Jolanta Kwaśniewska, jak na razie kategorycznie odżegnuje się od kandydowania w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Rekomendacja "niemodnego" już dziś SLD byłaby dla niej samej, a przede wszystkim jej najbliższego otoczenia zbyt dużym politycznym balastem. Nie wiadomo, jednak jakby się zachowała była prezydentowa, gdyby możliwość ubiegania się o najważniejszy urząd w państwie zaproponowało jej na przykład Stronnictwo Demokratyczne, bądź jakiś szerszy liberalno-lewicowy front.
Jeżeli dojdzie do powrotu Kwaśniewskich na scenę polityczną, to już na pewno nie w formule SLD. Sojusz jest obecnie zbyt mało popularnym, usiłującym nawiązać do socjal-demokratycznych tradycji ugrupowaniem, aby dla byłej rodziny prezydenckiej mógł stać się atrakcyjną ofertą. Nie chodzi tu, wszakże o popularność ogólnospołeczną, wysokość sondażowych słupków, osiąganą w różnego rodzaju badaniach opinii publicznej, lecz przede wszystkim o popularność na tak zwanych "warszawskich salonach", poparcie wśród ludzi mediów, kultury, sztuki, przedsiębiorców, czy show-biznesu. Kwaśniewcy zawsze, bowiem byli rodziną prosalonową i proelitarną.
Z drugiej strony "salony" kochały Kwaśniewskich! Prezydencka rodzina była na nich traktowana niczym królewska... Pomimo, iż od zakończenia kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego upłynęły już bez mała cztery lata, to w dalszym ciągu czuć tam ogromną nostalgię. Elita tęskni i za tym "salonowym" stylem sprawowania władzy, i za tym proelitarnym, prokorupcyjnym, koniunkturalnym paradygmatem. W obecnej sytuacji Jolanta Kwaśniewska byłaby dla tak zwanej elity wprost wymarzonym kandydatem na prezydenta. Jej, bowiem nazwisko, to wręcz słowo klucz, symbol oraz sztandar pewnego szczególnego światopoglądu, osobliwej filozofii rządzenia, a także niezwykłych zapatrywań na państwo, gdzie wszelkie instytucje i prawa mają służyć, jak również być podporządkowane egoistycznym - indywidualnym, bądź koteryjnym interesom, czyli tego wszystkiego co charakteryzowało polskie życie polityczne oraz społeczno-ekonomiczne, przed tak zwaną "aferą Rywina".
Gdyby hipotetycznie, Jolanta Kwaśniewska zdecydoła się kandydować w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, to "warszawskie salony" natychmiast odwróciłyby się od Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej. Elita opuściłaby obecnego premiera, gdyż jej poparcie otrzymuje on dziś jedynie na zasadzie "przeciwwagi" wobec braci Kaczyńskich. A elita Kaczyńskich - jak powszechnie wiadomo - nie znosi i w opozycji do nich Donald Tusk jest po prostu "mniejszym złem", ale już na pewno niczym więcej. Choć lider PO, realnie nie czyni elicie żadnej krzywdy, nie uderza obiektywnie w jej ekonomiczne interesy, to jednak jego retoryka jest dla niej dalece niesatysfakcjonująca - zbyt mało spolegliwa, proelitarna, permisywistyczna.
Na "salonach" dominują poglądy lewicowo-liberalne... Nie socjal-demokratyczne, a już na pewno nie prawicowo-konserwatywne! Ta swoista lewicowość-liberalna jest ustanowiona przez połączenie dwóch fundamentalnych nastawień światopoglądowych, występujących w dwóch różnych dziedzinach życia społecznego - gospodarczego leseferyzmu oraz wrogości w stosunku do trydycyjnej aksjologii. Taka właśnie eklektyczna ideologia jest najbardziej korzystna dla elity, a przede wszystkim jej interesów. Z jednej, bowiem strony daje możliwość wręcz nieograniczonego, wolnego działania, a z drugiej zwalnia z kierowania się w tych działaniach jakimikolwiek humanistycznymi wartościami.
SLD to obecnie zbyt bardzo zdewaluowany, wyświchtany, a przede wszystkim "niemodny" na "warszawskich salonach" polityczny szyld, aby Jolanta Kwaśniewska chciała nim firmować swoją ewentualną kampanię prezydencką. Dlatego właśnie tak kategorycznie odmawia. Nie wiadomo, jednak jakby się zachowała, gdyby otrzymała propozycję startu od Stronnictwa Demokratycznego lub jakiegoś szerszego lewicowo-liberalnego frontu... Wszak, SD mimo ciągle niskich notowań, uzyskiwanych w różnego rodzaju badaniach opinii publicznej jest na tak zwanych "salonach" bardzo popularne. Jolanta Kwaśniewska być może chętniej by się włączyła do walki o najwyższy urząd w państwie, gdyby propozycja padła właśnie z tej strony.
W aktualnej sytuacji politycznej środowisko byłej rodziny prezydenckiej może "zagrać", na któryś z trzech różnych wariantów taktycznych. Pierwszy, to start w wyborach samej Jolanty Kwaśniewskiej z poparciem Stronnictwa Demokratycznego, lub też jakiegoś szerszego liberalno-lewicowego obozu, w którego budowę jej mąż Aleksander od dawna chce się zaangażować. Drugi, to spektakularne poparcie Andrzeja Olechowskiego. A trzeci, to straszenie lidera Platformy Obywatelskiej - Donalda Tuska perspektywą wysunięcia swojej kandydatury w wyborach prezydenckich, tak, aby ten na arenie światowej załatwił jakiś prestiżowy, intratny "stołek", w strukturach międzynarodowych dla jej małżonka.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka