Zbigniew Ringer Zbigniew Ringer
248
BLOG

A ja mam słońce w kapeluszu

Zbigniew Ringer Zbigniew Ringer Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 Pogoda w miniony weekend była taka, że najstarsi górale czegoś takiego nie przewidzieli. Jedynie magowie od błękitnego nieba powiedzieli nam w tajemnicy, że słońca będzie pod dostatek. I było go, prawda. Przysz więc piękne narty od piątku do niedzieli, i o dziwo, wcale nie przepełnione. Na Kotelnicy w Białce Tatrzańskiej i potem w Jurgowie narciarzy nie w nadmiarze, jeździły do góry puste krzesełka, nie stało się ani minuty w kolejce, a na stokach swobodna jazda. Śnieg niby firnowaty, ale to nie był typowo wiosenny śnieg, który daje narciarzom absolutną frajdę. Niemniej grzechem byłoby na cokolwiek się uskarżać. Błękitne niebo od wczesnego świtu do późnego wieczoru i te tatrzańskie widoki! Tatry z Kotelnicy w całej okazałości, od Hawrania i Murania na wschodzie po Błyszcz po drugiej stronie.
Z Jurgowa perspektywa nieco inna, góry jakby na wyciągnięcie ręki. W słońcu lśnią niby alpejskie lodowce, ale też z rana śnieg  wszędzie mocno zlodowaciały, i to tylko dodaje górom grozy, ale jednocześnie i piękna. I tak siedzimy z Jurkiem, moim wędrownikiem tatrzańskim z zeszłego lata, na ławeczce na górze ostatniego wyciągu, i gapimy się i gapimy i oczu od tego piękna nie sposób oderwać. Widziałem już w życiu trochę gór najwyższych, i choć piękne są i Góry Skaliste, i Pireneje, i Alpy, i Dolomity, i Appalachy i co tam jeszcze, ale takich gór jak polskie Tatry, nie ma nigdzie. Nie wiem, czy one takie piękne dla wszystkich, czy tylko dla nas, mieszczuchów, co do tych gór mają raptem sto kilometrów, czy też takie jest ogólne odczucie. Chyba o tym już pisałem po zeszłorocznych Rysach, bo sir Hillary, ten od Mount Everestu, kiedy stanął nad Morskim Okiem i spojrzał na te wszystkie otaczające jezioro Mięguszowieckie, Ganek, i najwyższe z nich Rysy, miał powiedzieć, że tak pięknych gór jeszcze w świecie nie widział. A on się na tym akurat znał. Prawda, nie jest naszych Tatr za wiele, to bodajże zaledwie jedna trzecia całości, ale trzeba nam się i z tego cieszyć. I chronić to narodowe dobro, bo żadne ludzkie im nie dorówna. A wymienianie w tym kontekście jakichś żałosnych ludzkich postaci jest nie tylko obrazą gór, ale także drwiną z nas wszystkich.
  Z wierzchołka jurgowskich górek widać Tatry, jak mówię całe, od  wschodu po ostatni zachodni szczyt, pośrodku jest Kasprowy Wierch, ale on dobrze widoczny jedynie przez lornetkę, widać wówczas kopulasty wierzchołek  z obserwatorium na szczycie. Robiłem kiedys wywiad z jednym z meteorologów tamtejszych, o trudach życia w górach, bo kiedy jest pogoda, to i świat jest piękny. Ale kiedy przyjdzie zima, mrozy i zawieruchy, kolej nie kursuje, trzeba na Kasprowy wychodzić piechotą. Z Kuźnic maszeruje się zwykle przez Goryczkową, można przez Myślenickie Turnie, to dobre trzy godziny wysokiego marszu. Opowiadał mój meteorolog, jak przed laty zmienniczka wyszła w czas zamieci z Gąsienicowej do góry i będąc już na przełęczy tuż pod szczytem zabłądziła i odnaleziono ją dopiero rankiem następnego dnia.  Przed paroma laty z Kubą i jego dzisiejszą żoną Kristen schodziliśmy w czas pierwszego jesiennego śniegu do Kuźnic przez Myślenickie, i całkowicie przemoknięci ale ogromnie uradowani, dobrnęliśmy po dwóch godzinach do Kuźnic, skąd busem na parking. Pewnie, to są nic nie znaczące drobiazgi i epizody, ale one zostają w pamięci mocniej, niż najpiękniejsze dni spędzone w górach Adirondack czy w kanionach rzeki Kolorado.
  Wracam do wiosennych nart. Kiedy nie było tych wszystkich właśnie Białek, Jurgowów, Śnieżnicy, Szymoszkowej, Harendy, Spytkowic czy nawet podkrakowskich Podstolic, dla narciarzy pozostawała jedynie Gubałówka i Kasprowy. Gubałówke zlikwidował narciarsko były dyrektor parku tatrzańskiego, który ma tam swoje włości i skutecznie zabarykadował całą trasę, żądając od kolejek sporych pieniędzy za otwarcie szlabanów. Spór trwa do dziś, nie ma Gubałówki dla narciarzy, ale jest pieniactwo i typowe polskie: to je moje. I możesz mi, za przeproszeniem, naskoczyć. To tak, jak ta góralka z Poronina nie chce oddać kawałka swojej ziemi pod budowę przyszłej drogi szybkiego ruchu, i cały plan bierze w łeb. A swoją drogą, ta najbardziej eksploatowana droga w Polsce, owa zakopianka z Krakowa do Tatr, to urągowisko na skalę światową.W dni świąteczne, jak wielkanocne czy bożonarodzeniowe, czasem i w weekendy owe sto dziesięć kilometrów jedzie się nieraz i sześć godzin. Widział świat takie dziwowisko?
Ale takich dziwowisk jest na tej trasie więcej,  choćby wspomnieć o kilku światłach w newralgicznych punktach drogi. Zamiast postawić tam policjanta, który by regulował  natężony ruch niedzielny, samochody stają na zakopiance po kilka minut, kiedy na skrzyżowaniu ani śladu innych pojazdów, niż te na głównej drodze. Ale Polska nie była by sobą, gdyby sobie bezproblemowo poradziła z takimi duperelami.
  Zaś co do Kasprowego, to chcieliśmy z Jurkiem skoczyć na górę, raz i drugi pozjeżdżać w Goryczkową i Gąsienicową, co nie zdarza się każdej zimy. Odradził ratownik górski, towarzysz z krzesełka. "Chcecie stać panowie trzy godziny w Kuźnicach w kolejce do kasy - to tak". Czyli nic nowego pod słońcem, jak mawiał pewien sowiecki uczony...

Zapiski z Krakowa, ale nie tylko. Jest także o Polsce, o świecie, o przyrodzie, górach i o nartach. Pisane na gorąco, a wydawcą jest mój przyjaciel, Jacek Nowak.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości