Tą notką zaczynamy relację z kolejnej, piątej już (!) edycji naszego, salezjanskiego Festiwalu Młodziezy Bez Granic w Różanymstoku - na krańcu Polski, tuż przy granicy z Białorusią.
***
Najpierw informacja istotna, choć może się Czytelnikom wydać, że z treścią tekstu, poświęconego czwartym już warsztatom teatralnym, przeprowadzonym w Różanymstoku przez znany Teatr Krzyk z Maszewa, niezwiązana:
ja nie palę. I nigdy nie paliłem. A to oznacza, że nie znam tego drażniącego, dręczącego i w końcu - zniewalającego głodu nikotyny, będącego udziałem 10 milionów Polaków, wśród których jest też wielu naszych podopiecznych.
W Ośrodku palenie jest zabronione (i tępione), co nie znaczy, że chłopcy palić nie próbują.
W prowadzonych przez ekipę pod kierownictwem założyciela teatru Krzyk z Maszewa, Pana Marka, warsztatach bierze udział ukraińska młodzież z leżącej 5 (pięć) kilometrów od Kijowa wsi Chotiw, pięknie tańcząca i śpiewająca, nasi wielonarodowi goście z warszawskiej klasy Multikulti i oczywiście młodzież polska, w tym i nasi chłopcy.
Wspólnie przygotowują premierę spektaklu, którego scenariusz właśnie się tworzy.
Pytam prowadzącego te zajęcia i reżyserującego spektakl finałowy Pana Marka, „jak próby?”
Ten się troszkę krzywi, ociąga i w końcu mówi, że chyba jednak będzie problem, bo jakoś ciężko tej młodzieży idzie, nie do końca się potrafią wczuć/zrozumieć/ itd. itp.
No tak – zeszłoroczny, opisany tutaj* spektakl zrobił na widzach wielkie wrażenie, toteż nie ma co się dziwić, jeśli w rok później ustanowiona poprzeczka okaże się choć troszkę zbyt wysoka – tak bywa.
Tym bardziej, że widziałem podczas mojego kilkunastominutowego pobytu na jednej z pierwszych prób, że istotnie szło to trochę chropowato.
Gdybym miał wymienić jedną cechę charakteryzującą tegoroczny, finałowy spektakl, to użyłbym chyba słowa brawura, przy czym nie była to brawura jednowymiarowa:
bo mieściła się w niej i drobniutka, ukraińska dziewczynka, śpiewająca głosem „stepowego skowroneczka” jakąś ukraińską, przejmującą pieśń i znany już stałym Czytelnikom, ogolony na łyso kolędnik**, grający rolę ssącego palec niemowlęcia, który w swej swobodzie znalezienia się w groteskowej przecież sytuacji jest nieporównanie lepszy od różnych, pokazywanych w telewizji kabareciarzy, tym bardziej, że on jeszcze potrafi zrobić z miejsca salto, a z rozbiegu – śrubę.
Na koniec się przyznam, że trochę się takiego, doskonałego rezultatu, pomimo rezerwy Pana Marka spodziewałem, a to dzięki naszym chłopcom:
trochę zdziwiony, zobaczyłem ich kiedyś pędzących nie na boisko, a ku sali teatralnych prób.
Pytam ich, tak trochę zdawkowo,
jak warsztaty teatralne się im podobają?
I wtedy, jeden z chłopców, zaaferowany najwyraźniej swoim (pewnie pierwszym) kontaktem z teatrem „od strony kuchni”, rzuca tylko w biegu –
za..biście! Tak zasuwamy, że nawet palić nam się nie chce!
Drodzy, palący Czytelnicy – zainteresujcie się teatrem! :-)
*
http://rozanystok.salon24.pl/523827,krzyk-teatralny
Inne tematy w dziale Kultura