Strategia Platformy Obywatelskiej podczas najbliższych wyborów parlamentarnych będzie bardzo prosta. Oczywiście może ona podlegać marketingowej obróbce, pewnie zostanie też zaimplementowana w rozmaitych niuansowych formach, jednak jej filozofia będzie w gruncie rzeczy oparta na prostym założeniu.
Właściwie od czasów starożytnego Rzymu niewiele się zmieniło. I w dzisiejszych czasach zawołanie Juwenalisa „panem et circenses” jest nadal aktualne. Człowiek składa się z dwóch – zorientowanych na różne wartości – aspektów. Deficyt chleba można do pewnego stopnia (do pewnego stopnia, bo nie w całości) zrekompensować inflacją igrzysk.
Ucieczka od ekonomii
Dotychczas – prawie we wszystkich kampaniach wyborczych po 2005 r. – PiS bardzo chętnie sam wchodził, albo dawał się zwabiać w obszar debaty kulturowej. Na tym polega wielki błąd partii Jarosława Kaczyńskiego. Na przestrzeni kultury Platforma Obywatelska dysponuje silniejszymi kartami. Orientuje się na pewien kulturowy kurs, który jest obecnie w Polsce modny, a którego rzecznikami są najbardziej wpływowe ośrodki opiniotwórcze.
Z kolei PO umiejętnie ucieka z przestrzeni debaty merytorycznej. Słabą jakość rządzenia zastępuje atrakcyjną ofertą kulturową, skierowaną do młodzieży, czy różnych wyemancypowanych grup społecznych. Cała tajemnica dotychczasowych zwycięstw Platformy sprowadza się do zajmowania dogodnych pozycji kulturowych, stojących w opozycji wobec PiS-u. Używając alegorii bokserskiej – Platforma niczym wytrawny bokser spycha PiS do kulturowego narożnika.
Można z dużym stopniem pewności antycypować, że właśnie na takim założeniu będzie opierała się strategia partii Donalda Tuska w trakcie najbliższych wyborów parlamentarnych. Deficyt jakości rządzenia, brak dalekosiężnego projektu gospodarczego, impas reformatorski, pogarszająca się koniunktura ekonomiczna, drożejące towary trzeba będzie nadrobić w obszarze dyskursu ideologiczno-kulturowego. Jest to świadome przejście z wymiaru chleba do wymiaru igrzysk. Jeżeli ktoś słabo czuje się w dyskusji o chlebie, to musi odwołać się do innych – istotnych dla ludzi – elementów rzeczywistości. Można tego dokonać za pomocą różnych narracji (świadomie używam tego słowa) kulturowych, imputując komuś, że należy do sfery obciachu, zaścianka, czy prezentuje archaiczny sposób myślenia, wówczas bowiem jego argumenty wytracają siłę perswazyjną. Prowadząc debatę publiczną z silnie ustawionym kontekstem kulturowym (ta debata zawiera czasami treści ekonomiczne, ale zawsze ich prawidłowa ocena jest zniekształcana przez kulturowy kontekst) Platforma Obywatelska załatwia kilka spraw od razu: po pierwsze odwraca uwagę opinii publicznej od istotnych, ale niekorzystnych dla siebie spraw; po drugie – mówiąc językiem Gombrowicza – tworzy maskę PiS-u, szyje dla PiS-u garnitur; po trzecie zaś – deprecjonuje elektorat PiS-u, wprowadzając do świadomości społecznej określonego targetu wyborczego element zawstydzenia. Działa to na zasadzie – głosujesz na PiS, a więc jesteś kimś gorszym, należysz do niższej kasty kulturowej; mieszkasz w małym mieście, na wsi, albo jesteś słabiej wykształcony. Wszystkie dotychczasowe kampanie wyborcze Platformy Obywatelskiej opierały się na takich właśnie motywach. Było to świadome imputowanie w przestrzeń publiczną pewnego uproszczonego i w gruncie rzeczy czarno-białego obrazu rzeczywistości; uciekanie od spraw merytorycznych, problemowych; umiejętne unikanie debaty na temat najważniejszych kwestii gospodarczych. W przeszłości sytuacja taka miała miejsce w warunkach względnie korzystnej dla Polski koniunktury gospodarczej, tym bardziej więc teraz w obliczu długu publicznego, rosnących cen artykułów pierwszej potrzeby, indolencji w przeprowadzaniu inwestycji infrastrukturalnych – uprawniona jest teza, iż Platforma Obywatelska po raz kolejny sięgnie po wielokrotnie sprawdzoną strategię. Będzie to swoista ucieczka od ekonomi, a odwołując się do myśli starożytnego Rzymu – ucieczka z obszaru panem na teren circenses.
Definiowanie debaty publicznej
W aktualnej sytuacji społeczno-politycznej w Polsce istnieje wiele argumentów, które mogłyby zadziałać na niekorzyść rządzącej PO. Problem polega jednak na tym, że obecne partie opozycyjne (PiS i SLD) nie potrafią wstrzelić określonych zagadnień w główny nurt debaty publicznej. Konkurujący z Platformą PiS nie umie wyznaczyć korzystnego dla siebie pola merytorycznej debaty, nie znajduje sposobu na przejście z przestrzeni dyskursu silnie naznaczonego przez symbole na obszar dyskusji problemowej. Jednak należy zauważyć, że nie chodzi tylko o samo przejście na poziom debaty merytorycznej lecz przede wszystkim o odpowiednie zdefiniowanie toczonego sporu. Skuteczna debata publiczna powinna być nasycona treściami problemowymi, ale aby mogła zostać przeczytana przez społeczną świadomość musi być prowadzona na wysokim poziomie ogólności. Przekaz drobiazgowy, cząstkowy, charakteryzujący się dużym stopniem specjalizacji staje się dla odbiorców niezrozumiały. Zatem w kampaniach wyborczych oprócz wyznaczenia korzystnego dla siebie pola debaty publicznej należy jeszcze trafnie zdefiniować (za pomocą pojęć generalnych) prowadzony spór, użyć takich terminów (słów kluczy), aby pokazać jego sens oraz istotę. Z toczonej debaty publicznej trzeba umiejętnie wyabstrahować najbardziej kluczowy dla jej opisania motyw. Najlepiej to uczynić za pomocą hasła wyborczego, które z jednej strony powinno być prost, banale, czytelne; a z drugiej nieść ze sobą silny merytoryczny przekaz.
W roku 1995 Aleksander Kwaśniewski posłużył się hasłem: „wybierzmy przyszłość”. To na pozór trywialne zawołanie pozwoliło ówczesnemu kandydatowi na prezydenta zejść z niekorzystnej dla niego przestrzeni debaty historycznej na obszar sporu merytorycznego, programowego, osobowego. Takie ustawienie optyki debaty publicznej stawiało Kwaśniewskiego w korzystniejszym położeniu, gdyż w dyskusji o przyszłości zawsze lepiej czują się ludzie młodzi. Poza tym przesunięcie sporu w kierunku przyszłości przeważnie bagatelizuje doraźne problemy i pozwala na uformowanie dodatniej walencji emocji, wytworzenie nadziei, optymizmu i pozytywnych oczekiwań.
Podobnie uczynił PiS w roku 2005. Nakreślenie podziału Polska liberalna – Polska solidarna było korzystnym dla tej partii zdefiniowaniem debaty publicznej, uderzeniem w społeczne domniemanie elitarności Platformy Obywatelskiej i wytworzeniem przekonania, że PiS stoi w opozycji w stosunku do rozmaitych klientelistycznych grup interesów, nazywanych w żargonie Jarosława Kaczyńskiego – „układem”. Ten opis rzeczywistości, aczkolwiek był w gruncie rzeczy dalece przejaskrawiony, ukazana w nim alternatywa opierała się na poważnym uproszczeniu oraz nie do końca prawdziwych przesłankach – okazał się jednak w końcowym rozrachunku skuteczny, bo dzielił wyborców w korzystny dla PiS-u sposób, uruchamiał sprzyjający PiS-owi algorytm wyborczy.
Dorobek i wizja
W kampaniach wyborczych funkcjonuje jedna fundamentalna zasada – gdy partia idzie po władzę powinna pokazać wizję przyszłości, gdy zaś broni władzy musi rozliczyć się z dorobku. Tymczasem sprawujące obecnie w Polsce rolę opozycji partie ani nie potrafią zaprezentować atrakcyjnej wizji, ani też nie posiadają zdolności rozliczania rządzącej Platformy Obywatelskiej z dorobku. PO nie dysponuje przekonywującym dorobkiem, a mimo wszystko idzie od zwycięstwa do zwycięstwa. Z drugiej strony atutem PiS-u zawsze była umiejętność formułowania trafnej diagnozy sytuacji społeczno-politycznej, dokonywania projekcji spójnej, wyrazistej wizji przyszłości. Można się było z tymi konstruktami nie zgadzać, kontestować je, ale nie dało się zaprzeczyć ich obecności w przestrzeni publicznej. Obecnie zaś PiS utracił zdolność postawienia trafnej diagnozy sytuacji społeczno-politycznej, skoncentrował się na dyskusji wokół jednego tematu, nie przedstawia przekonywującej dla wyborców wizji przyszłości. Co prawda może być to zabieg celowy zorientowany na utrwalanie wewnętrznego przywództwa, pogłębianie ideologicznej indoktrynacji elektoratu już pewnego, „żelaznego”, intensyfikowanie jego integracji z partią, ale jest to raczej strategia na przeczekanie niż przejęcie inicjatywy w krótkim horyzoncie czasowym. PiS może grać na długą metę, wyczekując na jakiś poważny błąd Platformy lub wytworzenie się korzystniejszej koniunktury politycznej, co w istocie musiałoby oznaczać niedobry dla Polski scenariusz pogorszenia sytuacji gospodarczej. Taka postawa wpisywałaby się w zasadę – czym gorzej tym lepiej”.
Tryumf narracji
Specjalista od marketingu politycznego Eryk Mistewicz uważa, że współczesne kampanie wyborcze mają charakter narracyjny, czyli że wygrywa je ten kto lepiej opowie, tudzież opisze rzeczywistość, kto stworzy spójną, przekonującą narrację rzeczywistości. Podobnie jak w sądzie – gdy brakuje oczywistych, niezbitych dowodów o treści wyroku decyduje bardziej przekonująca, spójna narracja jednej ze stron. Taka narracja, która nie posiada istotnych luk.
Problem polskiej polityki polega właśnie na tym, iż brakuje w niej realnych programów, natomiast przestrzeń publiczna prawie w całości wypełniona jest narracjami. Polskie partie nie posiadają dorobku, którego mogłyby bronić, nie dysponują wizją, do której mogłyby przekonywać, ale posiadają narrację wytworzoną przez partyjnych spindoktorów, bądź intratnie opłacanych specjalistów od wizerunku politycznego. I to jest właśnie nędza polskiej polityki!
Gdy PiS w 2005 r. dochodził do władzy posiadał trafną diagnozę sytuacji społeczno-politycznej. Stworzona przez Jarosława Kaczyńskiego kategoria układu była realna i dlatego zaufanie wyborców zogniskowało się wokół tej partii. Bo lepiej odczytywała ona realną rzeczywistość. Zabrakło jednak pozytywnego programu działania, pragmatycznych postaw zorientowanych na liberalizowanie gospodarki, upodmiotowianie społeczeństwa obywatelskiego, wzmacnianie demokracji i reformowanie struktur państwa. Zamiast tego była koncepcja – jak to mawiali publicyści – zarządzania kryzysem, walki z wiatrakami. Dlatego PiS musiał przegrać.
Z kolei Platforma Obywatelska doszła do władzy i wygrywała później kampanie wyborcze zawsze dzięki wtłoczonej w główny nurt debaty publicznej narracji. W uproszczeniu brzmi ona mniej więcej tak: „Polska jest zieloną wyspą, ludziom żyje się dobrze, a zagrożeniem dla stabilizacji jest zaściankowy, obciachowy PiS”. Pierwszy człon tego opisu posiada konotację ekonomiczną, drugi kulturową – jest zorientowany na deprecjację przeciwnika poprzez kulturę. Jednak w obydwu przypadkach tezy wpisane w tę narrację są co najmniej przejaskrawione. Tymczasem ani PiS, ani SLD nie potrafią przeprowadzić skutecznej kampanii demaskacyjnej narracji PO, nie wytworzyły dotychczas narracji alternatywnej, która ustawiałaby debatę w korzystny dla nich sposób.
Algorytm kontekstu
Z punktu widzenia zwycięstw Platformy Obywatelskiej narracja jest kategorią ważną, istotną ale nie kluczową. O wynikach wyborczych nie decyduje, bowiem w pierwszej kolejności narracja lecz przede wszystkim algorytm przebiegu wyborczego procesu. Pewna struktura przestrzeni publicznej determinująca postawy wyborców. Zaś sama narracja pełni funkcję instrumentalną i pomocniczą – może uruchamiać określony mechanizm zachowań społecznych, utrwalać go, modyfikować, wpływać na treści znajdujące się w społecznej świadomości.
Ten korzystny dla PO wyborczy algorytm uruchomił się spontanicznie, w sposób naturalny, trochę może nawet przypadkowy. Kluczowym momentem był rok 2005, kiedy PiS doszedł do władzy i rosnąca świadomość zagrożenia, ujawniająca się w mainstreamowym nurcie przestrzeni publicznej oraz w dominującym obozie kulturowym. Siłą a zarazem słabością PiS-u była jego opozycyjność wobec ustalonego w Polsce status quo. Jeżeli mówi się o PiS-e jako o partii antysystemowej (co nie jest spostrzeżeniem do końca trafnym), to właśnie w rozumieniu podważania istniejącego status quo. W gruncie rzeczy to PiS ciągnie w górę Platformę, jest katalizatorem pewnego wyborczego procesu. Rządzący w polskiej przestrzeni publicznej algorytm polega na tym, że za każdym razem, kiedy rośnie domniemanie prawdopodobieństwa dojścia PiS-u do władzy głównym beneficjentem takiej sytuacji staje się Platforma Obywatelska. Wzrost dynamiki sondażowej partii Jarosława Kaczyńskiego wtórnie napędza poparcie dla ugrupowania Donalda Tuska. Wiele racji jest w stwierdzeniu Andrzeja Olechowskiego, założyciela PO, który powiedział kiedyś, że Platforma poradzi sobie w każdej sytuacji i w każdej konfiguracji, poza jedną – nie poradzi sobie bez PiS-u. Ten kulturowy kontekst jest Platformie potrzebny, zaś projekcja w przestrzeń publiczną narracji zorientowanej w dużej mierze na kulturowe deprecjonowanie PiS-u – służy utrzymywaniu korzystnego dla PO algorytmu przebiegu wyborczego procesu. I dopóki PiS nie zdemontuje tego mechanizmu, dopóty w Polsce wygrywać będzie Platforma Obywatelska, chyba, że wystąpią jakieś szczególne, nadzwyczajne okoliczności.
Roman Mańka
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka