Roman Mańka (autor zdjęcia - Jerzy Mosoń)
Roman Mańka (autor zdjęcia - Jerzy Mosoń)
Kurier z Munster Kurier z Munster
1278
BLOG

Socjalista zawinił, liberała powiesili

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 42

Po 1989 r., gdy w opinii Francisa Fukuyamy nastąpił koniec historii, formacje lewicowe stanęły przed wyzwaniem zredefiniowania swojego miejsca na scenie politycznej, aby w przyszłości odzyskać dawny status. Nowym Mojżeszem okazał się lider Labour Party, Tony Blair, przeprowadzając lewicę z obszaru klasycznego socjalizmu na pozycje socjalliberalne.

Lewica zinternalizowała wolny rynek, wypracowując jego socjalliberalną wersję, odwołującą się do paradygmatu interwencjonizmu państwowego, stworzonego w dobie wielkiego kryzysu gospodarczego przez Johna Maynarda Keynesa.

Obraz nowej stratyfikacji politycznej nie jest ostry, gdyż do keynesistowskich dogmatów odwołuje się również chrześcijańska demokracja, bazująca na wyprowadzonej ze Społecznej Nauki Kościoła, zasadzie pomocniczości.

Aby zrozumieć istotę współczesnego dyskursu ekonomicznego, wywierającego również wpływ na polaryzację polityczną, trzeba niuansować słowo „liberalizm”. Chrześcijańska demokracja jest liberalna, prawica konserwatywna również, lewica jak najbardziej też. Jednak diabeł tkwi w szczegółach, zaś precyzyjniej rzecz ujmując, w przedrostkach „neo” i „socjal”, dodawanych do terminu podstawowego.

Ludzie tej alternatywy nie dostrzegają. Mamy do czynienia z opozycją mutacji liberalizmu.

Dla mało wtajemniczonego obserwatora procesów politycznych, różnica na pierwszy rzut oka może wydawać się subtelna, ale w kontekście realizowanej polityki gospodarczej jest ważna, i pociąga za sobą daleko idące konsekwencje.

Żadna z liczących się obecnie orientacji politycznych nie kwestionuje wolnego rynku, jednak kontrowersje dotyczą skali, zakresu, oraz intensywności jego działania. Główna oś współczesnego sporu na temat form polityki gospodarczej przebiega pomiędzy dwoma wersjami wolnego rynku – socjalliberalną, czyli centrolewicową, oraz neoliberalną, a więc centroprawicową.

Przedstawiciele koncepcji neoliberalnych głoszą apoteozę wolności gospodarczej, mówiąc: zero państwa w gospodarce; wyznawcy idei chrześcijańsko-demokratycznych już dużo wcześniej (zanim powstał neoliberalizm) zmodyfikowali podejście oparte na paradygmacie leseferyzmu, implementując do życia gospodarczego zasadę: „tyle wolności ile można, i tyle państwa, ile jest konieczne”; wreszcie lewica sięgnęła po metody interwencjonizmu a także etatyzmu gospodarczego postulowane przez Keynesa, próbując budować tzw. państwo dobrobytu albo, używając jeszcze innej nomenklatury, państwo opiekuńcze (welfare state).

Kto ponosi odpowiedzialność za światowy kryzys?   

Wielkie intelektualne nieporozumienie pierwszej dekady drugiego tysiąclecia polega na przypisaniu winy za globalne perturbacje ekonomiczne neoliberalnemu modelowi gospodarki, podczas gdy do gospodarczej zapaści doprowadziła lewica; przy czym w tym miejscu należałoby postawić gwiazdkę – bo za lewicę trzeba uznać również chrześcijańską demokrację.

Kwestia winy za kryzys zawiera się pośrednio także w dwóch innych pytaniach: kto dominował w powojennej Europie (?); i kto budował Unię Europejską?

Po drugiej wojnie światowej na Starym Kontynencie rządzili, albo chrześcijańscy demokracji albo socjaliści (celowo pomijam tu obszar zawładnięty przez blok komunistyczny, gdyż dyskusja na ten temat byłaby jałowa).

Jedynym neoliberalnym epizodem w dziejach powojennej Europy, można powiedzieć swego rodzaju niszą historyczną, był okres tzw. Thatcheryzmu, gdy w Wielkiej Brytania, w 1979 r. po fazie rządów lewicowych, do władzy doszła Margaret Thatcher. Ale akurat w tym czasie Zjednoczone Królestwo, dzięki nienotowanym wcześniej sukcesom gospodarczym, odzyskało blask potęgi. Targający wyspą regres gospodarczy został przełamany.

W tożsamych latach, przy zastosowaniu analogicznych instrumentów ekonomi podażowej oraz monetaryzmu, na drugiej półkuli tryumfy święcił, Ronald Reagan, wygrywając dzięki silnej gospodarce wyścig zbrojeń ze Związkiem Radzieckim.

Wyjdźmy jednak poza krąg klasycznych przykładów neoliberalnej prosperity.

Za przyczyną implementacji typowych narzędzi wolnorynkowej gry, dystans do rozwiniętego świata zniwelowały tzw. „azjatyckie tygrysy”: Korea Południowa, Hongkong, Tajwan, Singapur, Malezja, Tajlandia, Filipiny, etc., ruszające w pogoń za dobrobytem z bardzo niskiego pułapu standardu życia.

Na innym krańcu świata, ciekawy jest kazus Chile. Południowoamerykański entourage, sprowadzający się do połączenia biedy z nędzą, tudzież ze zorganizowaną przestępczością mafijną, daje dobre tło porównawcze. Jedynie w państwie Pinocheta sięgnięto po typowe recepty neoliberalne. Rząd Chile całymi garściami czerpał z neoliberalnego dorobku chicagowskiej szkoły ekonomi.

Na przestrzeni lat 70. i 80., Chile zdobyło prymat lidera gospodarczego południowoamerykańskiego kontynentu. Wzrost gospodarczy kształtuje się w tym kraju na poziomie 6 proc. Od momentu wprowadzenia wolnorynkowych mechanizmów, gospodarka rosła przeciętnie z szybkością 7 proc. W relatywnie krótkim czasie Chilijczycy stali się najbogatszym narodem w Ameryce Południowej: dochód PKB per capita, liczony na głowę mieszkańca, sięgnął już 12 tys. USD, i wyraźnie nie pasuje do realiów południowoamerykańskiego otoczenia.

Chile stopniowo wydobywa się z biedy. Poniżej granicy ubóstwa żyje tam 13 proc. obywateli. Dla porównania, w pnącej się obecnie do góry Brazylii, 30, zaś w Boliwii 61.

Globalny kryzys gospodarczy nie wziął się z faktu zaostrzenia neoliberalnej polityki, lecz wręcz przeciwnie, – poluzowania. Świat odszedł od wolnorynkowych dogmatów w kierunku socjalliberalizmu. To nie immunizuje nas w wystarczającym stopniu na współczesne niebezpieczeństwa: globalizacji oraz emancypacji pieniądza, i całej sfery finansowej.

Lata 80., 90., a także pierwsza dekada dwutysięcznych, stanowią niechlubną epokę życia na kredyt; hołdowania destruktywnej dewizie: „hulaj dusza, piekła nie ma”.

W międzyczasie, w Stanach Zjednoczonych, do władzy doszedł demokrata Bill Clinton, podnosząc podatki, i zwiększając wydatki budżetowe.

Identycznie w Wielkiej Brytanii, przez trzy kadencje władzę sprawowali laburzyści, pod przywództwem najpierw Tony Blaira, a później Gordona Browna. To właśnie Blair przesunął europejską lewicę na pozycje socjalliberalne, lansując hasło „New Labour”. Partia Pracy zintensyfikowała aktywność rządu, co poskutkowało wzrostem wpływów podatkowych.  

W Niemczech na przemian rządzili Socjaldemokraci i Chadecy.

Od początku Unia Europejska budowana była na modłę socjalliberalną. W mniejszym lub większym zakresie lansowano zmodyfikowaną politykę gospodarczą Keynesa. Doszło do tego, że Władimir Bukowski, rosyjski dysydent i intelektualista, nazwał UE: związkiem socjalistycznych republik europejskich.

Te wszystkie projekty socjalliberalne, solidarnościowe programy. Trzeba byłoby się zastanowić, czy nie działają demotywująco; w efekcie nie studząc immanentnej (naturalnej) energii gospodarczej poszczególnych krajów członkowskich.

Unia jest aktualnie w poważnych tarapatach, między innymi dlatego, iż wyznaje filozofię socjalliberalną.

W kulminacyjnym momencie globalnego kryzysu, najlepiej rozwijały się neoliberalne Chiny, których gospodarka rosła w tempie 9 proc. Neoliberalną Azję regresje gospodarcze dosięgły w najmniejszym stopniu.

Trawestując znane ludowe porzekadło: socjalliberał zawinił, neoliberała powiesili.

Większość światowych rządów zachowała się w obliczu kryzysu podobnie do spanikowanego kierowcy, którego samochód zakopał się w pisaku: nerwowo dodaje gazu, depcze po sprzęgle, manipuluje biegami; a koła zamulają się jeszcze bardziej.

Albo strażaka który polewa benzynę wodą, tymczasem ona pali się coraz mocniej.

Emisja pieniędzy niczego dobrego nie wskóra. Odgrywanie socjalliberalnych rytuałów nie wyleczy Europy. Armia urzędników nie zbawi instytucji europejskich. Opiekuńcze państwo nie pomoże ludziom biednym. Trzeba było spokojnie iść dalej wolnorynkową drogą.

Neoliberalizm głupcy!

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (42)

Inne tematy w dziale Polityka