Problem śmiertelności na polskich drogach zdaje się być nierozwiązywalny – przynajmniej w perspektywie kilku dekad. Mógłbym pisać o fatalnym stanie dróg, powszechniej niemocy urzędniczej, złych przepisach prawa, indolencji organów ścigania itd., ale cóż by to zmieniło?
Jak zawsze najważniejsza jest świadomości konsekwencji własnych czynów (działania lub zaniechania). Drogi są takie jakie są, ale ten fakt nie zwalnia nas z myślenia i odpowiedzialności. Święty Krzysztof nie uratuje nas, gdy wbijemy się w tira podczas manewru wyprzedzania „na trzeciego” lub kiedy postanowimy wejść w zakręt z prędkością 180 km/h na mokrej nawierzchni. Nawet sam Pan Jezus nie usunie w mgnieniu oka alkoholu z naszego organizmu. Nauka jak dotąd nie znalazła odpowiedniego rozwiązania na cofanie się w czasie. Tylko i wyłącznie zdrowy rozsądek może być pomocny.
Wystarczy zwolnić nogę z gazu, wystarczy zobaczyć swoją lub czyjąś rodzinę nad grobem ojca, matki, syna, córki… Wystarczy zdać sobie sprawę, że jeśli nawet nadrobimy 20 minut na trzystukilometrowej trasie, to i tak ów rekord nie zmieni naszego życia – pod warunkiem, że dojedziemy cało. Wystarczy pomyśleć, iż możemy stracić wszystkie te chwile, których jeszcze nie znamy. Wystarczy mgnienie świadomości.
Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Polityka