rosemann rosemann
7287
BLOG

Trzecie życie taśmy Bieńkowskiej

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 61

Tytułowa taśma jest chyba dzisiaj największą tajemnica by nie rzec mitem III Rzeczy.  Taką wunderwaffe na opak obecnej władzy. Wszyscy czekają aż ona, wunderwaffe a nie władza oczywiście, odpali i, jeśli tak się stanie, o tysiącletniej Rzeczy raczej nie będzie już mowy.

Z żywotem owej taśmy sprawa jest zawiła. O pierwszym, materialnym jej żywocie cokolwiek powiedzieć byłaby w stanie dosłownie garstka ludzi. Ta mityczna mafia kelnerów i węglarzy, redaktor Latkowski, któremu ją „zrelacjonowano” i ewentualnie cała prokuratura warszawsko-praska. Jakoś nie wierzę w to, że odmówiono sobie na Pradze seansów zbiorowego „czytania” tych fonograficznych rarytasów. Jest to fizycznie niemożliwe. Bo sprzeczne z ludzka naturą.

Drugi żywot, to żywot medialny. Głośny, odczuwany dość powszechnie ale jednak niewiele wnoszący do rzeczywistej wiedzy o zawartości owego nośnika. Medialnie taśma Bieńkowskiej jest niczym relacje o Yeti. Jakiś tam Latkowski twierdzi, że ją widział i tyle. Ten żywot wydaje się najmniej istotny, ale, jak dalej się okaże, to błędna ocena.

Najciekawszy jest ten trzeci żywot. Nazwijmy go procesowym. Oczywiście można o nim mówić tylko wtedy, jeśli taśma a raczej zapis materialnie istnieje i faktycznie jest dziś w dyspozycji prokuratury. I jeszcze pod tym warunkiem, że rzeczywiście zawiera to, co sugerują media, czyli prywatne (jak wszystkie inne) pogawędki  pani minister z panem szefem CBA nad publicznym (jak się domyślam) wiktem  o jakimś kosmicznym wręcz przekręcie.

Po wyciszeniu zamieszania związanego z taśmami pojawiło się przekonanie, że właściwie jest już „pozamiatane”. W tym zamieciona jest i ta „bomba atomowa”, o której miała się Bieńkowska zwierzać Wojtunikowi.

Tyle tylko czy w obecnych warunkach prokuratura, jak by nie chciała być użyteczna obecnej władzy, jest w ogóle w stanie coś takiego zrobić?  Czyli zamieść „bombę atomową”

Oczywiście może spróbować. Tyle, że żaden prokurator nie jest na tyle głupi, by założyć, że cały nakład tego fonograficznego rarytasu spoczywa w szafach pancernych na Pradze. Ba, nie jest w stanie także wykluczyć, że nawet jeśli, żaden z jego kolegów ani żadna z jego koleżanek nie wyniesie i nie przekaże światu tak skrzętnie reglamentowanej treści. Z pobudek patriotycznych, z chciwości czy też w imię jakichś tam ogólnoludzkich wartości.

I to jest poważna słabość koncepcji, w której podejrzewana mocno i dość powszechnie sztama prokuratury i władzy zapewnia tej drugiej spokój i pewność, że medialny „guzik atomowy” jest stosownie zabezpieczony.

Jeśli taśma jest tym, o czym półgębkiem mówią media, jeśli prokuratura nic w sprawie zawartości nie zrobi i jeśli jej treść wyjdzie jednak na jaw, będzie problem. A mam przeczucie, i nadzieję, że media mocno dziś ścigają się, by ten dziennikarski „święty graal” wpadł w ich ręce i ujrzał światło dzienne. To byłyby takie Himalaje „dziennikarstwa śledczego”. A i finansowy kop dla zwycięskiej redakcji.

Zatem jeśli taśma zawiera to, co mówią o niej „na mieście” a nie spowoduje żadnych działań prokuratury poza ściąganiem kelnerów i węglarzy, stworzy to zapewne problem zgodności działań prokuratorów ze stosownymi zapisami kodeksu karnego i kodeksu postępowania karnego. Oczywiście ten problem też byłby do zamiecenia niejako w pakiecie z problemem Bieńkowskiej i Wojtunika. I tu pojawia się ta nieszczęsna dla władzy i prokuratury loteria, związana z zasygnalizowanym przeze mnie „żywotem medialnym” wspomnianego zapisu rozmowy.

Jeśli taśma się pojawi i zostanie zweryfikowana a będzie zawierać informacje wskazujące na posiadanie przez rozmówców informacji o ewidentnym łamaniu prawa przez kogokolwiek a Bienkowska nie raczyła zawiadomić o nim nikogo poza Wojtunikiem zaś Wojtunik nie wykaże, że cokolwiek, zgodnego ze specyfiką podległej sobie służby, zrobił z uzyskanymi informacjami, oboje powinni mieć postawione zarzuty. Jeśli na dodatek prokuratorzy nie pofatygowaliby się podjąć w tej sprawie działań, choćby tylko sprawdzających, też powinni za to odpowiedzieć.

W związku z tym wszystkim, w szczególności zaś w związku z tym, o czym „gadają na mieście” dziwię się bardzo, że osoby, mające taka możliwość, choćby z racji sprawowanych przez siebie funkcji publicznych nie podrążą w tej sprawie. Choćby przez zwrócenie się w odpowiednim trybie do prokuratury o odpowiedź na następujące pytania:

1.     1. Czy wśród materiałów, przejętych przez prokuratorów w związku ze sprawą nielegalnych podsłuchów znajduje się zapis rozmowy wicepremier Bienkowskiej z szefem CBA Wojtunikiem?

2.     2. Czy w trakcie rozmowy pojawiają się informacje mogące świadczyć o tym, iż rozmawiający są w posiadaniu informacji, mogących wskazywać na możliwość popełnienia przestępstwa przez osoby trzecie?

3.     3. Czy w związku ze sprawą nagrań prokuratura podjęła działania, zmierzające do sprawdzenia zgodności z prawem także działań osób innych niż podejrzane o dokonanie nielegalnych podsłuchów i nagrań oraz rozpowszechnianie tychże?

Odpowiedzi, w każdym razie zadowalającej, pewnie się nie uzyska ale prokuratorzy przynajmniej będą mieli świadomość, że nie mogą liczyć na to, że „jeszcze będzie przepięknie”. I, choćby ze zwykłego strachu o swoje dolne połacie pleców, cokolwiek raczą z tym zrobić.

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (61)

Inne tematy w dziale Polityka