Przed godziną w stacji TVN24 „młodzi i wykształceni z dużych miast" dowiedzieli się, że droga numer 7 z Warszawy do Gdańska jest w dobrym stanie, jedzie się nią dobrze i całkiem wygodnie. Widzom pokazano małą inscenizację. W plenerze apetyczna dziennikarka TVN opowiada jakieś wakacyjne historyjki, nagle kamera odwraca się, bo niby-przypadkiem podjeżdża służbowy samochód TVN. „Czy jesteś zmęczony drogą" pyta troskliwie dziennikarka swojego kolegę z pracy. „Nie, nie jestem" odpowiada Mariusz Sidorkiewicz. Później dowiadujemy się, ze przecież droga jest w porządku, a seryjne wypadki powodują tylko motocykliści. Zwróćmy uwagą, w jaki sposób rozwija się propaganda. Kiedyś Żydzi, cykliści, a dziś już MOTOcykliści są odpowiedzialni za to, ze polskich drogach umiera 4 razy więcej ludzi w przeliczeniu na jednego mieszkańca niż na drogach niemieckich.
Nic to, telewizja TVN dba o to abyśmy pozostali w sielankowym nastroju wakacyjnym. Wprawdzie nieostrożna dziennikarka ujawniła na koniec rzeczonej inscenizacji, że ekipa TVN 350 km z Warszawy do Gdańska pokonała w 5 godzin, co mogłoby (nie musi) doprowadzić widza do pewnych negatywnych konkluzji. Wynik dzielenia dystansu przez czas przejazdu (przypominam, że matura z matematyki jest już nieobowiązkowa) wskazuje na średnią prędkość podróżną na poziomie 70 km/h, co dla większości ludzi jest już zwykłym koszmarem. Dorzućmy do tego owych motocyklistów, ciągniki, przejazdy kolejowe, pieszych, kolizyjne skrzyżowania, zarwane pobocza, rowy, światła, przejazdy przez miasta, pijanych chłopów z widłami, dzieci biegnące wzdłuż i w poprzek drogi, TIRy i olej na asfalcie, a będziemy mieli pełen obraz tego, co oferuje krajowe drogownictwo obywatelom II Irlandii.
Pan Mariusz Sidorkiewicz jest po prostu amatorem sportów ekstremalnych. Z pewnością idiotyczna audycja wyemitowana przez TVN nie ma nic wspólnego z propagandą sukcesu, względnie z próbą wmówienia Polakom, ze w kraju nic złego się nie dzieje i „wszystkie urządzenia działają" poprawnie. To samo można powiedzieć o informacji na temat „sukcesu" ministra Grada, któremu Bruksela łaskawie pozwoliła sprzedać stocznie w Gdańsku i Gdyni. Jak wiadomo mamy teraz do czynienia ze światową koniunkturą na statki, co oznacza, ze powinniśmy się pozbyć stoczni. W ten sam sposób na początku lat dziewięćdziesiątych koledzy Donalda Tuska z KLD pozbawili Polskę pożytków z kilkuset rentownych państwowych firm, które oddali za złotówkę, rozszabrowali albo po prostu zlikwidowali. Rozumiemy, że „porozumienie" z Brukselą zostało zawarte w tym właśnie duchu. Minister Grad zresztą już planuje prywatyzację kilkuset firm przez giełdę, co przy obecnych nastrojach na rynku, będzie oznaczało oddanie ich za 1/5 godziwej wartości.
Wszystko jest dobrze. W Superstacji redaktor Paradowska pytała retorycznie redaktora Wróbla czy w ogóle Polsce potrzebne są jakieś reformy. Redaktor nie przytaknął. Jeden telefon do Berlina i inaczej będzie ćwierkał. Na niezależność dziennikarską był czas za reżimu kaczystowskiego. Teraz idziemy wszyscy w linii. Razem. Redaktor Sidorkiewicz pokazał już jak to się robi.
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka