Była posłanka Platformy Obywatelskiej Beata Sawicka twierdzi, iż przed przyjęciem korzyści majątkowej (którą zresztą sama nazywa pożyczką) była niewinna. Mówi dumnie: – „wcześniej byłam niewinna”. Każdy w podobnej sytuacji mógłby też tak powiedzieć… Jaka jest zatem wartość logiczna tego argumentu, bo o wartości etycznej już nawet nie ma co wspominać?! Przecież wcześniej wszyscy byli niewinni… Złodzieje, chuligani, bandyci przed momentem popełnienia pierwszego przestępstwa też byli niewinni. Żaden człowiek nie rodzi się, bowiem winny.
Kiedy dwa lata temu aresztowano byłą posłankę Beatę Sawicką, to media „grzmiały”, iż agent CBA ją uwiódł. Żaden jednak z dziennikarzy nie pokusił się już o nieco głębszą refleksję, że Beata Sawicka dała się uwieść… Że zdradziła, bądź gotowa była zdradzić męża, rodzinę, dzieci, tylko dlatego, iż w tle całej sytuacji znajdowała się ekonomiczna atrakcyjność słynnego już agenta CBA.
Ostatnio w polskich mediach ujawnił się wyjątkowo niebezpieczny trend. Oto do telewizyjnego studia zaprasza się osoby publiczne, uwikłane w różnego rodzaju sytuacje korupcyjne i przedstawia je, jako brutalnie skrzywdzone przez kogoś ofiary. Najpierw w programie „Teraz My”, w telewizji TVN pojawiła się popularna celebrytka Weronika Marczuk-Pazura, a teraz w programie telewizji polskiej, pod tytułem „Tomasz Lis na żywo”, zagościła nawet bohaterka afery korupcyjnej sprzed dwóch lat, była posłanka Platformy Obywatelskiej Beata Sawicka. Obydwie Panie posługują się podobną argumentacją. Obydwie uważają się za osoby pokrzywdzone. Obydwie twierdzą też, że wcześniej (przed przyjęciem propozycji korupcyjnej) były niewinne, co ma w ich rozumowaniu przesądzać, iż niewinne są nadal. Idąc dalej tym tokiem myślenia, można dojść do oczywistego wniosku, iż złodziej, który aktualnie odsiaduje karę wieloletniego pozbawienia wolności za zuchwały napad na bank, również jest niewinny, gdyż przed napadem był niewinny. Winny jest za to bank, który stanął na jego drodze…
Weronika Marczuk-Pazura twierdzi przy tym, iż korzyść majątkową, jaką otrzymała „z ręki do ręki” nie była wcale „łapówką” tylko „wynagrodzeniem” (po siedmiu dniach zamierzała nawet wystawić z tego tytułu odpowiednią fakturę), natomiast posłanka Beata Sawicka usiłuje wmówić wszystkim wszem i wobec, iż tylko pomagała zagubionemu przyjacielowi, a otrzymana od niego „łapówka”, to wcale nie „łapówka”, a jedynie pożyczka. Dziwne są jednak okoliczności oraz miejsce, w jakich ta pożyczka była udzielana.
Z obydwu programów telewizyjnych wyłania się taki oto obraz. Osoby, które uległy korupcyjnej pokusie i wzięły pieniądze w tak zwanej „kopercie”, pod tak zwanym „stołem” są niewinne. Jak mogą być, bowiem winne, skoro wcześniej były niewinne… Mało tego są nawet ofiarami, są pokrzywdzone. Winny zaś jest jedynie agent, który je do tego czynu sprowokował. Tyle tylko, że ów agent akurat w tej sytuacji wykonywał swoje obowiązki. Robił to, co do niego należało. Okazał się więc, w jakimś sensie profesjonalistą, nawet jeżeli jego działanie naznaczone było pewnego rodzaju nieelegancką, operacyjną pragmatyką, czy zwykłym podstępem. Czego w końcu można oczekiwać od agenta służb specjalnych?! Że może przyjdzie do określonej osoby, zapuka w konkretne drzwi, grzecznie przedstawi się, pokaże swoją służbową legitymację i powie: – „dzień dobry przyszedłem Pana/Panią skorumpować”. Bzdura! W tej sytuacji, to więc agent CBA był o wiele bliżej profesjonalizmu, natomiast popularna celebrytka oraz eksposłanka profesjonalistkami na pewno nie były.
Zarówno Weronika Marczuk-Pazura, jak i Beata Sawicka twierdzą, iż gdyby na ich drodze nie stanął słynny agent CBA, to korupcyjna sytuacja nigdy by nie zaistniała, a całej sprawy by nie było. A co by się stało, gdyby na ich drodze stanął ktoś inny, czyli nie agent a jakiś szemrany, korumpujący biznesmen? Pewnie nie wzięłyby pieniędzy „w kopercie”, bo – jak wynika z ich wypowiedzi – biorą tylko od agentów, od innych ludzi zaś nie biorą… Łatwo im tak mówić, gdyż nikt tego nigdy już nie zweryfikuje. Gdyby, bowiem na ich drodze stanął ktoś inny, to o całym zdarzeniu nigdy byśmy się nie dowiedzieli. Na tym polega niezwykły urok argumentacji obydwu Pań.
Kiedy dwa lata temu aresztowano ówczesną posłankę Beatę Sawicką, to media „grzmiały”, iż agent CBA ją uwiódł. Żaden jednak z dziennikarzy nie pokusił się już o nieco głębszą refleksję, że Beata Sawicka dała się uwieść… Że zdradziła, bądź gotowa była zdradzić męża, rodzinę, dzieci, tylko dlatego, iż w tle całej sytuacji znajdowała się ekonomiczna atrakcyjność słynnego już agenta CBA. Przecież nawet, gdy Beata Sawicka zeznawała przed sądem, w rozpoczętym niedawno procesie karnym, to mocno uwypuklała materialne atrybuty ów agenta. Mówiła przecież, że jeździł pięknym „Porsche”, wydawał mnóstwo pieniędzy, pił ogromne ilości alkoholu. Najwyraźniej więc wszystkie te rzeczy bardzo ją podniecały. Gdyby agent podjechał zwykłym „Polonezem”, albo jakimś innym gorszym samochodem, to pewnie nie miałby żadnych szans na nawiązanie choćby wstępnego kontaktu. Przy okazji dowiedzieliśmy się, jakimi kryteriami oceny ludzi kieruje się część polskiej klasy politycznej i jakie wartości są dla niej najważniejsze… Kiedy przedstawiciele większości środków masowego przekazu usiłują wmówić opinii publicznej, iż popularny agent Tomasz uwiódł eksposłankę Beatę Sawicką, to zapominają o starej oraz podstawowej zasadzie uwodzenia, wyrażonej niegdyś w jednej z popularnych piosenek, iż do tańca trzeba dwojga. Na prowincji, a szczególnie na polskiej wsi jest takie mądre, dosadne, dobitne powiedzenie, którego z różnych względów nie wypada tu cytować… Trawestując je można jednak tylko powiedzieć, iż gdyby Beata Sawicka nie dała się sama uwieść, to żaden agent by jej na pewno nie uwiódł.
Była posłanka Platformy Obywatelskiej „grę” na ludzkich uczuciach opanowała wręcz do perfekcji. Potrafi ostentacyjnie ronić łzy przed kamerami, z nostalgią wspomnieć wzruszającą historię, iż wręczyła agentowi CBA różaniec, powoływać się na uczucia takie, jak przyjaźń, empatia, altruizm – okazywane niby w stosunku do zagubionego człowieka. Część opinii publicznej na pewno się nad nią zlituje. Część nawet ją zrozumie, gdyż korupcja w Polsce stała się zjawiskiem powszechnym, wszechobecnym i permanentnym, a branie „łapówek” pod tak zwanym „stołem”, nie jest już uważane za coś wstydliwego. Wręcz przeciwnie – wstydem jest nie barnie „łapówek”… W świadomości społecznej doszło do kompletnego wywrócenia pojęć. Niestety, największe w Polsce ośrodki opiniotwórcze oraz cała ta, tak zwana polityczna elita mocno sprzyjają tej patologicznej sytuacji.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka