"Sprawa Lwa Rywina", tak zwana "afera starachowicka", a także zagadkowe losy śledztwa o uprowadzenie Krzysztofa Olewnika pokazały, iż stworzona prze Jarosława Kaczyńskiego kategoria "układu" naprawdę istnieje i jest bardzo przydatna, bynajmniej jako instrument badawczy. Bez słowa "układ", nie sposób zrozumieć polskiej rzeczywistości politycznej - ani na centralnym, ani też na lokalnym szczeblu, a przede wszystkim różnych tajemniczych wydarzeń, jakie miały miejsce po 1989 roku.
Żeby była jasność - nie jestem zwolennikiem braci Kaczyńskich, czy Prawa i Sprawiedliwość. W ostatnich wyborach prezydenckich głosowałem na Donalda Tuska. Nie jestem, jednak na tyle naiwny, aby twierdzić, iż tak zwany "układ" nie istnieje. To, iż czegoś nie odnaleziono nie jest dowodem na to, iż tego realnie nie ma, lecz może wynikać jedynie z niedoskonałości metod badawczych, niewystarczających przedsięwzięć weryfikacyjnych, czy też ułomności procedur śledczych.
Oczywiście, w życiu można rozróżnić różne radzaje prawdy. Prawda procesowa - osiągana w trakcie postępowania sądowego - stawia sobie bardzo wysokie aspiracje. Żąda dowodu, a niejednokrotnie dowodu niezbitego. Określone działanie, czy daną wypowiedź każe interpretować na różne sposoby i w rozmaitych kontekstach znaczeniowo-sytuacyjnych. Samo zdroworozsądkowe rozumowanie, czy prostą logiczną analizę, uważa się za zbyt mało przekonywujące argumenty. W prawie, bowiem karnym stosuje się z gruntu defensywną, a przede wszystkim mającą zabezpieczać przed sądowymi pomyłkami - zasadę domniemania niewinności, aczkolwiek czasami o wiele łatwiej byłoby przeprowadzić wywód z domniemania winy. Często śledczy, czy sędziowie prowadzący określone dochodzenie doskonale o czymś wiedzą, zdawają sobie z czegoś sprawę, jednak potoczne "wiedzieć", czy "zdawać sobie z czegoś sprawę", to w tej dziedzinie stanowczo za mało. Prawda zaś racjonalna zadowoli się już samym logicznym rozumowaniem, mocnymi racjonalnymi przesłankami, czy nawet poważnym stopniem prawdopodobieństwa. Ona - choć jej efektywność w odczytywaniu rzeczywistości jest taka sama, a niekiedy nawet wyższa - stawia przed sobą, nieco mniej ambitne wymagania niż prawda sądowa, co jednak rozstrzyga, iż o wiele łatwiej osiągnąć jej poziom.
Kiedy eks-minister spraw wewnętrznych i administracji - Janusz Kaczmarek, były komendant główny policji - Konrad Kornatowski oraz ówczesny prezes PZU - Jaromir Necel, rozmawiali sobie przez telefon "grypsem" o planowanej rewizji służb specjalnych, w posesji Ryszarda Krauzego, to definiowali wówczas jednego z najbogatszych Polaków, jako - "najlepszego płatnika". Indagowany później prof. Andrzej Zybertowicz o kwestię - jak należy rozumieć takie określenie (?); odpowiedział, że: - (...) "W sensie procesowym sformułowanie to dałoby się rozpatrywać w wielu rozmaitych kontekstach, ale zdrowy rozsądek i intuicja podpowiadą tylko jedno racjonalne wytłumaczenie" (...). Jedynie, więc naiwni mogą uważać, iż w tej sytuacji chodziło o najlepszego płatnika podatków do Urzędu Skarbowego. O wiele, bowiem bardziej przekonywujące jest założenie, iż telefoniczni rozmówcy, mieli na myśli najlepszego płatnika łapówek.
Słowo "układ", można rozumieć - w znaczeniu realnym, odnoszącym się do konkretnie istniejącej w rzeczywistości struktury, ale również abstrakcyjnym, jako pewnego rodzaju heurystycznej konstrukcji myślowej, służącej w analizie, a przede wszystkim bardzo pomocnej w dochodzeniu do prawdy obiektywnej. W tym drugim rozumieniu, możemy wyjaśniać różnego rodzaju procesy, zdarzenia, czy zjawiska zachodzące na poszczególnych poziomach władzy - począwszy od wymiaru bardzo lokalnego, a skończywszy na najbardziej centralnym. W praktyce, bowiem rozmaite nieformalne układy - tworzą się zarówno na szczeblu sołectwa, gminy, powiatu, jak i województwa, rządu, parlamentu, a także w skali całego kraju - pionowo i poziomo. Pytanie tylko: - w jakim stopniu dany układ jest patologiczny, pasożytniczy oraz na ile przeszkadza w niezakłóconym, naturalnym i w mierę szybkim rozwoju kraju? Jedno jest natomiast pewne w stu procentach - bez słowa "układ", bez przyjęcia tej kategorii pojęciowej za realnie obowiązującą, nie da się zrozumieć całej polskiej rzeczywistości politycznej po 1989 roku.
Korupcjogenne mechanizmy prowadzenia zamówień publicznych; pospolite "łapówkarstwo" przy okazji rozstrzygania różnego rodzaju przetargów oraz procedur udzielania odpowiednich zezwoleń, czy też wydawania decyzji; szkodliwy klientelizm i powszechne "prywaciarstwo", w łonie ważnych podmiotów, jak również instytucji publicznych; nielegalne kooperowanie urzędników wszystkich szczebli z biznesem, a także przestępcami; wreszcie nepotyzm przy przeprowadzaniu konkursów oraz naboru na stanowiska administracyjne - czy to wszystko to mało?! Co jeszcze musi się zdarzyć, aby wiodące w Polsce opiniotwórcze kręgi, uwierzyły w tak zwany "układ"?!
W rzeczywistości społeczno-politycznej jest tysiące sytuacji, które w niesamowicie wręcz wysokim stopniu uprawdopodabniają istnienie "układu", ale przynajmniej trzy o wyjątkowo spektakularnym charakterze - "sprawa Lwa Rywina", "afera starachowicka" oraz tajemnicze kulisy uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Tu już nie można mieć jakichkolwiek, nawet najmniejszych wątpliwości...!
W pierwszym przypadku mieliśmy do czynienia z próbą korupcji na niewyobrażalną wręcz skalę, inicjowanej w dodatku z inspiracji czynników rządowych oraz parlamentarnych, usiłowaniem przejęcia czołowych mediów przez nieformalne partyjne grupy, a w ostatniej fazie tej afery - dążeniem do uniknięcia odpowiedzialności karnej, za pomocą najzwyklejszych "łapówek" i za pośrednictwem klasycznych gangsterów. W drugim z obrzydliwym procederem osłaniania patologicznych lokalnych powiązań polityczno-mafijnych, przez najwyższych państwowych funkcjonariuszy.
Trzecia natomiast sprawa jeszcze nie została do końca rozwikłana, ale już w tej chwili można powiedzieć, iż jest ona chyba najbardziej ciekawa. Najlepiej, bowiem pokazuje - to co ja określam mianem "prawa prowincji", czyli reguł i zasad rządzących na "lokalnym podwórku", w tak zwanej "Polsce powiatowej", w małych oraz średnich miastach. Wbrew pozorom to właśnie tam, a nie przy świetle reflektorów dzieje się największe zło.
Sprawa Krzysztofa Olewnika ewidentnie unaocznia nam skalę różnego rodzaju nieformalnych, nieczystych przestępczych powiązań. Nich sobie, więc naiwni dalej "zaklinają" rzeczywistość i wierzą, że "układu" nie ma...! To jest tak samo racjonalna wiara, jak ta, która głosi, iż cztery zagadkowe samobójstwa w jednej i tej samej sprawie, nie mają ze sobą żadnego związku i mogły się zdarzyć tylko przypadkowo...
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka