rosemann rosemann
1636
BLOG

Kontrola naziemna do majora Toma…

rosemann rosemann Kultura Obserwuj notkę 30

O Davidzie Bowie piszę z dwóch powodów. Raz, że na to zasługuje a dwa, bo dziś postanowiłem odpocząć od polityki. Nie wiem czy mi się to uda ale będę się starał.

Na moje wspomnienie Bowie zasłużył nie do końca za przyczyną swojej muzyki. Paradoksalnie moje pierwsze skojarzenie muzyki i Bowie to utwór „Bela Lugosi’s Dead” wykonane przez zespół Bauhaus w filmie „Zagadka nieśmiertelności”. Bowie w tym filmie nic nie śpiewał a partnerował Catherine Deneuve odtwarzając z nią role pary kochanków-wampirów.

Osobiście najbardziej z Dawidem Bowie łączy mnie Plac Wilsona w Warszawie. Miejsce, do którego (noszącego wtedy imię Komuny Paryskiej) dotarł muzyk gdy wiozący go z Moskwy pociąg zatrzymał się bodaj w 1973 r. na stacji Warszawa Gdańska. Wedle różnych relacji jego spacer trwał albo trzy kwadranse albo trzy godziny. Wtedy też, na Placu Wilsona kupił w księgarni kilka polskich płyt, w tym płytę zespołu „Śląsk” albo „Mazowsze”.

Kiedy bywam w Warszawie, często jedziemy z Kobietą Moją Kochaną metrem na Plac Wilsona, gdzie kupujemy rewelacyjne rurki z kremem i idziemy dalej. Albo powłóczyć się po Żoliborzu albo wracać z powrotem w stronę Śródmieścia. I zawsze wtedy zastanawiamy się, czy te płyty Bowie kupował w dzisiejszym EMPiK-u czy tamta księgarnia mieściła się gdzieś indziej.

Teraz będzie okazja by historię upamiętnić stosowną tablicą bo choć grzecznym chłopcem David nie był to jak mało kto zapisał nazwę Warszawa w powszechnej świadomości.

Do muzyki Bowie przekonywałem się dość długo. Może dlatego, że kiedy zaczynałem interesować się rockiem, objawił się on we wcieleniu znanym najbardziej z hitu „Lets Dance” a niedługo potem „Absolute Beginners”. Nie za bardzo mi taki pasował.

Polubiłem go kiedy przeczytałem czyjeś omówienie piosenki „Heroes”, największego chyba przeboju z jego „berlińskiej trylogii”. Jest na niej też utwór „Warszawa” sławny choćby z tego powodu, że dał nazwę zespołowi Warsaw, który później nazwał się Joy Division. Wcześniej nie tylko chyba ja sądziłem, że „Heroes” to opowieść o poczuciu beznadziei ludzi z DDR-u, którzy zmagają się z murem – symbolem ukradzionej im wolności.

I, I can remember (I remember)
Standing, by the wall (by the wall)
And the guns shot above our heads
(over our heads)
And we kissed,
as though nothing could fall

Okazało się, że jest to zupełnie inna opowieść. O poczuciu klaustrofobii, o lęku przed jutrem tych, którzy byli wolni, ale całkowicie zamknięci tym właśnie murem. O młodych ludziach z Berlina Zachodniego, którzy zachłannie żyli pełnią życia mając świadomość, że tamtym zza muru starczyłby jeden dzień by to im zabrać. O ludziach, którzy nie wytrzymują ciśnienia i idą pod mur a w zasadzie na mur, zza którego do nich strzelają.

Z Davidem Bowie łączy się jeszcze jedna moja osobista sprawa. Kobieta moja kochana jest socjopatką i wyciągnięcie jej gdziekolwiek, gdzie musi się zmierzyć z tłumem, wymaga nadludzkich mocy. Podczas moich wyjazdów do Gdyni tylko raz na jeden dzień udało mi się ją namówić. Byliśmy razem na Queens of the Stone Age i paru innych.

W tym roku, po zapowiedzi przyjazdu P.J. Harvey zaczęła się łamać. I tak sobie rozmawialiśmy kto by ją ostatecznie przekonał. Od razu zasugerowała, że jakby był David, to sprawa przesądzona. Wiedziała, że ma wydać płytę i uznaliśmy, że taki festiwal to świetne miejsce by ją promować.

Nie przyjedzie.

For here
Am I sitting in a tin can,
Far above the World
Planet Earth is blue,
And there's nothing I can do

Though I'm past one hundred thousand miles
I'm feeling very still,
And I think my spaceship knows which way to go
Tell my wife I love her very much
She knows

ps. Swoją notkę sprzed trzech lat przypomina dziś Toyah a tam pisze, że Bowie był najpiękniejszym mężczyzną na świecie. Ja myślę, że mógł być nie z tego świata.

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Kultura