Kurier z Munster Kurier z Munster
133
BLOG

Stan wojenny „wykoleił pociąg historii”!

Kurier z Munster Kurier z Munster Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

          Wojciech Jaruzelski często mawiał, iż w socjaliźmie są pociągi, na które się nie można spóźniać, on sam jednak niestety się na ten pociąg historii spóźnił, a nawet go „wykoleił”… Nie ratował Polski! Nie ratował jej także półkownik Ryszard Kukliński! Obydwaj służyli, w pierwszej kolejności przede wszystkim interesom dwóch globalnych supermocarstw i swoim. 13 grudnia 1981 roku, jeszcze długo będzie dzielił Polaków; może nawet zawsze. Z każdym jednak upływającym dniem prawda generała Jaruzelskiego zacznie się stawać prawdą słabszą, bo historia ją zweryfikuje.

 

         Alternatywa roku 1981 nie sprowadzała się tylko do wyboru zerojedynkowego, do tragicznego balansowania pomiędzy złem mniejszym, albo większym. Wariantów było więcej. Można było wybrać ten optymalny, czyli próbować wykorzystać ogromny entuzjazm (może to nie jest najlepsze słowo), ogromny napór społeczeństwa i zainicjować daleko idące demokratyczne reformy. Ale można było także wybrać wariant pośredni: - zrobić tak aby „wilk był syty i owca cała”; zachować przy władzy PZPR, ale dopuścić do niej również przedstawicieli „Solidarności”, demokratycznej opozycji; iść w kierunku reform według strategii „krok po kroku”  i wywalczyć sobie przynajmniej minimum niezależności wobec sowieckiego imperium. „Efekt domina” zadziałałby w Europie Środkowo-Wschodniej również i wtedy… Brakowało tylko tej jednej „iskry”, „pociągnięcia za zapalnik”.

         Rosjanie na początku lat osiemdziesiątych byli już słabi. Uwidaczniały się pierwsze oznaki głębokiej erozji ich systemu społeczno-ustrojowego, gospodarka się powoli rozpadała, a struktury Państwa „rdzewiały”. Na Kremlu zaś toczyły się już co najmniej „rozważania”, kto obejmie schedę po schorowanym Leonidzie Iljiczu Breżniewie. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze Afganistan. Rosjanie mieli dość swoich własnych problemów, a co tu dopiero jeszcze angażować się w sprawy Polski. Za dużo musieliby zaryzykować. Rosyjska doktryna wojenna nie dopuszcza walki na dwóch różnych frontach. Dlatego woleli, aby w kwestii Polski ich ktoś wyręczył, aby polscy komuniści zaprowadzili porządek sami.

         Nawet jeżeli wierzyć Wojciechowi Jaruzelskiemu, że posiadał czyste intencje, że chciał dobrze dla Polski, to zabrakło mu przede wszystkim politycznej wyobraźni… Nie okazał się geopolitycznym strategiem. Nie umiał zauważyć pogłębiających się słabości imperium rosyjskiego, choć akurat sam Związek Radziecki znał doskonale. Kto by się odważył interweniować w kraju, w którym tradycje walki powstańczej są jednymi z najsilniejszych na świecie, a opozycyjny wobec władzy komunistycznej ruch liczył 10 milionów członków, dysponując dodatkowo moralnym wsparciem papieża rodaka i politycznym wsparciem prawie całego świata zachodniego. „Solidarność” w roku 1981, to nie była jakaś tam „kanapowa” grupka dysydentów, tak jak na Węgrzech, czy w Czechosłowacji. To była realna siła, prawdziwa potęga. Jaruzelski jednak mimo sprzyjających czynników wewnętrznym, a także geopolitycznych wybrał strategię defensywną, kunktatorską, minimalistyczną. Nie postawił na dalekosiężną wizję, lecz na rozważania w kategoriach „tu i teraz”. Zastosował opcję umocnienia się przy władzy, ale nie podziału nią. Niepokoje społeczne były mu może nawet i na rękę, gdyż dzięki temu zyskiwał pretekst do rozprawienia się z opozycją – nie tylko tą antykomunistyczną, ale również tą wewnętrzną w ramach PZPR… Przyjął postawę nie męża stanu, wytrawnego geopolitycznego gracza, a jedynie politycznego kunktatora. Dlatego bohaterem na pewno być nie może. Bohaterowie, to bowiem ludzie, albo o wyjątkowej odwadze, bezinteresownym heroiźmie, albo też błyskotliwi strategicznie, o niesamowitej przenikliwości myślowej; o ile oczywiście wszystkie te cechy służą ogólnonarodowemu dobru.  Jaruzelski więc nawet przy przyjęciu w analizach stanu wojennego, punktu wyjścia najbardziej dla niego korzystnego – wypada mało efektownie i w ogóle nieprzekonywująco. Czy jednak rzeczywiście posiadał dobre intencje i kierował się w swym postępowaniu tym, co najlepsze dla Polski?

         Przy ocenie dokonań poszczególnych polityków należy brać pod uwagę, nie tylko ich skuteczność, konsekwencje, jakie swoimi poczynaniami wywołali, ale również i motywy. To co ich wewnętrznie do określonych działań popychało. Nawet jeżeli skutki okazałyby się nie najgorsze, to pytanie o wewnętrzne, psycho-indywidualne uwarunkowania konkretnych decyzji, wydaje się, jak najbardziej zasadne. Generał Jaruzelski służył Rosji! To była, jego pierwsza lojalność. Za to go między innymi w Moskwie tak bardzo uwielbiają i co jakiś czas odznaczają różnego rodzaju orderami. Ludzie tacy, jak on uważają, bowiem, że ich ojczyzną jest ojczyzna proletariatu i tylko jej mogą służyć w zgodzie ze swoim sumieniem… To klasyczny dla wyznawców dogmatycznego komunizmu pogląd. Jaruzelski zawsze robił, to co było najbardziej korzystne dla Rosji. Jak mu Breżniew z marszałkiem Kulikowem kazali wprowadzać stan wojenny, to wprowadzał stan wojenny; jak mu natomiast Gorbaczow i Gromyko kazali wprowadzać reformy, to wprowadzał reformy… Nigdy się – ani wcześniej, ani później z tego schematu nie wyłamał. Nie stać go było nawet na minimalny stopień niezależności, jaki swego czasu wywalczyli sobie Wiesław Gomułka, czy Edward Gierek.

         W roku 1981, Jaruzelski realizował wariant najbardziej korzystny dla Rosji, gdyż sami sowieci bezpośrednio z różnych wewnętrznych, czy zewnętrznych przyczyn interweniować w Polsce nie mogli, a przynajmniej było im to bardzo nie na rękę. Dlatego Jaruzelski ich w tym wyręczył, służąc od początku do końca interesom Związku Radzieckiego. Dla równowagi oraz sprawiedliwości trzeba uznać, iż bohaterstwem nie jest również, to co robił w analogicznym okresie półkownik Ryszard Kukliński. Ten z kolei realizował wyłącznie instrukcje CIA i zachowywał się tak, jak mu nakazali w Waszyngtonie. Był wierny, w pierwszej kolejności przede wszystkim Stanom Zjednoczonym, ale nie Polsce. Nie ostrzegł społeczeństwa, „Solidarności” oraz Kościoła przed groźbą wprowadzenia stanu wojennego, mimo, iż sam z relatywnie dość dużym wyprzedzeniem wiedział o takich zamiarach i znał konkretne plany operacyjne. Z tytułu współpracy z amerykańską agencją wywiadowczą otrzymał zaś później określone dobra materialne, a nie wiadomo czy już wcześniej, w trakcie aktywnego działania na rzecz CIA, nie pobierał za przekazywanie strategicznych informacji pieniędzy. Symptomatyczne jest, iż o jego rehabilitację najmocniej zabiegali amerykanie, chyba nawet bardziej niż sami Polacy… 

         Stan wojenny zatrzymał historię! Generał Wojciech Jaruzelski jeszcze jako przywódca PRL-u nieraz w swoich przemówieniach mówił, iż w socjalizmie są pociągi, na które się nie można spóźniać, sam się jednak niestety na ten pociąg historii spóźnił… Pozostał na „bocznym peronie dziejów”, wraz z nieliczną grupką innych „niedoszłych pasażerów historycznego expresu”; niektórzy z nich stoją tam jeszcze do tej pory. „Wykoleił” czas! Zatrzymał społeczną ewolucję. Polska w 1981 roku utraciła niepowtarzalną szansę. Entuzjazm z początku lat osiemdziesiątych, nigdy już więcej się nie powtórzył. Zniszczono ducha społeczeństwa obywatelskiego i ta świadomość niestety trwa po dziś dzień, ujawniając się w różnego rodzaju lękach i obawach, a przede wszystkim braku ludzkiej aktywności. Społeczeństwo polskie nigdy już później nie podjęło tak masowej inicjatywy. Polską racją stanu było nie tylko stać się liderem przemian, ale również wejść do zachodniego świata, jako jedyny kraj, wyprzedzając zdecydowanie pozostałe państwa w naszym regionie. Wtedy Polska zyskałaby najwięcej… Jaruzelski jednak tę szansę całkowicie zaprzepaścił. Stracono dekadę, tak istotną dla przyszłego kształtu świata. Tych straconych lat nigdy później już się nie udało nadrobić i już raczej nigdy nie da. I to jest właśnie największa zbrodnia stanu wojennego.

         Wśród wielu spiskowych teorii, słyszy się często także i takie, że cała ta późniejsza „pierestrojka”, transformacja krajów bloku wschodnio-europejskiego była skrzętnym planem KGB i została zainicjowana przez przywódców PRL-u, na polecenie Moskwy. „Solidarność” z roku 1981, a „Solidarność” 8 lat później, to dwie rożne „Solidarności”. Pierwsza była silna, spontaniczna, pełna entuzjazmu; druga zaś zmęczona, spenetrowana przez służby specjalne, słaba. Jak powiedział, kiedyś znamiennie Aleksander Kwaśniewski, tłumacząc przed biurem politycznym PZPR przyczyny rozpoczęcia rozmów „okrągłego stołu”: – do stołu, który stał w 1980 roku, w „stoczni gdańskiej, rząd PRL został zmuszony, aby usiąść; do stołu zaś, który stoi w „Pałacu Namiestnikowskim”, to władze PRL rozdają zaproszenia… Symbolem obalenia komunizmu nie stała się niestety „Stocznia Gdańska”, a „Mur Berliński”. Słynny rosyjski dysydent Władimir Bukowski traktuje Unię Europejską, jako „związek socjalistycznych republik europejskich”, rosyjscy oligarchowie panoszą się po różnego rodzaju ekskluzywnych salonach zachodniej Europy, a europejska świadomość pomimo braku tradycyjnych totalitaryzmów, nie jest chyba mniej komunistyczna niż na początku lat osiemdziesiątych. Socjalizm jeszcze chyba bardziej niż w roku 1981 „rozpycha” się po powierzchni starego kontynentu, tyle tylko, że w nieco zmienionej i bardziej łagodnej formie.

 

Romano Manka-Wlodarczyk

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura