Na blogu Pana Jarosława Flisa, znanego socjologa rozpoczęła się dyskusja na temat wiarygodności sondaży. Stwierdziłem, że zasługuje ona na osobną notkę.
Wiadomo, że 21/10/2007 w wyborach padł wynik PO-41%, PiS-32%.
PO wygrała wybory miażdżąco (stosunkiem głosów 55:25) w miastach takich jak Warszawa, Poznań i Wrocław oraz w powiatach zachodniej Polski. PiS wygrał w województwach wschodnich
W ostatnich dniach pojawił się następujący wynik sondażu: PO-55%, PiS-24%.
Załóżmy przez chwilę, że są to wyniki prawdziwe. Jakie wnioski możemy wyciągnąć z tej zmiany preferencji wyborczych?
Dla uproszczenia bedziemy rozpatrywac tylko przesunięcia elektoratów netto.
1. PO zachowało wszystkich swoich wyborców.
Ad1) Jest to teza mocno ryzykowna. Pewna część elektoratu PO zagłosowała na tę partię zwabiona populistycznym przekazem kampanii wyborczej (słynne 10 zobowiązań). PiS prowadził w sondażach jeszcze 2 tygodnie przed wyborami, więc teza, że wszyscy wyborcy PO zareagowali tylko na „zły styl" rządzenia PiS, jest błędna. Można ocenić, że około ¼ elektoratu PO, to ludzie roszczeniowo nastawieni do Państwa, wyznający raczej poglądy lewicowe. Bazę tego elektoratu stanowi sfera budżetowa tzn nauczyciele, lekarze, pielęgniarki. Geograficznie, ten roszczeniowy elektorat PO, to mieszkańcy dawnych województw słupskiego, koszalińskiego czy gorzowskiego. Szczególnie tereny popegieerowskie wykazywały silne poparcie dla Samoobrony (powyżej 20%), które potem, w pewnej części zostało przekazane PO.
2. PO przejmuje głosy SLD.
Ad2) Rzeczywiście poparcie SLD spadło o połowę. Możemy zatem dodać PO te 6%. Mamy w efekcie 47% dla PO. Jest to prawdopodobne, gdyż PO wchodzi w buty partii postkomunistycznej. Pomaga jej w tym działanie ministra Ćwiąkalskiego i konsekwentne umarzanie śledztw w sprawach mogących zaszkodzić SLD tj „grupa trzymająca władzę". Elektoratowi SLD podoba się również zatrzymanie lustracji i ciągle ataki na PiS. Nie ma gwarancji jednak, że twardy, betonowy wyborca z rodowodem esbeckim czy pezetpeerowskim w ostateczności nie odwróci się od PO i nie poprzez SLD.
Niemniej jednak możemy uznać, że przejęcie tych 6% czyli połowy elektoratu SLD przez PO jest prawdopodobne.
3. PiS traci 8% swoich wyborcow na rzecz PO. Mamy zatem 47%+8%=55% na rzecz PO. PiS zostaje z poparciem 32%-8%=24%
Ad3) Aby potwierdzić albo odrzucić tę tezę, możemy posłużyć się wynikami wyborów uzupełniających na Podkarpaciu. Wiadomo, że każdej partii politycznej najtrudniej powiększyć swój stan posiadania na terenach, gdzie całkowicie dominuje, to znaczy posiada poparcie ponad połowy wyborców. Dzieje się tak dlatego, że ludzie mają rożne interesy i preferencje osobiste. Nawet najzręczniejszy polityk, obdarzony charyzmą, przystojny, z pełnym poparciem mediów nie uzyska wyników na poziomie 70-80%. Partia polityczna jest w jeszcze trudniejszej sytuacja, bo mamy tu do czynienia z glosowaniem na „Brand", a nie na człowieka. Dlatego tez PO nie będzie w stanie powiększyć swojego elektoratu z 55% w Warszawie czy 60% w Poznaniu. Po prostu przeszkadza w tym zwykła ludzka przekora.
Tak więc, jedyną szansą dla PO na zdystansowanie PiS, jest pokonanie partii Jarosława Kaczyńskiego w jego „mateczniku" tzn na terenach województw Podlaskiego, Lubelskiego i Podkarpackiego. W ostatnich wyborach do Sejmu w Podkarpackiem PiS wygrał z PO stosunkiem głosów 44 do 30. W wyborach do Senatu, kandydat PiS Mazurkiewicz uzyskał 39,21% głosów, a jego konkurent z PO - Lewicki 29,6%. Zauważmy, że procent głosów oddanych na PO i Lewickiego w obydwu wyborach jest podobny.
Można bezpiecznie założyć, że, aby PO mogło uzyskać 30% przewagi w całym kraju, powinno osiągnąć przewagę przynajmniej 20%, a więc jakieś 40-45% na terenie województwa Podkarpackiego. Sięgamy po wyniki wyborów uzupełniających i stwierdzamy, że kandydat PO otrzymał nawet MNIEJSZE poparcie niż w wyborach 21/10/2007. Lewicki zebrał 26% głosów, podczas gdy kandydat PiS, Zając blisko 48%. PiS poprawił swój wynik.
Tutaj pojawia się argument o niskiej frekwencji. Jest on jednak ułomny z dwóch przyczyn. Po pierwsze, w kampanię wyborczą zostały zaangażowany czynniki państwowe. W teren wyruszyli liderzy obydwu partii, Premier Tusk otwierał nawet (w stylu gierkowskim) jedno z gminnych boisk. Sprawą interesowały się media, co zresztą zaowocowało większą, niż przeciętna, frekwencją w tego typu wyborach. Po drugie, jeśli prawdą jest, ze w kraju istnieje tak wielka niechęć do PiS, dlaczego wybory uzupełniające nie mogły stać się okazją dla nowych, „nawróconych" zwolenników PO na okazanie swoich preferencji politycznych. Dlaczego wreszcie wyborcy PO mieliby być mniej „chętni" do głosowania niż wyborcy PiS? Ironizując, można powiedzieć, ze moherowym beretom trudniej przemieścić się do lokalu wyborczego niż młodym i wykarmionym zwolennikom PO, którzy tylko przebierają nogami aby pokazać środkowy palec „wrednemu kaczorowi". Żarty jednak odrzućmy na bok.
Wynik wyborów uzupełniających w Podkarpackiem jest dowodem na spadek poparcia dla PO w tym regionie. Można to łatwo wytłumaczyć, bo przecież partia Donalda Tuska postanowiła „ukarać" ubogie regiony Polski Wschodniej poprzez odebranie im dotacji unijnych. Ludzie, którzy tam mieszkają odczuwają dziś rozczarowanie i gorycz. Czują, ze są traktowani gorzej, trochę jak mięso armatnie, względnie, jak kasta ludzi drugiej kategorii.
Z pewnością te wszystkie czynniki nie pomagają PO rozbijać „matecznik" PiSu. Możliwe jest pewne minimalne przesunięcie na rzecz PO w dużych miastach związane z przechodzeniem wyborców SLD w ramiona Partii Miłości. Prawdopodobnie jednak jest to zrównoważone przez spadek poparcia w rejonach biedniejszych, do których zalicza się nie tylko Ściana Wschodnia.
Jest jasne przecież, że rzeczywistość wirtualna wykreowana przez media w kampanii wyborczej, powoli ustępuje miejsca prawdzie. Ziobro, Kaczyński i Kamiński nie chcieli wprowadzić w Polsce dyktatury. Sawickiej nikt nie uwiódł, a Tusk nie umie reformować służby zdrowia i budować dróg. Nie ma żadnego impulsu, który mógłby przekonać wyborców PiS do głosowania na PO. Skoro wytrzymali potworny jazgot mediów przed 21/10/07, tym łatwiej wytrzymają słabnąca propagandę PO, która jest na bieżąco weryfikowana przez rzeczywistość.
Reasumując, wyniki sondażu są w ordynarny sposób sfałszowane. Nie jest to nic zaskakującego, bo takich wypadków mieliśmy już kilka. Przypomnijmy, że w 1997 roku sondaże dawały nowej lewicowej Konstytucji 75% poparcia. W referendum Konstytucja przeszła 4%. W 1997 roku AWS i SLD remisowały we wszystkich sondażach na 2 dni przed glosowaniem. W wyborach okazało się, że AWS wygrywa 34% do 27% z SLD. Donald Tusk po pierwszej turze wyborów miażdżył Lecha Kaczyńskiego w sondażach (62% do 38%). Wybory przegrał 46 do 54%. Przebieg kampanii wyborczej w żaden sposób nie ujawniły jakichkolwiek „magicznych" cech Kaczyńskiego. Można rzecz, że była to jedna z bardziej nieudolnie prowadzonych kampanii. I wreszcie, wybory do Sejmu 2005 roku, kiedy PO wygrywało od 5 do 8% z PiS, a w rzeczywistości przegrało 3%.
Tak, Panie Jarosławie, wyszło szydło z worka.
PS. Proponuję Panu taką zabawę. Niech Pan zrobi badania polegające na zadaniu jednego pytania: „Czy w następnych wyborach parlamentarnych zagłosujesz na tę sama partię, co 21/10/2007?" Możliwe odpowiedzi:
-
tak,
-
nie,
-
byłem na wyborach i teraz nie pójdę,
-
nie głosowałem i nie będę głosował,
-
nie glosowałem i będę głosował.
Badanie należy przeprowadzić oddzielnie w dużych miastach i na wschodzie Polski.
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka