Szczęście moje wyszło z TGVauki, przytuliło się mocno i usłyszałem:
Daj mi na chwilę swój telefon...
Proszę...
weszła w kontakty, znalazła prawdziwą Maryvonne i zadzwoniła. Gęgały krotko, odpaliłem mego wiernego konia i pojechaliśmy w kierunku XV Paryża.
To co zaczynać spowiedź?
Nie, Maryvonne powiedziała, ze mi o Tobie opowie :)
i sprzedała mi chytry uśmieszek. Dojechaliśmy z Estu na rue Dombasle moimi skrótami dosyć szybko, omijając większe korki. Zaparkowałem po staremu byle jak, bo już było po 18.00 i „studentki” piszące mandaty skończyły prace.
Napracowałem się nad tymi wspomnieniami, a Ty idziesz po nie do Niej
To źle? Dowiem się za dużo, czy za mało?
Ach, ta wasza babska intuicja; dowiesz się więcej niż ja sam wiem, taka prawda, chodź. :)
Kupimy coś?
Zrobiłem jakiś dziwny zygzak dłonią i podprowadziłem ją pod interfon, zadzwoniłem:
To my Marie...idź sama Myszko ciekawska, pierwsze piętro i Marie cię znajdzie.
i poszedłem do sklepu po J&B :)
Gdy wróciłem w kuchni zobaczyłem oprócz mojej (no dobra, zgodziła się zdekonspirować częściowo) Natalie, jeszcze Maryvonne, Virginie i Valerie. Machnąłem ręką i polazłem do salonu, gdzie zastałem Laurenta fotografa i Laurenta redaktora sesyjnego wpatrujących się z natężeniem w film o pingwinach królewskich. Każdy z nich dzierżył jointa wielkości średniego cygara. Cofnąłem się do kuchni i w milczeniu włożyłem do kieszeni jeansów Natalie kluczyki od samochodu
i wychodziłem, ale wróciłem i ugryzłem ją w ucho. Pisnęła, a reszta bab nie zareagowała.
Bawcie się same...idę
Poszedłem do „chłopców”. Skręciłem po swojemu boba z zioła, które leżało grzecznie między owocami w salaterce, wziąłem trzy buchy i zagaiłem:
Co tam u was?
Nic, a u ciebie? Odpowiedzieli chórem
Nic
To ça va
Uhm
I patrzyliśmy, jak pingwiny wysiadują jajka.
Dobra jest:
Laurent fotograf jest prawdziwym artystą, ale na chleb zarabia współpracując
z Maryvonne w sesjach zdjęciowych kulek czekolady, ziaren kakao itp. Valerie, to jego zona i normalnie to ich nie ma, bo mieszkają na prywatnej wyspie w rozlewiskach Eure kolo Chartres, bez elektryczności, veganie. Dredy, luzik i teoria o tym, ze kiedyś cala ludzkość będzie koloru kakakowego. Odjechani na maxa..
Laurent redaktor sesyjny, właściciel kilku kamienic, m.in. tej w której jest akcja.
Starozakonny lewak, który co chwila mi przypomina, ze zna Michnika. Wariat, ale wielkiego serca i gdy trzeba jest rzeczowy i zimny, jak śmierć. Mieszka na parterze w 120 metrowym aprt., sam, czasami z jakąś Bułgarką, czy Chorwatką zapoznaną przez internet i z grafitowym (kolejnym) kotem o boskim imieniu Tanit.
Virginie, wdowa, matka czworga dorosłych dzieci, w moim wieku, dama w każdym calu, właścicielka winnicy pod Bordeaux, butelkuje na miejscu 25000 rocznie, nazwa „Piot”. Takie sobie, ale „claret” od niej to czołówka przynajmniej krajowa. 25000 to nie jest dużo i majątku na tym nigdy nie zrobi. Lecz na winobranie przyjeżdżają przyjaciele i przyjaciółki i studencka brać za pół darmo. I ja tam nieraz się zaplącze, ale mnie pilnuje, bo raz, ze za dużo smakuję wina, a dwa, ze widzi, jak patrze na jej zgrabny tyłeczek, a jest w moim typie, jak cholera :)
Maryvonne, moja niebiologiczna matka we Francji. Właścicielka firmy reklamowej od lat czterdziestu, ekspert od czekolady i kakao światowej klasy. Altruistka mówiąca o sobie, ze jest nienormalnie normalna.
Wszystkie te osoby faktycznie znały mnie we wszystkich fazach mego szaleństwa
i normalności, znały tez większość moich francuskich przyjaciółek i kumpli, dlatego zanim wróciłem ze sklepu z J&B, to już wiedzieli po paru pytaniach zadanych Natalie, ze w aktualnym stanie jakim jestem należy mnie po prostu olać, a Natalie po prostu wszystko opowiedzieć i tyle..
Maryvonne w wieku piętnastu lat pokochała whisky i twórczość Pablo Picasso, tej miłości nie zdradziła do dziś, a ma lat 68..
Laurent redaktor sesyjny uwielbia najnowszą historie Francji i cierpi na depersonifikacje..
Virginie jest krypto nimfomanką z zamiłowaniem do ściśle przylegających do ciała kreacji, nie nosi bielizny..
Laurent fotograf uwielbia dziką przyrodę i stan zawieszenia umysłu..
Jego zona uwielbia swego męża, to jej jedyna pasja..
Ja uwielbiam aktualnie Natalie, która po raz kolejny zajrzała poprzez zastawiony kolacją stół uważnie w moje oczy, jakby sprawdzając, czy tam jestem..
Ale jazda :)
Łosoś, bliny, kawałeczki masła, krążki cytryny i białe wino od dostawcy z Marche Convention... Laurent redaktor sesyjny jak zwykle nakradł więcej kawałków bagietki niż jest w stanie zjeść...Maryvonne zjadła tyle, co zwykle, czyli prawie nic, smarując jak zwykle kawałek bagietki ostrą musztardą … veganie zjedli smutne, suche bliny, ale najpierw uważnie je obejrzeli...Natalie spałaszowała aż dwie dokładki, cały czas szukając ze mną kontaktu wzrokowego... ja zjadłem grzecznie, co mi nałożono i w tym momencie Virginie wsunęła mi bosa stopę w lewą nogawkę spodni, maltretując owłosioną łydkę...
Shit!!
Przykro mi Stan, my nie palimy tego gówna zameldował uczciwie Laurent fotofinish.
Poparzyłem z wyrzutem na Virginie (dopadnę cie kiedyś na winobraniu!) przesłałem jej sygnał wzrokowy;
(akurat!) odpowiedziały jej oczy.
(suka!)...(palant!)
Dajcie talerzyki po łososiu, pomożesz mi Natalie? Mama to jednak Magia wyższego stopnia i zawsze potrafi rozładować napięcie...
Marteau w soczewicy z marchewką i do tego biały lub czerwony Piot i w tej konkurencji zostaliśmy tylko we trójkę: Laurent redaktor sesyjny, Natalie i ja. Widziałem, ze zanosi się na walkę wieczoru, więc zadowoliłem się jednym kawałkiem kiełbasy i co tam drapnąłem soczewicy,
a Natalie i Laurent toczyli właśnie pojedynek o ostatni kawałek ze sznurkiem...
Przyznać się, który dal jej bucha?
Nic nie paliłam, ja nie potrzebuje wspomagania, mam walkę we krwi ! :)
i wypiela dumnie pierś, aż musiałem przełknąć i przepić winem ten wspaniały widok.
Maryvonne i Virginie patrzyły na nią z dumą, Laurent dostał depresji, a Fotofinish zawiesił się z rozanieloną miną, jego zona była wyraźnie głodna.
Wjechały sery, a wśród nich mój ulubiony kozi Valençay...widząc moją zaskoczoną minę Maryvonne zachichotała i nalała mi kieliszek Château Beaulieu Comtes de Tastes (AOC Bordeaux Supérieur rouge).!
Nie, to niemożliwe żebyś wiedziała, ze będę... uwielbiam Cie Mamo... i pocałowałem ją w czoło, po synowsku, aż się zarumieniła z radości, a Natalie pokręciła głową z podziwem, jakbym wyciągnął królika z kapelusza :)
Daj mi tabletkę kochanie, bo muszę opisać ten wspaniały wieczór. Dzięki Mamo, dzięki wam ludzie, jesteście prawdziwymi przyjaciółmi :))
Pierwsza Nagroda w konkursie na najlepsze opowiadanie o Powstaniu Warszawskim organizowane przez salon24.pl za 2014 rok
Zapraszam na mój blog:
https://robertzjamajkisite.wordpress.com/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura