Festiwal Młodzieży bez Granic jest, jak już wspomniałem, przedsięwzięciem nie tylko wielokulturowym, ale i wielonurtowym, czy, jak to się często teraz mówi – interdyscyplinarnym.
Jest też na festiwalu miejsce na teatr.
Jak w przypadku każdej aktywności, cenne i pożądane jest obcowanie ze sztuką, jako widz czy słuchacz.
Najcenniejsze jednak jest to, co młodego człowieka ośmiela, pozwala mu spróbować zmierzyć się z czymś, czego nigdy wcześniej nie próbował, czyli czynne uczestnictwo.
Temu celowi służą wszelkie warsztaty organizowane dla uczestników (tak wychowanków Ośrodka, jak i przyjezdnych z bliska i z daleka).
W całej gamie warsztatów nie mogło zabraknąć oczywiście warsztatów teatralnych, i to dwóch różnych!.
Pierwszy (wymieniam w kolejności chronologicznej) był warsztat przygotowany przez
teatr Krzyk – czołowy teatr polskiej sceny niezależnej.
Bazujący w maleńkim, zachodniopomorskim Maszewie, teatr zaproponował uczestnikom Festiwalu (oprócz przedstawienia, rzecz jasna) ćwiczenia ruchu scenicznego i improwizacji, budzenie emocji, wyobraźni i odwagi scenicznej, uświadomienie na własnym przykładzie roli scenicznej zespołowości.
Po wspólnym przećwiczeniu elementarnych zadań aktorskich - kulminacja, jaką było przygotowanie spektaklu z uczestnikami warsztatów.
Drugi, to powtórzony po ubiegłorocznym sukcesie warsztat prowadzony przez dwie warszawskie aktorki – Panią Reginę i Panią Justynę, którego zadaniem było zapoznanie młodzieży z tajnikami sztuki tak unikalnej, jaką jest teatr lalkowy.
Uczestnicy w ramach zajęć warsztatowych projektowali i wykonywali swoją lalkę teatralną, ćwiczyli teatralne etiudy, by zwieńczyć warsztatowe spotkanie wspólnym przygotowaniem spektaklu.
Ktoś może zapytać, czy w dzisiejszym, odhumanizowywanym na potęgę świecie, z takich warsztatów może być dla młodych ludzi jakiś trwały, żeby nie powiedzieć konkretny pożytek:
Na to pytanie każdy powinien sobie odpowiedzieć sam.
Ja tylko pozwolę sobie zauważyć, że wybitny, polski aktor, Roman Wilhelmi, tak napisał o przyczynie, dla której został człowiekiem sceny:
„To nie ja wybrałem aktorstwo, to aktorstwo wybrało mnie. Żeby jeszcze do tej mojej biografii dołożyć coś mało znanego, to powiem, że wychowywałem się u księży salezjanów, opiekunów dzieci i młodzieży.
I tam trafiłem na księdza, który wspaniale śpiewał, recytował i w jednej z salek parafialnych zrobił teatr. Zacząłem w nim występować.
Kiedy przyszło więc do wyboru zawodu nie miałem żadnych wątpliwości, kim naprawdę chciałbym być.”
Roman Wilhelmi, wychowanek salezjańskiej szkoły w Aleksandrowie Kujawskim (w której znalazł się po umieszczeniu go przez rodziców, bo w poznańskiej podstawówce nauczyciele z nim sobie nie radzili) zmarł 20 lat temu, 3 listopada 1991.**
PS.
Żeby już zupełnie zamieszać w utartych stereotypach dodam, że nasi chłopcy (ta tzw. „trudna młodzież”, te dryblasy w kapturach, te urwisy o temperamentach wydawałoby się nie do okiełznania) wystawiają rocznie 5-6 przedstawień!
A to z okazji Dnia Nauczyciela, a to jasełka w okresie Bożego Narodzenia*, albo około Wielkiej Nocy - Mękę Pańską.
To ostatnie, to naprawdę poważne przedsięwzięcie teatralne, trwające ok. 40 minut (w tym roku przygotowała je grupa, którą opiekuje się Pan Szymon).
*
**
Inne tematy w dziale Kultura