Patrząc na Polskę po 1989 roku widziałem, to o czym perorują „prawicowcy” i lewaki, postkomuniści, solidarnościowcy, robotnicy i biznesmani i robotnicy. Wszyscy oni zdawali być pogrążeni w żałobie, owładnięci myślą o rzekomym i rychłym końcu tego padołka. Jakby wszystko miało się niedługo skończyć, sczeznąć. Mimo takiego założenia jedni drugim, a drudzy pierwszym i trzecim skakali go gardzieli ku szczęśliwości gawiedzi, a na ustach ich spienionych żółcią wytatuowany był orzeł biały.
Koniec świata nie nastąpił – przynajmniej do tej chwili. Państwo nasze boryka się z takimi samymi albo podobnymi problemami jakie spotykają inne państwa. Oczywiście, że dekomunizacja powinna była się ziścić, że Kiszczak i Jaruzelski powinni ponieść odpowiedzialność. Oczywiście, że popełniono wiele zaniechań, państwo miast się liberalizować, socjalizuje się w obłędnym przeświadczeniu, iż socjalizm prowadzi do dobrobytu lub do wydobycia ludzi z nędzy. To wszystko prawda. Dzieje się jednak coś innego, coś czego żadna partia nie przewidziała. Polska wbrew wszelkim obawom staje się państwem obywateli, mimo że ci politykę i polityków nie poważają.
Rzeczona obywatelskość staje się powoli, krok po kroku dowiadujemy się, że faktycznie lepiej kiedy jeden staje przy drugim, a nie przeciw drugiemu. To się ziszcza nie tylko w sytuacjach takich jak EURO 2012 (choć to bardzo dobra egzemplifikacja) ale na co dzień. Liczba stowarzyszeń, fundacji, związków rośnie, a ich działania się profesjonalizują. Nikt na nie zmusza do uczestnictwa w nich, nawet w WOŚP. Ta z pozoru drugorzędna działalność stanowi źródło nadziei, że za 20 lat będziemy o wiele bardziej świadomie wybierać, a co najważniejsze bardziej świadomie żyć. Jeden z drugim.
Pozdrawiam
r-um.