rewident rewident
53
BLOG

Tusk przegra sprawę stoczni

rewident rewident Polityka Obserwuj notkę 33

To właściwie już się stało. Porażka Tuska będzie miała wymiar podwójny. Po pierwsze, w sferze realnej, Polska straci możliwość produkowania statków. Około 80 tysięcy pracowników stoczni i kooperantów wyląduje na bruku, a ich rodziny będą klepać biedę. Nawet jeśli stanie się cud i Komisja Europejska zgodzi się na finansowanie stoczni z budżetu Państwa i uda się znaleźć dla nich inwestora prywatnego, produkcja tych zakładów zostanie ograniczona, a z czasem, pod naciskiem rosnącej w siłę złotówki i szalejących kosztów płac i energii, budowa statków zostanie wstrzymana.

Drugi wymiar klęski Tuska to oczywiście public relations. Platforma została przedstawiona przez media jako partia fachowców i kompetentnych, obytych w świecie ludzi. Oznacza to, że w świadomości wyborców poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko, przez co potencjalne rozczarowanie będzie większe. Metodą obrony jest oczywiście zrzucanie winy na PiS, ale będzie to mało skuteczne. Po pierwsze, od wyborów minęło już 9 miesięcy i nowy rząd miał dostatecznie dużo czasu na przygotowanie planów naprawczych i znalezienie rozwiązania sprawy stoczni. Nawet jeśli było to bardzo trudne, to przecież PO, które chwaliło się „szufladami pełnymi ustaw", powinno się z tym zadaniem uporać. Po drugie, PiS nie miał nigdy opinii ekonomicznych geniuszy, a takim ludziom wybacza się więcej. Po trzecie wreszcie, likwidacja stoczni w mateczniku Platformy Obywatelskiej będzie potężnym ciosem wizerunkowym dla tej formacji politycznej. Dziś 80 tysięcy ludzi naprawdę boi się o swoje miejsca pracy i żaden gazetowy bełkot GW czy lizusowskie programy w TVN tego nie zmienią.

Zapaść stoczni jest spektakularnym przykładem tego, co dzieje się kiedy władzę w kraju przejmują niekompetentni populiści. Rosnący kurs złotówki jest zjawiskiem makroekonomicznym, któremu można przeciwdziałać. Dewaluacja waluty jest zadaniem trudnym, ale możliwym do przeprowadzenia, jeśli nastąpi połączenie sił rządu i Banku Centralnego. W Polsce jednak nie jest to możliwe, bo minister finansów Rostowski postanowił obarczyć NBP winą za wzrost inflacji w Polsce i od pewnego czasu bezpardonowo atakuje Prezesa tej instytucji. Słynne ‘przekazy prasowe" zawierają również ładunek czarnej propagandy wymierzonej w Sławomira Skrzypka. Jasne jest, że współpraca jest tutaj niemożliwa. Co ważniejsze, Platforma Obywatelska jest żywotnie zainteresowana wzrostem kursu złotówki, gdyż sprzyja to ludziom zamożnym w Polsce (tanie towary importowane i wakacje za granicą) oraz inwestorom zagranicznym, którzy wypracowane w Polsce zyski przeliczają według coraz korzystniejszego kursu na dolary, funty czy euro.

Ceny energii już wkrótce poszybują w gorę, bo elektrownie muszą wdrażać coraz kosztowniejsze programy ekologiczne. Dzieje się tak pod silnym naciskiem Brukseli. Unijna eko-histeria blokuje zresztą również budowę dróg w Polsce (sprawa Rospudy). Dziś urzędnikom unijnym, którzy jeżdżąc samochodami po zabetonowanej Europie Zachodniej, marzą o ekonomicznym skansenie na wschodnich obrzeżach UE, należy przeciwstawić twardą postawę rządu. To jednak jest niemożliwe, kiedy ster w kraju dzierży człowiek słaby, bez koncepcji rządzenia, który kieruje się tylko interesem osobistym i słupkami sondażowego poparcia.

Rosnące płace to kolejny problem polskiego biznesu. W praktyce przecież nie jest możliwe, aby normalnie działające firmy zwiększały co rok realny fundusz plac o 10%. Stąd Polsce potrzebne jest raczej wygaszenie roszczeń płacowych i spokojna refleksja. Tak jednak się nie dzieje, bo w ostatniej kampanii wyborczej Platforma Obywatelska obiecała radykalne podwyżki emerytur i płac w sferze budżetowej. Wzrost gospodarczy miał też przyspieszyć, a wszystko to w imię hasła „by żyło się lepiej"  Przeciętny stoczniowiec słysząc takie obiecanki, również upomni się o swoje. Skoro ma być druga Irlandia i cud gospodarczy, pieniądze na podwyżki się po prostu należą. Tusk przecież podpisał te zobowiązanie własnoręcznie, w apogeum kampanii wyborczej i na oczach całej Polski.

W przypływie dobrego humoru można powiedzieć, że i tak w Polsce mamy do czynienia ze swoistym cudem gospodarczym. 6% wzrostu PKB jest przecież wielkim sukcesem przy tak niekorzystnych warunkach makroekonomicznych i graniczącej z sabotażem, niekompetencji rządu. Sęk w tym, ze ta sytuacja nie utrzyma się długo, bo impuls wzrostowy, który pojawił się w okresie rządów PiS (obniżenie podatków, emigracja zarobkowa, środki unijne) będzie stopniowo ustępował. Wtedy wzrost gospodarki wyhamuje, a pojawiających się przykładów bankrutujących firm będzie dużo więcej. Ciekawe co wtedy powie Donald Tusk i jego koledzy? To wina PiSu?!

rewident
O mnie rewident

Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji... "Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Polityka