W kwestii ewentualnych oczekiwań powrotu Rzeczpospolitej pod opiekę wykazujących dramatyczne objawy syndromu odstawienia niedawnych jej władców miałem zamiar poruszyć aspekty prezentujące się najbardziej złowrogo. Jednakże wczorajszy występ Wojciecha Czuchnowskiego trudno zapomnieć i równie trudno pominąć.
Mówi się, ze jeśli Bóg chce kogoś ukarać, to mu rozum odbiera. Ja widzę, że jeśli jest na kogoś szczególnie cięty, każe mu robić to, z czego karany wcześniej najbardziej kpił.
Trudno chyba znaleźć środowisko, które bardziej od ekipy z Czerskiej kpiło z tych, którzy śpiewając „Boże coś Polskę…” pozostawali wierni tradycyjnej wersji pieśni, zawierającej frazę „Ojczyznę wolna racz nam wrócić Panie”. Komentarze nawiązujące do tego, bardzo często wypowiadane przez zaciśnięte usta (nie tylko ja znam takich, co te technikę maja opanowana do perfekcji) polegały głownie na oczekiwaniu wyjaśnień pod jaka okupacją się znaleźliśmy i akcentowaniu demokratycznej legitymacji władzy, która tymi słowami miała być kwestionowana.
Trudno mi było uwierzyć wczoraj, ze słyszałem to, co słyszałem, kiedy swoja tyradę o krzywdzie Kraski, Lewickiej i innych pan Czuchnowski zakończył słowami „Do zobaczenia w wolnej Polsce”.
[Moks w swym komentarzu ma co do faktów rację
„To dobrze, że nie wierzysz, bo Czuchnowski tego nie powiedział. Tylko dlaczego dzięki Tobie uwierzyć mają inni? Cytat przed Twoim tunningiem brzmi: "do zobaczenia w demokratycznej Polsce!".
A że nie pasuje już do tytułu... cóż, trudno.
Czuchnowski faktycznie powiedział „w demokratycznej”. Co do moich intencji nie ma bo zapamiętałem, jak zapamiętałem. Sprawdziłem jak jest.
Tekstu ani nie usuwam ani nie zmieniam bo pokrzykiwania Czuchnowskiego czy Machały, że nie będą przyjmować zaproszeń do reżymowej telewizji (których teraz, jak przyznaje Machała, ma sporo) są dowodem nie na upadek demokracji ale resztek ich powagi]
Ja wiem, że chodziło o poruszający serca i sumienia, taki duszesztipatielnyj efekt, adresowany głownie do ludzi o wrażliwości ustawionej na poziom tasiemcowatych seriali, w których co odcinek ginie Hanka Mostowiak. U mnie dusza (o ile w ogóle ją mam) zawyła nieposkromionym śmiechem. Powinienem być jej wdzięczny, ze nie zechciała się potarzać po podłodze bo w tym celi musiałaby opuścić moje zdecydowanie bardziej powściągliwe ciało. A tego wolałbym nie doświadczać. Nawet za cenne doświadczania kabotyństwa Wojciecha Czuchnowskiego.
W tych trudnych do spokojnego kontemplowania czasach, kiedy człowiek co rano budzi się z pytaniem kto i czym go tego dnia zmartwi albo przestraszy praktyka powtarzania przez tych, których los postawił (z wyboru obywateli lub ich własnego) po stronie przegranych tego wszystkiego, co wydawało się im do niedawna przejawem aberracji a nawet sekciarstwa to ogromna dawka ożywczego humoru. Czasem wmawiam sobie, że oni to tak specjalnie, żeby nam wszystkim było weselej. Ale tylko czasem tak myślę.
Słyszeliście przed miesiącami pytania o sens wychodzenia na ulice w akcie sprzeciwu wobec postepowania władzy. Jak chcecie zobaczyć tych, którzy wtedy pytało, idźcie popatrzeć na którąś z organizowanych niemal co tydzień manifestacji. Oni tam będą. Jeśli chcesz wiedzieć, czy już przychodzą o 6 rano i walą w drzwi, czytaj Czuchnowskiego. On to i nie tylko to ma chyba co dzień.* Przynajmniej tak chyba myśli.
Robiących kiedyś to, co oni teraz robią nazwaliby w najlepszym razie sektą. A kiedy przechodziły im skrupuły, po prostu świrami.
Zatem Panie Boże, rozumiem, że nie chcesz mi dać Maserati o najseksowniej burczącym silniku, miejsca gitarzysty prowadzącego w Tame Impala, 70 cm w pasie i wytrwałości Marcela Prousta. Dziękuję, że dajesz mi zdrowe oczy, dość wrażliwe serce, Kobietę Moją Kochaną, dach nad głową. I choć od czasu do czasu radość oglądania Czuchnowskiego robiącego z siebie pajaca.
* http://wyborcza.pl/1,75968,19164526,powrot-upiorow-witamy-w-panstwie-pis.html
Inne tematy w dziale Polityka