Narodowy solidarysta w świecie międzynarodowego kapitalizmu
W wieku 18-21 lat ukształtowały się moje poglądy. Były one jednoznacznie narodowosolidarystyczne. Potem jednak życie musiało zweryfikować moje stanowisko.
Z jednej strony zacząłem bawić się nieco w politykę. Zauważyłem, że scena polityczna w Polsce jest mocno zabetonowana i od lat 80. cały czas ci sami ludzie naprzemiennie wymieniają się władzą, czy to SLD, czy PO z PiSem - tutaj mając na myśli także poprzedników tych dwóch partii, SLD nie chciało nawet zmienić się nazwy, choć w sumie to wcześniej ją zmienili - z PZPR. A do tego wszystkiego przystawka PSL. Od 20-kilku lat w polskiej polityce decydującymi postaciami są cały czas te same twarze.
Oprócz tego przyszła próba usamodzielnienia się oraz wytężona praca. Wysokość zarobków w PL nie pozwala się realizować, nie mówiąc już o założeniu rodziny, czy spełnianiu marzeń. I nic nie wskazuje, aby w przeciągu tej dekady cokolwiek zmieniło się na lepsze w Polsce. Tak więc wyjechałem.
To co zauważyłem, to, że kraje Europy Zachodniej, które zdawałoby się (obok Ameryki Północnej) są ostoją kapitalizmu, mają najczęściej znacznie więcej rozwiązań prospołecznych niż Europa Środkowa. Mam tu na myśli chociażby wyraźnie większe podatki dla bogatszych, spora kwota wolna od podatku, nierzadko większa ilość stopni podatkowych.
Opierałem się... Miałem osobiste opory moralne. Ale perspektywa harowania w PL za grosze to dla mnie żadna alternatywa, tak więc moje opory szybko wypraowały. Zastanawiałem się jeszcze tylko czy sobie poradzę? A co mam sobie nie poradzić? Jak na razie idzie dobrze. I jeśli komuchom przyszło nadzwyczaj gładko (poprzez ich ustawy Wilczka i uwłaszczenie nomenklatury komunistycznej) przejście do zdawałoby się już zupełnie antagonistycznego wobec nich kapitalizmu, to dlaczego mi miałoby się nie udać? Tym bardziej, że narodowy solidaryzm i kapitalizm ma do pewnego stopnia wspólną część podłoża, a mianowicie to, że silniejszy i sprytniejszy ma szanse na osiągnięcie więcej, natomiast leniwość nie popłaca.
Jest też jeszcze jedna niemniej ważna rzecz, a mianowicie umiejętność przystosowania się do różnych warunków. Myślę, że moja zdolność do adaptacji jest dobra. Ponadto mam kilka asów w rękawie. Nie chcę tu wszystkich wymieniać, ale należą do nich m.in. omijanie zastanawiania się nad pierdołami (np. Polacy wyjeżdżając Zachód często rozmyślają niemal filozoficznie np. w taki sposób: ,,O rany ilu dzisiaj minąłem Arabów / Indusów / etc... na ulicy" - ja takimi rzeczami nie zaprątam sobie większej uwagi, tylko zastanawiam się w tym czasie co mam zrobić żeby kupić sobie następny, nowszy model bmw), czy znajomość wielu języków (generalnie ujmując - jestem w stanie porozumieć się z większością mieszkańców Europy).
Naturalnie zamierzam zachować część swoich starych zasad i tak np. z Żydami witać się nie zamierzam. Niemniej, obecnie pora skupić się na podbiciu tego nowego świata u wrót którego stanąłem. Nie ma odwrotu - nie zanosi się, aby polskie społeczeństwo w najbliższych latach bardziej dojrzało do idei narodowego solidaryzmu; a sama scena polityczna w PL jest tu nieźle zabetonowana. Tak więc, nie zamierzam czekać nie wiadomo na co, ani rozpaczać. Wolę zająć się swoim własnym triumfem woli.
Jest takie polskie przysłowie: Jeżeli wpadniesz między wrony, musisz krakać tak jak one. Jeżeli nie mogę zmienić zasad gry, mogę przynajmniej postarać się grać jak najlepiej. No i co? No i pora zająć się robieniem prawdziwych pieniędzy.
Inne tematy w dziale Polityka