjonowana okupacja, podobno przez zaproszonych „okupantów”, sali w siedzibie PKW, jakiś czas później – gdy już uznano, że wystarczy tego „show” – mniej życzliwie potraktowanych przez policję, okazała się być dla rządzących i wspierających ich mediów „manną z nieba”. Będą karmili publiczność tym „podpalaniem” (pewnie żałują, że w tak skromnym wymiarze) Polski do kolejnej „ciszy”.
Wiem natomiast, że opozycja nie powinna stracić być może jeszcze jednej szansy na ogłoszenie przed PKW wyników wyborów. Ilość miejsc do głosowania nawet w Warszawie, czy Krakowie nie jest na tyle duża by do każdego z nich nie mógł zawitać w poniedziałek rano działacz lub sympatyk PiS-u, by sfotografować wywieszone protokoły. Następnie będzie mógł przesłać je do „centrali”. To chyba i było już zapowiadane i jest wykonalne.
A co potem? Czy szykują nam drugi Smoleńsk? Żeby być dobrze zrozumianym – mam na myśli zamiar dalszego podsycania wrogości w społeczeństwie. Czyż taki przebieg wyborów nie nadaje się do tego w sposób wręcz wymarzony? Sam, zgodnie z obietnicą złożoną w jednej z notek, zapytałem znajomego, radnego z listy PO, czy nie uważa za stosowne złożenie dymisji i czy czuje się współodpowiedzialny za zaistniałą sytuację. Nie wyśmiał mnie co prawda, jak przewidywała Pani Eska, ale wymawiając się brakiem czasu szybko się pożegnał, wspominając jedynie o tym, że w Stanach (ach ten punkt odniesienia) też liczono długo głosy (na pytanie czy u nas też będzie ponowne liczenie już nie zareagował) i porównał posła Leszka Millera do śp. Andrzeja Leppera, jako „sojusznika” prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Kto jeszcze pamięta słowa Donalda Tuska „jak SLD nie skrewi” i jego rolę w ratowaniu okrągłostołowego układu, w tym środowiska Leszka Millera?
Jeśli już o rezygnacji. Może to idea szalona i będąca przejawem skrajnej desperacji, ale co stałoby się gdyby wybrani z listy PiS zrezygnowali z mandatów? Jak to ocenić? Zakładając, że mamy do czynienia z rażącym naruszeniem demokratycznych procedur, powstaje pytanie czy powinniśmy to firmować? Z drugiej strony, czy oddanie całkowitej władzy w ręce PO-PSL przybliży nas do normalności?
Nie ukrywam, że „czarno to widzę”. Nie wykluczam, że Pan Prezydent i rząd zajmą się zmianą prawa wyborczego i jestem przekonany, że nie będzie to zmiana korzystna dla demokracji.
Ale na tę chwilę ważniejsza jest II tura.
Inne tematy w dziale Polityka