Bardzo szybko, niedawno zaprzysiężony prezydent zaczął rewanżować się za poparcie udzielone mu podczas wyborów. W tym nie-święcie demokracji, pozytywnie za jego kandydaturą opowiedziały się takie jednostki jak Tomasz Nałęcz, Włodzimierz Cimoszewicz, Marek Dukaczewski czy Wojciech Jaruzelski. Wraz z przyjaciółmi zastanawiałem się, czy do chóru piewców wpadkowego gajowego dołączy inny człowiek honoru – Czesław Kiszczak, co ostatecznie nie nastąpiło. I chyba nawet uratowało mu tę prezydenturę.
Zgoda buduje. I owszem. Bardzo szybko po przejęciu obowiązków prezydenta, ówczesny marszałek zaczął budować. Na nowego szefa Narodowego Banku Polskiego wysunął kandydaturę Marka Belki. Argumentował, że Belka to kandydat spoza politycznego układu, czy jakoś tak. Nie wiem, jak wielką wadę wzroku trzeba mieć, żeby za człowieka spoza układu uznać byłego premiera, ministra finansów, członka SLD, a wcześniej aparatczyka z PZPR. Kolejnym etapem budowy, i to budowy niejako „cichcem”, było wstawienie do KRRiT swoich ludzi, Jana Dworaka, dawnego szefa TVP oraz Krzysztofa do Luftu, który parał się w życiu tyloma już zajęciami, że w zasadzie nie wiadomo, od czego jest specem.
Teraz doradcą prezydenta do spraw historycznych i dziedzictwa narodowego został Tomasz Nałęcz, kolejny po Belce dawny członek aparatu. O nim nawet koledzy z lewej strony mówią niezbyt ciepło. Starczy wspomnieć wypowiedzi Senyszyn, Wenderlicha czy Borowskiego, który Nałęcza i tak określił łagodniej niż reszta. Krytyce profesora nie ma się co dziwić, wszak ów historyk wsławił się tym - posłużę się dla porównania klasycznego powiedzonka, że nie zdobywał odznaczeń na polu bitwy, ale jest tam, gdzie je rozdają. Był więc w pobliżu od kilku miesięcy i gardłował. Nominację otrzymał.
Niczego jeszcze nie otrzymał Włodzimierz Cimoszewicz. Niech jednak nie traci nadziei. Kancelaria dopiero się formuje. Prezydent będzie potrzebował kogoś, kto mu będzie podpowiadał czy Szwajcaria należy do UE (bo to, że Norwegia nie należy pewnie już wie) i ewentualnie czy Meksyk należy do NAFTA. I niedoszły kandydat na prezydenta z roku 2005 będzie mógł mu pomóc idealnie, jako były szef MSZ z lat 2001-2005. Jeszcze inni czekają w kolejce, może nawet Marek Dukaczewski jako zrehabilitowany przez prezydenta-obrońcę WSI.
W przypadku Cimoszewicza nie antycypuję, a jedynie żartuję sobie. Media krzyczały wczoraj o Kaliszu, ale to dziennikarska kaczka. Na pewno jednak, jak każda plota – ma w sobie coś z prawdy. Zatem: czy Komorowski zaczyna spłacać długi ludziom lewicy i dawnemu aparatowi? Może zaczyna budować swoje zaplecze polityczne, starając się uniezależnić od Tuska i całego PO? Coś może być na rzeczy, skoro wczoraj poseł Gowin powiedział, że cieszyłby się, gdyby ktoś z PO wreszcie znalazłby się w kręgach prezydenckich. Kolejna możliwość to przygotowywanie gruntu pod koalicję z SLD, na wypadek, gdyby PiS wygrałoby wybory, ale nie na tyle wyraźnie, by móc sformować własny rząd.
...W HOŁDZIE PAMIĘCI TYCH, KTÓRZY PIERWSI UJRZELI PRAWDĘ O SMOLEŃSKU...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka