Nie to, że tęskno mi do niego. Po prostu - temat dobry jak każdy inny na długie, zimowe wieczory. Pierwszy raz zetknąłem się z tym terminem w październiku 1973 roku. Byłem wtedy małym brzdącem i usłyszałem, że angielskie gazety na swych pierwszych stronach zamieściły wielkimi literami napis :" The End of the World ". Było to po historycznym remisie naszych piłkarzy na Wembley, dzięki któremu nasza reprezentacja pojechała na piłkarskie mistrzostwa świata do RFN w 1974 roku. Anglicy odpadli w eliminacjach, i chyba to tylko dla nich był wówczas ten koniec świata.. .Później zaś był słynny przełom 1999/ 2000. Elektronika - a głównie komputery, miały ponoć mieć spore trudności z przejściem na nową datę. Pojawiały się głosy straszące, że np. komputerowe zabezpieczenia wszelkiej maści broni masowego rażenia mogą zgłupieć tej magicznej nocy i ... uruchomić odliczanie doprowadzające do odpalenia arsenałów. Dopiero by się działo. Nic takiego jednak nie nastąpiło i ... chyba dobrze. Potem coraz głośniej było o grudniu 2012. Wszelkiej maści pseudo - naukowcy i badacze udowadniali w swoich często zawiłych wyliczeniach, że to właśnie wtedy skończy się znany nam świat. Najczęściej jako przyczynę podawano przebiegunowanie naszej planety, niekiedy super aktywność słońca, przebąkiwano coś czasem o Nibiru - przybyszu z mrocznych otchłani Kosmosu, który cyklicznie odwiedza nasz Układ Słoneczny, siejąc grozę i zniszczenie. Wmawiano łaknącej nowinek gawiedzi, że Kalendarz Majów przekazuje nam starożytną wiedzę, a jego koniec w grudniu 2012 niechybnie wiąże się z jakąś katastrofą - bo każdy poprzedni cykl takową się kończył. Trudno powiedzieć, co nie zadziałało - podobno poprzez różnorakie zmiany kalendarzowe mające miejsce w znanej nam - odległej historii, w dawnych czasach ( średniowiecze, a może jeszcze wcześniej ) gdzieś zaginęło całkiem sporo lat - więc niekoniecznie obecny rok jest tym, za który go uważamy. Teraz najbliższy koniec świata przypada chyba na 22 lutego - to skandynawski Ragnarok. Jeśli jednak i on się nie spełni, to ... Pewien brytyjski badacz zagadek historii starożytnej - Graham Philips wydał książkę " The end of Eden - The Comet that changed civilization " . Opisuje w niej niezwykłe zjawisko astronomiczne - ok. 3.500 lat temu pod wpływem tajemniczej komety ( przedstawianej jako ognista tarcza na niebie ) nieźle się na Ziemi zagotowało, w wyniku czego zostały unicestwione ówczesne cywilizacje. I ponoć ta sama kometa ma w roku 2024 ponownie zawitać do naszego Układu Słonecznego. Polski tytuł książki to " Zagłada ziemskiej cywilizacji w 2024 roku ". Co przyniesie przyszłość - zobaczymy. Ale najprędzej każdy będzie miał swój własny - indywidualny koniec świata. Kiedy przyjdzie czas, by opuścić tę znaną nam rzeczywistość, w której bardziej lub mniej nieudolnie staramy się funkcjonować.
Mam różne zainteresowania, niektóre czasem przedstawię w formie subiektywnych notek, ale ... to tylko blog. Prawdziwe życie toczy się poza internetem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka