Jarosław Gowin głosi kres paradygmatu ciepłej wody w kranie. Jednak dramat sytuacji polega na tym, że nie ma alternatywy; ani Platforma ani PiS ani żadna inna siła, nie zgłaszają propozycji które mogłyby porwać młode pokolenia, tchnąć w ludzi wolę działania.
Kryzys idei wyraźnie doskwiera polskiej polityce. Ale jest to problem szerszy, wykraczający poza terytorium jednego państwa czy kontynentu. Współcześnie cała Europa pogrążona jest w nihilizmie.
Perturbacje ekonomiczne są funkcją zburzenia integralnego systemu aksjologicznego oraz defraudacji wartości. W tym świecie zaciął się aksjologiczny kompas, zaś jego wskazówki wpadły w, dezorientujący świadomość, wir rozdygotania. Ludzie nie wiedzą dokąd iść, i która droga prowadzi do celu.
Można długo wymieniać destruktywne cechy współczesnej polityki. Jedna wybija na plan pierwszy, i jest dla zrozumienia istoty współczesnych procesów politycznych kluczowa: brak kursu, dryfowanie.
Dokąd płyniemy panie kapitanie? Przed siebie. Jakoś to będzie.
Mniej więcej na tej zasadzie organizowano wyprawę do Smoleńska, 10 kwietnia 2010 r. Świeżo mamy w pamięci, jak ta eskapada się zakończyła. Jednak Smoleńsk stanowi jedynie tragiczną metaforę czegoś o wiele bardziej ogólnego: nędzy całej polskiej polityki.
Państwo polskie może podzielić los Tu-154. Z braku miejsca oraz czasu wymienię jedynie kilka dziedzin w których grozi nam anihilacja: depresja demograficzna, inercja nauki oraz innowacyjności, brak spójnej wizji rozwoju infrastrukturalnego, zapaść energetyczna; wreszcie rzecz chyba najgorsza – socjalistyczna ekonomia. Nie chodzi o to aby eksplikować problematykę w sposób szczegółowy lecz zasygnalizować zagrożenia.
Demokracja rdzewieje. Przestaje dostarczać odpowiedzi na najważniejsze wyzwania społeczne. W dyskursie publicznym dominują uproszczone i stereotypowe treści. Przestrzeń polityczną opanowują celebryci oraz tabloidowi dziennikarze.
Czyli coś co było w życiu społeczno-politycznym obecne od dawna: przerost formy nad treścią; ale teraz przybrało patologiczne rozmiary.
Ludzie czytają jedynie tytuły publikacji; co najwyżej to, co w żargonie dziennikarskim nazywa się leadami. Ma to daleko idące, destruktywne konsekwencje, zarówno dla osobowości człowieka, jak i dla funkcjonowania instytucji demokratycznych. Później w oparciu o takie kryteria poznawcze dokonywana jest selekcja polityczna.
Wybieramy tych polityków którzy najczęściej pojawiają się w mediach, albo na rzecz których pracują całe zastępy celebrytów, różnej maści spin doctorów, speców od marketingu politycznego, pr managerów, itd., itd.
Gdzie w ferworze tego tyglu miejsce na głębszy sens?
Współczesny wybór demokratyczny ma charakter altymetryczny – o wyborze decyduje dystans do tzw. „koryta”. Wyborcy głosują na tych kandydatów którzy skrócą im odległość do przestrzeni nazywanej potocznie „żłobem”.
W praktyce jest to mechanizm nieco bardziej złożony. Trzeba „nakarmić” różnego rodzaju struktury pośrednie, ośrodki posiadające potencjał opiniotwórczy, grupy interesów oraz czynniki prestiżu, aby – w sposób subtelny bądź bezpardonowy – weszły w rolę agitatorów politycznych, najczęściej pod przykrywką indoktrynerów kulturowych (np. Kuba Wojewódzki, Maciej Figurski, Elżbieta Zapendowska, „Kora” Jackowska, etc.)
W tej grze politycy są tylko statystami, zaś dziennikarze, „statywami”. Ich zadania polegają jedynie na pozowaniu do kamer, albo – jak to dzieje się w przypadku tych drugich – podtrzymywaniu oraz przenoszeniu mikrofonów.
Za sznurki, zza kulis, pociąga niewidzialna ręka, ale nie ta o której mówił swego czasu prof. Leszek Balcerowicz, lecz niewidzialna ręka polityki.
Jak to zmienić? Czy istnieje antidotum na widoczny coraz bardziej kryzys polityczny?
Od przyszłego premiera oczekiwałbym jednej deklaracji: że jego pierwsza kadencja będzie zarazem ostatnią.
Z punktu widzenia pragmatyzmu politycznego, skuteczności sprawowania władzy, ale również, aksjologii politycznej, jest to sprawa kluczowa. Takie postawienie rzeczy uniezależni nowego szefa rządu od destruktywnych elementów polityki: egoizmu, cynizmu, populizmu, własnych ambicji.
A więc trzeba postawić problem jasno: przychodzę tu na cztery lata, aby przeprowadzić najpilniejsze reformy; później odejdę, nie będę ubiegał się o reelekcję, bo chcę być w swych decyzjach niezależny od samego siebie, wyborców, a przede wszystkim tego czynnika, który potocznie nazywa się „dworem”.
Druga ważna rzecz sprowadza się do zmiany formatu polityki z profilu destruktywnego na konstruktywny; z alienującego na angażujący i wspólnotowy. Należy radykalnie przewartościować filozofię rządzenia. Jej myślą przewodnią powinna być, nie dominująca dotychczas w życiu publicznym starorzymska dewiza, „divide et impera” (dziel i rządź), lecz reguła łącz i rządź, czyli przekonuj obywateli, działaj z ludźmi i dla ludzi.
Potrzebny nam premier na trudne czasy, z pasją oraz determinacją podejmujący odważne reformy. Ktoś taki jak na początku lat 90. Tadeusz Mazowiecki, kto jak Mojżesz przeprowadzi Polaków przez Morze Czerwone; z jedną tylko różnicą: zajmie mu to nie 40. ale 4 lata.
W tym okresie musi zostać przebudowany system instytucjonalny państwa (sanacja instytucjonalna); stworzony silny, jednolity, oraz czytelny ośrodek demokratycznego przywództwa, w postaci modelu prezydenckiego; uporządkowany podział terytorialny państwa i pion administracyjny (8, co najwyżej 10 województw-regionów i nie więcej niż 100 powiatów, z nielicznymi modyfikacjami przeniesionych na poziom starych województw istniejących przed 1998 r.). Wprowadzenie instytucji administracji rozproszonej w terenie, jako czynnika wspomagającego struktury podstawowe – np. jednoosobowe komórki powiatów i województw w gminach, aby zbliżyć się do ludzi.
Radykalna reforma rządowego centrum. Ograniczenie liczby ministrów do 8. Likwidacja agencji rządowych.
Wprowadzenie budżetu zadaniowego w miejsce resortowego, w taki sposób aby pieniądze publiczne szły w ślad za podejmowanymi działaniami.
Utworzenie prywatnej służby zdrowia, jako najbardziej efektywnej formy opieki medycznej. Rola państwa sprowadzałaby się jedynie do ratowania najbiedniejszych pacjentów; pomoc trafiałaby precyzyjnie do najuboższych grup społecznych a nie, jak to ma miejsce teraz, do oligarchów.
Przeniesienie obowiązku ubezpieczeniowego z pracodawców na pracowników, w myśl zasady „każdy jest kowalem własnego losu”. Wara państwu od moich i twoich pieniędzy! Jeżeli chcemy możemy je przejeść, przepić, lub przetańczyć. Ale możemy również, w najkorzystniejszy dla siebie sposób, pomnażać kapitał. To znakomite remedium na przyrost długo publicznego i skostniały system emerytalny.
Radykalne obniżenie podatków. Cały szkopuł polega na tym, że aby pieniądze dotarły do ludzi najbiedniejszych, muszą najpierw trafić do najbogatszych. Jak twierdził Friedrich von Hayek, bogactwo spłynie. Pomagając najzamożniejszym grupom społecznym, najbardziej przedsiębiorczym i aktywnym gospodarczo, paradoksalnie, wspieramy biednych. Liberalizm jest w praktyce systemem likwidującym biedę.
Deregulacja i dywersyfikacja życia gospodarczego. Namiastkę tego rodzaju polityki widzieliśmy w wydaniu Anny Streżyńskiej, w okresie gdy sprawowała funkcję prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Poprzez uwolnienie cen doprowadziła do ich obniżenia, i podniesienia poziomu życia.
Abolicja dla przestępców gospodarczych, a w ślad za tym przyjęcie opcji zerowej. Państwo implementuje następującą strategię: wybaczamy wam dotychczasowe grzechy; idąc w sukurs tej idei, radykalnie obniżamy również obciążenia podatkowe; ale jest jeden warunek – musicie „wyleźć” z szarej strefy, i od tej pory postępować uczciwie.
Daleko idące uelastycznienie kodeksu pracy, wprowadzenie zasady płynnego czasu pracy. Wycięcie w drobny pień przywilejów związków zawodowych, a także odważne wspieranie najbardziej kreatywnych przedsiębiorców (ulgi podatkowe, kredyty, dotacje). Polska stałaby się krajem milionów jednoosobowych firm.
Reforma edukacji. Powrót do ośmioklasowego modelu szkolnictwa podstawowego. Postawienie na kształcenie zawodowe jako powszechny profil edukacji, a także sposób na skuteczną walkę z bezrobociem. Studia wyższe miałyby się stać zjawiskiem elitarnym, i wejść do czołówki światowych uczelni.
Zbudowanie komplementarnych relacji pomiędzy nauką a biznesem.
Rozbudowa zawodowej armii, zwiększenie jej liczebności do 300 tys. żołnierzy. Filarem sił zbrojnych muszą być jednostki specjalne, zdolne do szybkiego działania o każdej porze dnia i nocy, w każdym miejscu na globie, oraz niezależnie od istniejących warunków. Wyszkolenie przynajmniej kilkunastu oddziałów takich jak „GROM”.
Powrót do armii z poboru, jednak w ograniczonym zakresie, jako formacji penitencjarnej. Do wojska powoływani byliby podsądni skazani za przestępstwa mniejszej wagi. Dość utrzymywania darmozjadów w zakładach karnych! Ta koncepcja jest oparta na zasadzie, że najlepszy żołnierz to człowiek z charakterem, ukazanej w filmie Roberta Aldricha, „Parszywa dwunastka”.
Utworzenie systemu obrony społecznej (czegoś podobnego do Gwardii Narodowej w Stanach Zjednoczonych), a zatem rezerwy profesjonalnych sił zbrojnych, na fundamencie jednostek Ochotniczych Straży Pożarnych. OSP zyskałaby wtedy podwójną funkcję i nazwę: Ochotnicza Straż Pożarna; oraz, Ochotnicza Służba Państwu.
Zbudowanie zcentralizowanych struktur policji. Likwidacja ABW-u, CBA, CBŚ, i powołanie jednolitej, skoordynowanej formacji policyjnej: Państwowej Agencji Śledczej (PAS). Oprócz tego działałyby policje municypalne o zasięgu lokalnym, zajmujące się sprawami mniejszej wagi.
Walka z przestępczością zorganizowaną na śmierć i życie. Doprowadzenie do sytuacji w której, to nie uczciwi obywatele mieliby się bać wyjść na ulicę lecz gangsterzy. Bezwzględna rozprawa ze wszelkiego rodzaju organizacjami faszystowskimi. Totalna krucjata antykorupcyjna.
Głęboka reforma sądownictwa. Likwidacja wszystkich sądów rejonowych. W ich miejsce sądami pierwszej instancji stałyby się sądy okręgowe, zaś drugiej, apelacyjne.
Całkowite uniezależnienie prokuratury od polityki. Prokurator generalny i prokuratorzy okręgowi wyłaniani w drodze bezpośredniego wyboru, przez ogół społeczeństwa zamieszkałego na danym terenie.
Wprowadzenie instytucji sędziego śledczego, jako instancji kontrolującej oraz weryfikującej pracę organów ścigania karnego.
Całkowite zwolnienia podatkowe i dotacje dla Polaków decydujących się na powrót zza granicy; pod warunkiem, że zarobiony tam kapitał finansowy zainwestują w polską gospodarkę.
Atrakcyjne dopłaty dla matek rodzących dzieci. Dodatki do emerytury po urodzeniu trzeciego dziecka. Swobodny dostęp do kredytów bankowych.
Zdecydowany zwrot w polityce zagranicznej. Orientacja prosłowiańska i dalekowschodnia kluczowym kursem polskiej polityki. Utrzymanie członkowstwa w Unii Europejskiej. Dobrosąsiedzkie stosunki z Niemcami. Zbliżenie z Rosją. Typowo bilateralne (ale bardzo bliskie) kontakty ze Stanami Zjednoczonymi.
Dywersyfikacja nurtów strategii geopolitycznej. Powrót do jagiellońskiej koncepcji polityki otwartej, ufundowanej na różnorodności etnicznej i pluralizmie kulturowym. Naród polski ma być zjawiskiem szerszym niż pojęcie Polak katolik.
Odbudowa narodowa. Przywrócenie etosu narodowego, oraz etosu służby państwu. Odnowa moralna życia społeczno-politycznego.
Odwołanie się do wartości wspólnotowych, a także poczucia lojalności wspólnotowej. Państwo jest dla swych obywateli domem, ale domu nie stanowią mury; nie buduje się go z cegieł czy pustaków, lecz z uczuć.
Obranie kursu na mocarstwowość. Wg amerykańskiego politologa i eksperta wojskowego, George Friedmana oraz nieżyjącego już byłego ministra spraw zagranicznych Polski, prof. Bronisława Geremka, Polska może być w przyszłości mocarstwem.
Bardziej szczegółowo o tym wszystkim pisałem w „Przymiotach nowoczesnego państwa”.
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka