Rok 2010 niechybnie zmierza do swego końca i kto żyw niechaj się cieszy, wszak to sprawa pierwszorzędna – żyć. Nie da się, ot tak po prostu podsumować roku i udawać, że jest to coś pełnego. Na pewno też podsumowania publicystyczne czy quasi publicystyczne nie są i nie mogą nawet aspirować do obiektywizmu. To też moje skromne podsumowanie jest ułomnym quasi podsumowaniem i w ogóle nie ma aspiracji w sensie ścisłym.
Rok 2010 – co jest oczywistością – został zawłaszczony przez katastrofę prezydenckiego tupolewa. Jak wielu długo nie mogłem uwierzyć, że to co widzę i słyszę jest prawdą. Makabryczna tragedia, w szczególności dla rodzin i bliskich. W wymiarze politycznym i społecznym również tragedia, a może tragikomedia. Raz kolejny lansowano pojednanie ponad podziałami i faktycznie kiczowate pojednanie na krótko zagościło na Krakowskim Przedmieściu. Szybko jednak społeczeństwo doszło do siebie i się pięknie poróżniło – serce rosło. Kto nie był zwolennikiem teorii spiskowo-zamachowej ten zdrajca i bolszewik – postulowali w niebogłosy ortodoksyjni zwolennicy PiS i innych narodowo-lewicowych partii. Z drugiej strony usłyszeliśmy kpiny, które jak lawina zeszła na tych pierwszych. Byli jednak i ci uplasowani pomiędzy dwiema armiami ostatecznie naznaczonymi ideologiami w najgorszym sensie tego słowa. No, ale wiadomo, kto nie z nami ten przeciwko nam. Przeciwko ekstremistą lansującym teorię zamachu stał nawet Kościół katolicki; niektórzy jego przedstawiciele w niewybredny sposób wypowiadali się o „krzyżowcach”. Potem było już tylko gorzej, a może lepiej. Tak czy siak, karuzela absurdu rozkręciła się w najlepsze; pielgrzymi pod krzyż, czuwanie pod krzyżem, niedoszła pielgrzymka z krzyżem, Wawel, list do barci moskali, neopogaństwo w pełnej krasie, jad na wizji, jad w radio, jad w kościele, zamach, lasery kosmiczne, wibracje elektromagnetyczne, zakłócanie satelitarne, golden eye, islandzki pył, przemiany, metamorfozy i orbitowanie przez nieskończoność. Niby serce Europy, a jednak mrok.
Moja córka zapytała mnie: - Tati, a skąd oni wiedzą, że to był zamach? Odpowiedziałem: - nie wiedzą, oni w to wierzą, wierzą, że to był zamach. Bez tego zamachu oni tracą sens, ponieważ katastrofa lotnicza, jako taka nie nadaje się do stworzenia mitu. – No, ale oni nie wiedzą, tak jak ty nie wiesz. Ja też nie wiem – opowiedziałem.
Wiem jednak, że największym przegranym tego 2010 roku jest Kościół katolicki. Nie potrafił się odnaleźć na Krakowskim Przedmieściu, nie potrafił w czasie wyborów, nie poradził sobie ze sprawą księży pedofilów. Kościół, który działa przeciw człowiekowi to kościół martwy, jeśli nawet jeszcze wypełniony. Kwestia zakazu używania prezerwatyw razi każdego, kto jest zdolny do logicznego rozumowania. A może ta drogą powinien kościół zmierzać, aby za lat kilka zgromadzić wyłącznie prawdziwych katolików, którzy grzeszą tylko od święta. Wszak nie o ilość kościołowi chodzi – prawda. Nie mój cyrk, nie moje małpy. Uważam jednak, że to dopiero początek kłopotów Kościoła Katolickiego w Polsce, że nie wszystko, co niedobre w kościele zostało ukazane opinii publicznej. Poczekam zobaczymy.
Rok 2010 politycznie rozczarował. Rząd nie ma gotowych reform, miast deregulować reguluje, miast ciąć socjal podnosi podatki. Nie mogę zatem wystawić rządowi oceny pozytywnej. Jam zapluty liberał i nie interesują mnie półśrodki. Kadra urzędnicza rośnie w siłę (partyjna kadra urzędnicza), przedsiębiorcy nadal są okutani po uszy rozmaitymi przepisami, kontrolami, nadzorami, związkami zawodowymi, układami zbiorowymi itd. Prywatyzacja służby zdrowia to slogan dla ciemnego ludu, bo faktycznie nic się nie zmieni, nadal wszyscy są zmuszeni płacić państwu, choć każdy polityk wie (powinien wiedzieć), że to nie ma najmniejszego sensu. Wiem jednak, że przyjdzie czas liberalizmu, czas odpowiedzialności za słowo, za siebie, itd. Kiedy? Kiedy nie będzie już innego wyjścia, a ja wiem, że to już niedługo.
Odrębne zagadnienie to polityka zagraniczna. Ma ona wiele coś wspólnego z boksem. Za rządów Jarosława Kaczyńskiego wmawiano społeczeństwu, że jesteśmy bokserem wagi ciężkiej i możemy pretendować do walki o mistrzostwo świata. Jeśli nawet to ówczesna polityka przypominała walkę Sosnowski vs Kliczko. Nasz zawodnik próbował kilka rund atakować, dobrać się do mistrza, z lewej, z prawej, z półdystansu, z doskoku, z haka – co się bidul natrudził to jego. Kliczko zadał w owej walce jeden mocny cios, który zgasił definitywnie zamiary pana Alberta. Sprawa tarczy antyrakietowej uświadomiła chyba wszystkim politykom, że do wagi ciężkiej musimy nabrać masy, szybkości i siły. Obecnie walczymy w półciężkiej i raczej musimy szykować strategię walki na punkty. Formę trzeba budować długo, sparować, nabierać doświadczenia, pokonywać kolejne bariery własnych możliwości, ale roztropnie. Wiele karier zakończyło się po ciężkim RSC.
O samych politykach pisać nie będę, ponieważ czynię tak, przez rok cały i znęcać mi się przed sylwestrem nie chce. Dodam tylko, że wśród wyborców musi być wielu sympatyków filmów o wampirach, wilkołakach, strzygach itp.
O społeczeństwie zbyt wiele dobrego napisać się również nie da. Widać dobrze mu się w socjalizmie tapla i na zmiany chęci nie ma. A krótkowzroczność to bardzo poważna wada społeczna. Za szybko się zachwycamy sukcesem, nie dzierżymy mechanizmu cieszenia się z tego, co już mamy z jednej strony, a z drugiej nie mamy potrzeby dalszego i nieustannego rozwoju. Najgorsze, co może nas spotkać to samozachwyt i lenistwo. Musimy czerpać z pozytywizmu pozostawiając na boku ułudę romantyzmu. Pragmatyzm nie wydziera z mózgu innych wartości i pozwala trzeźwo patrzeć na świat, dokonywać lepszych wyborów. Jak mamy wymagać od polityków wizjonerstwa, rzetelności i wielkich reform, skoro nasze życie jest nijakie, często naznaczone krętactwem, prowizorycznością i bylejakością? Społeczeństwo niewolników nigdy nie osiągnie stawianych sobie celów. One są dla takiego społeczeństwa nieosiągalne. Niewolnicy są karmieni sloganami wolnościowym, które zapychają umysły, zawężają pole widzenia, powodują ostateczne uprzedmiotowienie niewolnika. Nie można zbudować silnego państwa opartego o mentalną niewolę jego obywateli. Nawet najlepsze prawo nic w tej materii nie wskóra. Każdy z nas musi wziąć część tej odpowiedzialności na siebie – innego wyjścia nie ma.
To tak pokrótce, wiem, że bardzo ogólnie, ale na bardziej szczegółowe pisanie nie mam obecnie czasu. Kończę właśnie książeczkę, która mam nadzieje będzie pomocna dla pełnomocników z urzędu reprezentujących skarżących przez sądami administracyjnymi.
Nowy Rok za pasem, a zatem pojawia się sposobność, by złożyć państwu noworoczne życzenia.
Panu redaktorowi Igorowi Janke życzę wszelakiej pomyślności i dalszego rozwoju Salonu24.
Sympatykom PiS dużo zdrowia życzę, uśmiechu, radości i porzucenia złudzeń o państwie socjalistycznym.
Tego samego życzę zwolennikom SLD, PLS i PO.
No tak, tego samego życzę zwolennikom PJN i temu tworowi Palikota.
Specjalne życzenia dla Krzysztofa Leskiego. Otóż, życzę Ci abyś mnie odwiedził nim ze stolicy do Rzeszowa koleją będziemy podróżować krócej niż w 5 godzin.
A Nam wszystkim (też sobie) byśmy byli mądrzejsi. Życzę Nam byśmy w sąsiadach, kolega w pracy, ludziach na przystankach dostrzegali człowieka, a nie, chodzące, stojące, leżące emblematy partyjne. Poza tym kłóćmy się pięknie.
Pozdrawiam.
r-um
Inne tematy w dziale Polityka