Mądrze ktoś powiedział kiedyś, że podróże kształcą. Szwecja kojarzyła mi się do tej pory z zimnym i dosyć ponurym krajem. Po trzech dniach spędzonych w Göteborgu wszystko jednak się zmieniło. Odtąd kojarzyć mi się będzie z kominami, podchlapką, siedzeniem na koniu, kodami PIN, za małymi spodniami, książką po chińsku, jogurtem za 9 zł, Andrzejem Kmicicem, Henrykiem Sienkiewiczem, oraz z Rambo! A dlaczego?
Oto mój subiektywny opis haseł, rzeczy i postaci, który to, po trzydniowej wizycie w Göteborgu, w mojej zafascynowanej tą podróżą mózgownicy, się narodził:
Kod PIN
Przyjeżdża sobie człowiek do Göteborga, wsiada do tramwaju, wysiada na przystanku, szuka czerwonego budynku i zielonej bramy. Wchodzi, znajduje wejście do budynku, wpisuje PIN, drzwi się otwierają, znajduje małe, metalowe skrzyneczki zawieszone na ścianie, wpisuje kolejny PIN. Jedna skrzyneczka się otwiera, w środku są magnetyczne klucze do pokoju. Otwiera pokój, wchodzi i mieszka. Proste, prawda?
Ceny
1 SEK to ok. 0,48 PLN. I tyle wiedziałem przed wylotem do Szwecji. Wydawało się, że fajnie będzie, bo łatwo sobie tamtejsze ceny na nasze przeliczyć. A i owszem, ale wnioski z tego mizerne, ponieważ DROGO!! Prawie wszystko, po przeliczeniu na złotówki, drogie jak cholera. Nieduży jogurt w sklepie przy dworcu autobusowym kosztował 9 zł. Kajzerki: 2 zł za sztukę. Trzydniowy bilet komunikacji miejskiej to koszt 90 zł, a jednorazowy przejazd na lotnisko (14 km od centrum miasta) to prawie 40 zł. Całe szczęście, że Lidla żeśmy znaleźli…
Muzyka w łazience
Fenomen, moim zdaniem, nie z tej ziemi. Niby to takie proste. Wystarczy zamontować kilka głośników w suficie i podłączyć do radia, które 24 godziny na dobę nadaje same światowe hity. Można podśpiewywać sobie rano przy goleniu, a także poćwiczyć wszelkiego rodzaju układy taneczne pod prysznicem. A jak się człowiek któregoś wieczora mocno „zmęczy”, to taki „zmęczony” udać się może do muzycznej łazienki w celu szybkiej podchlapki wykonania. I kiedy usłyszy „Comment ça va” z głośników nad głową zamieszczonych, to jakoś tak od razu, na duszy się radośniej robi.
Szwedzi
Niczym szczególnym się nie wyróżniają. No może jedynie tym, że jak coś głośno mówią, to ich głosy zawsze brzmią bardzo nisko. Nawet mała, drobna blondynka ma głos jak ogromny zawodnik sumo. Być może, jest to kwestia dosyć twardego języka. Poza tym, dało się zauważyć, że są ludźmi przeważnie spokojnymi i raczej wieczorami na miasto nie wychodzą (w Göteborgu po godz. 17 robiło się pusto na ulicach). Aha! Jeszcze jedna, bardzo ważna sprawa… Wydaje się, że oni nie piją alkoholu!!!
Alkohol
To może zabrzmi dość niesamowicie i totalnie dla nas (Polaków) niezrozumiale, ale w Szwecji bardzo trudno jest zakupić jakikolwiek alkohol. Tzn. sprzedają w sklepach spożywczych jakieś piwo, ale napój ten zawiera zaledwie 3,5%, a zatem u nas uznany byłby raczej za jakąś oranżadkę. Coś poważniejszego można dostać jedynie w specjalnych sklepach z alkoholem (zamykanych przeważnie o godz. 16). Ceny w takim sklepie, jak na kieszeń przeciętnego, polskiego zjadacza chleba (a raczej degustatora trunków wszelakich), są po prostu zabójcze! Dla przykładu: ¾ naszej, rodzimej wódki Bols, kosztuje ponad 100 zł! Jedyny trunek z procentami, na który było mnie w takim sklepie stać, to tanie (po szwedzku tanie), hiszpańskie wino w kartoniku. Nie pytajcie, jak smakowało. Za taką cenę – było po prostu wyborne!
Wyspy
Göteborg – jak wiadomo – to również wyspy. Małe, skaliste, z wąskimi uliczkami oraz bardzo ładnymi, drewnem zabudowanymi domkami. W ramach naszej wycieczki, popłynęliśmy w niedzielny poranek na Donsö. Wybór zupełnie przypadkowy, ale – jak się potem okazało – bardzo trafny. Głównym środkiem komunikacji na wyspie są melexy oraz takie dziwne, trójkołowe motorowery (patrz zdjęcia powyżej). Ewentualnie jeszcze rowerami ludzie jeżdżą. Wyspa jest nieduża, także obeszliśmy ją całą dosyć szybko. Dwa kościoły, szkoła, przedszkole, boiska do piłki nożnej, koszykówki, no i oczywiście – do hokeja. Poza tym, kilka małych sklepów, kręgielnia i generalnie wszędzie mnóstwo skał. Weszliśmy na te najwyższe. Widoki fantastyczne (patrz zdjęcia powyżej), choć wiało tam na górze jak cholera. Także naprawdę warto sobie na taką wyspę popłynąć. A z racji tego, że trzydniowy bilet komunikacji miejskiej (przypominam, że za 90 zł kupiony), ważny jest również na promy, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby wsiąść na prom, nie w tym kierunku co trzeba płynący, i sobie od pętli do pętli trochę „pojeździć”.
REA
Znaczy tyle samo co SALE, czyli wyprzedaż po prostu. Hasło to prowokuje coś, za czym przeważnie szaleją kobiety i czego przeważnie nienawidzą mężczyźni, a mianowicie – zakupy. One z kolei, działają na wycieczkach niczym magiczne „panie na lewo, panowie na prawo”, wypowiadane przez kierowcę lub pilota (wycieczek, nie samolotu) podczas tzw. sik-pauzy. Turystyczne drogi obu płci się na moment rozchodzą. Panie szaleją, biegają, przymierzają, kupują… A panowie… no właśnie, co wtedy zazwyczaj robią panowie? W każdym razie… Kilku rzeczy się po tym doświadczeniu nauczyłem. Po pierwsze, że czas może się podczas zakupów z łatwością rozciągać i wyginać (zdaje się, że Einstein uwzględnił to w swojej teorii) i np. z dwóch godzin, może się zupełnie normalnie zrobić sześć. A po drugie, wiem już, co to jest komin! To taki szalik, który ma końce ze sobą połączone. Aha! I na wyprzedaży warto kupić sobie cztery. Jeden zimowy i trzy jesienno – wiosenne.
Muzeum
Wiele jest muzeów w Göteborgu (Muzeum Sztuki, Muzeum Sportu, Muzeum Morskie, Muzeum Starszych Pań Na Balkon Przez Okno Wystawionych…). Ale najciekawsze, najwspanialsze i najbardziej godne polecenia, jest tylko jedno – Muzeum Volvo! Nie ma co opowiadać, to trzeba po prostu zobaczyć. Samo jego położenie, tuż nad morzem, gwarantuje niesamowite widoki. A w środku wiadomo: wspaniałe samochody, silniki samolotowe i dosłownie chyba wszystko, co tylko firma Volvo, w swej bogatej ofercie, kiedykolwiek wyprodukowała. Historia, a także przyszłość motoryzacji. Nowoczesne prezentacje multimedialne, wystawy i naprawdę mnóstwo, mnóstwo atrakcji. Praktycznie co kilka kroków znajduje się coś zachwycającego. W sklepiku można kupić sobie jakąś pamiątkę: koszulkę, czapkę, karty do gry, książkę po chińsku…
Powrót do domu
Załóżmy (oczywiście tylko hipotetycznie), że na lotnisku w Göteborgu, jakieś pół godziny przed zamknięciem odprawy, okazuje się, że karta pokładowa, którą wcześniej wydrukowaliśmy sobie w domu, jest nie w tę stronę co trzeba (czyli z Warszawy, a nie do Warszawy). Co wtedy należy robić? Zachować spokój i przede wszystkim… założyć marynarkę!
Drużyna zachwyconych
- Na wakacje do Szwecji? W zimę?? – dziwił się spotkany przypadkowo Polak, pracujący przy remoncie pensjonatu. – Panie, nie ważne gdzie i kiedy, ważne z kim! Z takimi ludźmi to ja mógłbym w zimę i na Antarktydę pojechać, konie (a właściwie jaja pingwinom) kraść.
Dziennikarz, felietonista. Prywatnie – autor tekstów piosenek, kompozytor, a także gitarzysta w amatorskim zespole rockowym. W przeszłości chciał zostać listonoszem, poganiaczem bydła lub otworzyć własny skup butelek. Tymczasem, został jednak… magistrem. Trochę podróżuje. Bywał na Bałkanach. W Meksyku szukał śladów Pierzastego Węża. Nadal czegoś szuka. Lubi wschody i zachody słońca oraz wiatr.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości