Sprawa obchodów katyńskich po raz kolejny pokazała jak my, Polacy, jesteśmy podzielni i jak traktujemy się nawzajem. Język, jaki używamy w dyskusji, to kod prymitywizmu wyzwolony ze przepastnej skarbnicy niewiedzy. Zresztą słowo dyskusja jest w mym mniemaniu semantycznym nadużyciem. Każdy, kto wyraża się pozytywnie o spotkaniu Tuska z Putinem, jest w umysłach wielu komentatorów z założenia zdrajcą, niewolnikiem, bezrefleksyjnym zwolennikiem okrutnego Tuska. Cóż, mój przyjaciel mawia, iż takie chłopskie bądź ludowe wygibasy intelektualne muszą występować, by dać ujście frustracji ludzi, którzy żyli w historii, którą opisują i się na nią powołują, ale nie odegrali w niej żadnej roli. Teraz epatują wszelkim odmianami patriotyzmu.
Patriotyzm, suwerenność, niepodległość. To słowa wytrychy, otwierające i zamykające wszelaki dyskurs społeczny czy polityczny. Ojczyzna to dla nas świętość, tak święta, że gdyby ktoś nas ukuł igłą w brzuch, pęklibyśmy z hukiem z nadęcia. Ktoś może powiedzieć, iż bluźnię, iż pluję na spuściznę przodków. Nie, szanuję historię i tradycję, ale podchodzę do niej krytycznie. Nie podniecają mnie bezsensowne i przegrane powstania, zrywy narodowe i plany rewolucji moralnych, choć pewnie zdaniem wielu powinny. Wszak mamy piękną historię pełną romantycznych samobójstw, braku chłodnej kalkulacji i pragmatyzmu. Osławiony minister Józef Beck zdołał wyegzekwować 1/10 kontraktów zbrojeniowych na sprzęt ciężki, co miało niebagatelne znaczenie we wrześniu 1939 roku, ale w pamięci pozostanie nam jego płomienne przemówienie w sejmie o honorze. Sztandary łatwo się podnosi, łatwo się gna na barykady, łatwo się ginie, ale przede wszystkim bezsensownie. Powstanie Warszawskie pokazało odwagę zdesperowanych a często nieświadomych ludzi (bardzo wielu młodych ludzi by nie napisać dzieci) i tępotę powstańczych przywódców. Całe szczęście, iż w stolicy mamy muzeum, ślad tej głupoty.
Taka struktura logiczna oceny rzeczywiści dominuje i dziś. Zwróćcie państwo uwagę na poetykę komentarzy, które dotyczą obchodów katyńskich. Nie dalej jak wczoraj czytałem: skandal, sprzedali pamięci, nie jedzie nasz prezydent, zdrajcy, jedzie ich donek. Ta zbitka pokazuje, iż ten lud nie jest specjalnie zainteresowany przyszłością pokoleń narodu tego. Lud jest gotów wsiąść na rowery i ruszyć na Rosję, dzierżąc w dłoniach scyzoryki. Zero perspektywy, myślenia strategicznego, czy chociażby taktycznego. Lud żywi się hasłami: gdybyśmy mięli władzę wszyscy by się z nami liczyli, nie chodzilibyśmy na kolanach, wszak jesteśmy potęgą światową i muszą się z nami liczyć, bo jak nie, to niech nas w naszą świętą polską dupę pocałują! Ja mówię - tak jesteśmy potęgą, w szczególności z zakresu energii atomowej, wynalazków, wysokich technologii itd. Zaprawdę powiadam wam jesteśmy potęgą. Oczywiście nie jest moją intencją umniejszanie naszych możliwości i znaczenia w Europie i świecie, ale trzeba swą siłę i pozycję oceniać realnie. Beletrystyczna czy raczej fantasmagoryjna wizja samych siebie skutkować może błędnymi założeniami taktycznymi czy strategicznymi zarówno w polityce wewnętrznej jak i międzynarodowej. Takie nierzeczywiste podejście pozwala potępiać podpisanie umowę na dostawy gazu z Rosji, przyjęcie przez premiera Tuska zaproszenia od Putnia itd. Takie odizolowane o realności konstrukty psychiczne kreują historię na swoje żądania i czynią to w sposób niezmiernie toporny. II RP była – wedle ich ułudny wizji – kolebką nieziszczonej wszechpolski, do której teraz należy bezkrytycznie się odwoływać. Niestety apologeci tych tez zapominają chociażby o ówczesnym poziomowe polskiego parlamentaryzmu, czy samych posłów. Pisząc o większości z nich „buraki” – w sensie szeroko rozumianej kultury osobistej - sprawiam nie lada komplement. Powszechnie pijaństwo, rozróby i chamstwo cechowało wielu wybrańców narodu. Należy oddać twórcom II RP należny szacunek za trud, jaki podjęli, pamiętając o błędach, jakie popełnili i duchu tamtego czasu. Jest to koniecznie by się czegoś z naszej historii nauczyć, choć jak mawiał Winston Churchill: „Jedyną rzeczą, której uczy historia, jest to, że większości ludzi niczego nie uczy.” Każdy z tych quasi-Piłsudczyków bardzo chętnie wprowadziłby rządy niemalże autorytarne, ale nie sądzę by im się już tak spolegliwie poddał, choć kto wie?
Teoretycznych Kmiciców, Podbipiętów ci u nas dostatek, Talleyrandów jakoś brak.Dwaj pierwsi to postacie książkowe, ten trzeci żył i jako jednostka wywarł znaczącą rolę w historii Europy. Być może nasi bohaterowie do dziś krzepią nasze serca, a Talleyranda będzie się oceniać różnie, ale ja kibicowałbym właśnie jemu gdyby nawet był postacią li tylko literacką. W polityce jest owszem miejsce dla romantycznych bohaterów, pełnią oni rolę fasady dla realnych działań i zwykle romantycznie giną. Wprawdzie stawia się im pomniki, ale ich faktyczny wpływ na historię bywa znikomy. Niestety romantyczny mit mesjanizmu i funkcjonowania najbliżej nieboskłonu wyrył w mentalności zbiorowej epitafium dla racjonalizmu. Pochopne decyzje o wsparciu Gruzji i Ukrainy są tego jaskrawym przykładem. Zresztą, wyniki wczorajszych wyborów na Ukrainie mówi sam za siebie i wystawia surową notę protagonistom pomarańczowej rewolucji.
Realizmu i pragmatyczności trzeba temu państwu. Jasne, historia jest bardzo ważna, ale okopanie się i trwanie w przeszłości jest błędem, za który rozliczać nas będą nasze dzieci. A będą miały, za co.
A tak na marginesie, to mój 500. wpis. Wszystkim zaglądającym dziękuję i serdecznie Was pozdrawiam.
Rozum.
Inne tematy w dziale Polityka