Kurier z Munster Kurier z Munster
195
BLOG

Prezydent z Warszawy, premier z Krakowa…

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 56

 

Polityczny reset. Wracamy do rzeczywistości bezpośrednio po aferze Rywina. Następuje tylko przegrupowanie sił. Zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich może wytworzyć nową polityczną jakość. Spowodować, iż hasła sanacji Państwa i odnowy moralnej zostaną sformułowane na nowo. Może powstać obóz IV Rzeczpospolitej w formule o wiele szerszej niż tylko partia PiS.

Tragedia w Smoleńsku, jakkolwiek tragiczne nie byłyby jej konsekwencje, doprowadziła do złamania swego rodzaju świadomościowego status quo. Rzeczywistość medialna uległa modyfikacji. Do tej pory program budowy IV Rzeczpospolitej był przedstawiany jedynie w kategoriach formy, dodatkowo o konotacji wybitnie karykaturalnej. Tymczasem śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego spowodowała, iż społeczeństwo weszło głębiej – wniknęło w treść tej politycznej koncepcji, przekonując się jednocześnie, iż tak naprawdę kryje się za nią projekt sensu stricte reformatorski. A w sensie symbolicznym IV Rzeczpospolita zanim jeszcze formalnie została proklamowana zyskała swoich patronów, którzy poprzez swoją ofiarę napisali, jakby „polityczny testament”.

Kluczowym momentem w dziejach III Rzeczpospolitej jest afera Rywina. Wydarzenie to pokazuje głęboką patologię budowanego na gruzach PRL-u postkomunistycznego Państwa, a także stanowi punkt zwrotny. W zasadzie jest to koniec III RP. Na „pogorzelisku” afery Rywina formułowany jest program odnowy moralnej. Ma go realizować tak zwany „POPiS” z prezydentem z Gdańska, a premierem z Krakowa… Jednak w tamtych warunkach koncepcja ta nie mogła zostać zrealizowana z uwagi na jej utopijność. Cześć środowisk traktowała postulat budowy IV Rzeczpospolitej li tylko w sensie werbalnym, co najwyżej wizerunkowym. A bez szerokiego obozu (takiego który posiadałby zdolność konstytucyjną) idea kreacji nowej formuły Państwa musiała zostać zaniechana. Wszystko co wydarzyło się po 2002 roku, po aferze Rywina stanowiło jakby okres przejściowy, swego rodzaju „czyściec”.

Katastrofa w Smoleńsku cofnęła nas w czasie do okresu bezpośrednio po aferze Rywina. Jakby paradoksalnie to nie zabrzmiało – w sensie politycznym ustanowiła coś w rodzaju nowego otwarcia wizji IV Rzeczpospolitej. Program sanacji Państwa i odnowy moralnej można teraz formułować na nowo, przy o wiele większym stopniu intensywności społecznego zainteresowania.

Przed Jarosławem Kaczyńskim stanęła perspektywa przyjęcia roli do jakiej wcześniej nie aspirował. Zawsze miał lepsze predyspozycje polityczne od swojego brata bliźniaka. Zawsze był mózgiem środowisk kontestujących dotychczasowy model transformacji ustrojowej. Na pierwszy front wystawiał Lecha Kaczyńskiego, bo tamten miał trochę lepszą aparycję i tytuł profesora. Jednak nie wszystko da się rozegrać z za kurtyny, nie wszystkiego idzie w takim układzie dopilnować.

Teraz Jarosław Kaczyński jest zarazem strategiem i wykonawcą strategii. Jeżeli wygra wybory sam będzie mógł sobie „zameldować” wykonanie zadania… Ale triumf w prezydenckiej batalii może być najłatwiejszą rzeczą jaka go czeka. Prawdziwe problemy pojawią się dopiero później.

Kaczyński nijak pasuje do konwencji słabej prezydentury, jaką chce niezależnie od wyborczego wyniku „skroić” Platforma. W takiej logice polityczno-prawnej na pewno się nie odnajdzie. Kaczyński może być jedynie prezydentem silnym – z rozległymi uprawnieniami ustrojowymi i dużym wpływem na kreowanie procesów społeczno-politycznych w Państwie.

Kluczowe będzie zatem wygranie wyborów parlamentarnych w 2011 roku. Kwestią pozostaje jednak sprawa ewentualnego następcy Kaczyńskiego w roli przywódcy PiS-u, jeżeli ten zostałby prezydentem. Tu może być największy problem.

Jeżeli Kaczyński chce forsować politykę realną musi się otworzyć… co najmniej na dopuszczenie nowego pokolenia do władzy w PiS-e, oddanie partii w ręce wyrazistego politycznie, sprawnego organizacyjnie i popularnego w społeczeństwie lidera. Zarządzanie ugrupowaniem z Pałacu Namiestnikowskiego za pośrednictwem Adama Lipińskiego, nie daje żadnych szans na sukces. Zaryzykowanie wariantu Ziobro gwarantuje jedynie utrzymanie tego co już jest, czyli obecnego poziomu poparcia, ewentualnie wygrania wyborów parlamentarnych, ale w arytmetyce względnej większości, co w sytuacji niskiej zdolności koalicyjnej PiS-u nie stwarza żadnych możliwości na skuteczne rządzenie.

Plan polityczny maksimum, to otwarcie na nowe środowiska, wyjście poza formułę partii i postawienie na budowanie obozu IV Rzeczpospolitej. Formacji wyraźnie proprezydenckiej, podporządkowanej prezydentowi, republikańskiej, reformatorskiej, ale unikającej dookreślenia w ramach tradycyjnego podziału prawica – lewica. Konserwatywnej w sferze aksjologicznej, a w wymiarze ekonomicznym czerpiącej jednocześnie z liberalizmu, jak i społecznej gospodarki rynkowej, szanującej postulaty solidarności społecznej.

Jednak obóz taki potrzebowałby liderów, swego rodzaju ikon. Jak ulał pasują do tej roli Jan Maria-Rokita oraz Zyta Gilowska; konserwatywny Rokita i liberalna Gilowska… Tych dwoje doświadczonych polityków po ewentualnym wyborze na prezydenta, Kaczyński powinien natychmiast wyciągnąć z „politycznej hibernacji” i uczynić współprzewodniczącymi swojego obozu. Rozdwojenie przywództwa pozwala w praktyce, tak naprawdę na utrzymanie przywództwa w rękach Kaczyńskiego. A tandem Rokita-Gilowska zbierałby elektorat bardzo szerokim algorytmem i miał wszelkie szanse na wygranie z Platformą.

Do drugiej linii pozyskać trochę zapomnianych – byłego lidera Unii Pracy (ale z solidarnościowym rodowodem) Ryszarda Bugaja i prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza; wyciągnąć z PO wyraźnie tam zmarginalizowanego niegdysiejszego szefa MSWiA Marka Biernackiego, który tak znakomicie współpracował w dziedzinie walki z przestępczością z ówczesnym ministrem sprawiedliwości Lechem Kaczyńskim; pozyskać człowieka od wartości – Jarosława Gowina; zakopać „topór wojenny” z Ludwikiem Dornem i Markiem Jurkiem.

To by była „paka”, jakiej Polska nie widziała… zdolna do implementacji idei IV Rzeczpospolitej w społeczno-polityczną rzeczywistość i przeprowadzenia z ogniem w oczach programu odnowy moralnej Państwa: Rokita – premier, Gilowska – wicepremier, minister finansów, Dutkiewicz – wicepremier, minister infrastruktury, Biernacki – sprawy wewnętrzne, Ziobro – sprawiedliwość, Gowin – kultura, Kowal – MSZ, Polko – służby specjalne, Kamiński – CBA; czyli inaczej mówiąc: prezydent z Warszawy, premier z Krakowa.

Ale czy to realne…? Aby tak się stało Jarosław Kaczyński musiałby najpierw przestać być Jarosławem Kaczyńskim, wyjść daleko poza swój stereotyp i przynajmniej w stopniu minimalnym zaufać ludziom.

 

Romano Manka-Wlodarczyk

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (56)

Inne tematy w dziale Polityka