Roman Mańka (autor zdjęcia - Jerzy Mosoń)
Roman Mańka (autor zdjęcia - Jerzy Mosoń)
Kurier z Munster Kurier z Munster
3146
BLOG

Motłoch...

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 66

Jakiś czas temu pojawił się sondaż w którym respondenci uznali, iż Jarosław Gowin byłby lepszym przywódcą PO od Donalda Tuska Od razu teza badania została przez czołówkę polskich dziennikarzy wdeptana w ziemię, ponieważ ich zdaniem, ankieta uwzględniała również sympatyków PiS czy Ruchu Palikota, zaś lidera Platformy wybierać będą tylko jej członkowie.

No właśnie, ale członkowie PO (zwłaszcza ci szeregowi) nie żyją w kosmosie, nie mieszkają na bezludnej planecie, lecz znajdują się wśród ludzi. I właśnie to oni będą decydować w powszechnym głosowaniu.

Tusk ma za sobą establishment PO, rozbudowany partyjny aparat, czyli tych wszystkich ludzi którzy w administracji państwa bądź partii, otrzymali różnego rodzaju „stołki”. Podczas chorzowskiej konwencji Platformy, Gowin został wręcz wygwizdany, czuć było dezaprobatę sali; jest jednak jedno kluczowe pytanie: na ile nastroje dominujące wśród delegatów są dla PO reprezentatywne? W przeszłości bardzo różnie w polskich ugrupowaniach z tym bywało.

Decydująca kwestia dotyczy rozmiarów frustracji. Czy społeczne rozczarowanie, które w coraz większym stopniu dotyka PO, przełoży się również na trendy determinujące postawy wyborcze w strukturach ulokowanych na dole partyjnej piramidy? To jest ciekawe zagadnienie. Preferencje terenu i elity mogą się rozjechać. W Polsce nie raz już z taką sytuacją mieliśmy do czynienia.

Szeregowi członkowie PO, bardziej realnie i bezpośrednio niż partyjna górą, doświadczają realnych problemów. Walczą na pierwszej linii politycznego frontu. Do nich w pierwszej kolejności adresowane są rozmaite pretensje, artykułowane przez ogół z tytułu porażek rządu Tuska. Rozmawiają z sąsiadami, dyskutują z koleżankami i kolegami w pracy, wsłuchują się w opinie wygłaszane w ramach interakcji społecznych. Mogą być podatni na sugestie wytwarzane przez tak zwaną ulicę, czyli obieg publiczny.  

Jaki rodzaj konformizmu weźmie w decyzjach działaczy Platformy górę? Czy zwycięży presja partyjnego establishmentu, zewnętrzny nacisk oficjalnej opinii publicznej; czy też istotniejsze będzie oddziaływanie najbliższego otoczenia.

Statystyczni członkowie PO mogą mieć inne preferencje niż np. Julia Pitera, Agnieszka Pomaska, czy Tomasz Lis. Kłania się tu stara, banalna prawda: „punkt widzenia zależy do punktu siedzenia”. Nie oznacza to oczywiście, że Gowin wygra, jego szanse są minimalne, faworytem jest Tusk, na którego pracuje partyjna machina, różnego rodzaju grupy interesów oraz czynniki prestiżu; niemniej, Gowin również trzyma w ręku sporo ciekawych kart.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jedna istotna rzecz: pogarda. Jeszcze trochę, a Gowin wyprzedzi w rankingach nienawiści Jarosława Kaczyńskiego. Ten lekceważący ton płynie z dwóch różnych kierunków: ze szczytów partyjnej hierarchii; i z głównego nurtu życia medialnego.

A wyborcy raczej pogardy nie lubią. Technika deprecjacji kulturowej sprawdziła się w przypadku PiS; jest jednak jedna subtelna różnica – tam bardziej uderzono w elektorat, niż w jego polityczną emanację; dzięki temu uzyskano efekt zawstydzenia. Tusk nie może powtórzyć tego wariantu w ramach wewnętrznych wyborów w PO, bo przecież nie będzie pluł na członków własnej partii, którzy chcą poprzeć Gowina. Nie powie, że Gowina popierają moherowe berety.

Bywają sytuacje, że opinia publiczna może oszukać samą siebie. Media wytwarzają atmosferę, epatują świadomość społeczną sugestiami na konkretny temat; spodziewając się później odpowiedzi zgodnej z swoimi oczekiwaniami.

Tu właśnie można się przeliczyć. Odpowiedź może być bowiem sformułowana w dwóch wymiarach: oficjalnym, a więc, w aspekcie postaw deklarowanych; i behawioralnym, czyli w sferze postaw rzeczywistych i realnego działania. Czasami pomiędzy obydwoma elementami występuje asymetria. Dlatego bywają przypadki, że sondaże opinii publicznej nie sprawdzają się, choć pomiar socjometryczny dokonywany jest rzetelnie. Trzeba uwzględniać czynniki, które mogą w sposób obiektywny, aczkolwiek za przyczyną cech mających źródła subiektywne, zniekształcać osiągane rezultaty. Anonimowość głosowania jest jedynym z takich warunków.

Niezależnie od tego, badanie pokazujące, że respondenci w roli przewodniczącego PO widzieliby chętniej Gowina niż Tuska, posiada pewną wartość. Mierzy atmosferę wśród zwykłych obywateli, która pośrednio wpływa również na nastroje występujące na dole Platformy, w jej ogniwach terenowych.

Gowin podąża tym tropem. Przykro jest patrzeć na dziennikarzy którzy śmieją się z Gowina, iż spotyka się z przypadkowymi ludźmi (nie będącymi członkami PO). Ten rechot byłby uzasadniony, gdyby kampanii Gowina nie relacjonowały media. W ten sposób Gowin rozmawia również z działaczami Platformy.

Efekt jest zwielokrotniony. Dla statystycznego działacza PO, większe znaczenie może mieć dobre wrażenie na temat Gowina przekazane przez sąsiada, kolegę, lub członka rodziny, niż własne odczucia wyniesione np. z bezpośredniego spotkania. Istotny jest mechanizm uwiarygodniania i obiektywizacji – ocena przekazana z zewnątrz jest bardziej obiektywna od własnej.

W tym przypadku działa znane socjologiczne prawo: „działaj lokalnie, ale myśl globalnie”; czyli inaczej mówiąc, wywołuj globalne konsekwencje.

Gdy Gowin spaceruje ulicami małego miasta takiego jak Giżycko, rozdając ulotki; to dociera równocześnie do setek tysięcy mieszkańców identycznych miejscowości, są wśród nich również członkowie PO.

W marketingu politycznym ważniejszy od pierwotnego przekazu jest rezonans, jaki on wywołuje. Pisałem niedawno o tym przy okazji publikacji o niszowych instrumentach informacji kontrolowanych przez PiS.

Gowin sprytnie uderza w pudła rezonansowe. Rzuca kamyki do różnych miejsc rzeki, próbując wytworzyć fale, i oczekując, że w pewnym momencie się spotkają.

Nasuwa się jeszcze jedno ważne pytanie: jak duża jest gruba działaczy PO, którzy nie partycypują aktywnie w partyjnym życiu, nie biorą notorycznego udziału w rutynowych procedurach, ale zachowali prawo głosu? Prawybory w łonie Platformy, przeprowadzone przy okazji wyborów prezydenckich, pokazały, że jest to znacząca populacja. Ci ludzi mogą myśleć zupełnie inaczej niż partyjny establishment, i zapragnąć zrobić elitom na złość. To może się stać grupa docelowa Gowina, jeżeli ją umiejętnie będzie mobilizował.  

Muszę powiedzieć, że dawno już nie widziałem takiej hucpy, jak w przypadku wyborów przewodniczącego PO. Przy okazji po raz kolejny dowiadujemy się czegoś o polskich dziennikarzach. Przykro o tym pisać, ale ich zachowanie jest tym samym co buczenie „motłochu” na cmentarzu, podczas obchodów rocznic Powstania Warszawskiego (opisując rzecz słowami prof. Bartoszewskiego). Wybory w Platformie są podobne do całej polskiej demokracji – mamy równych i równiejszych, lepszych i lepszejszych, nie istnieją uczciwe warunki gry; media wspierają swoich faworytów.

Kiedyś prof. Zyta Gilowska powiedziała, że Tusk ma skłonność do okrucieństwa. Obserwując wieloletnie poczynania przewodniczącego PO można dodać, że posiada również silne tendencje do traktowania konkurentów politycznych z pogardą, a to w życiu demokratycznym nie jest dobra cecha.   

Wiecie z czego to wynika? Z zakompleksienia.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (66)

Inne tematy w dziale Polityka