Od dwóch dni rozprawia się w kwestii "Bolka" czy był, czy nie był, i jak bardzo, czy to coś znaczy czy nie. Sceptycy od Ryśka i z PO w radiu i TV coraz bardziej nieśmiało zalecają aby dokumenty " na autentycznośc" zbadać, bo SB "fałszowała dokumenty", najlepiej metądą węgla C14 aby potrwało tak następne 25 lat. W tym rozmazywaniu oczywistych faktów, potwierdzonych teraz kompletem oryginałów, które sobie Czesław K. zostawił jako polisę ubezpieczeniową, moim zdaniem coraz bardziej zaczyna uciekać się faktyczna waga tego co nieboszczyk zrobił. To że popełnił przestępstwo (nie pierwsze w swoim długim życiu), jest oczywiste. To że były prezydent w latach 70-tych współpracował podlega co najwyżej ocenie moralnej. Podstawową kwestią jest to że prezydent Polski podlegał przez cały okres urzędowania szantażowi, i faktyczny ośrodek władzy rzekomo niepodległego od 1990 r. państwa leżał gdzie indziej niż się wszystkim wydawało. Szantażowi podlegali także przez cały okres III PR ci wszyscy, którzy kłamstwo ustanowili jako fundament III RP. Teraz nie dziwi jak zastępy "dziennikarzy" i "ekspertów" (ale im się za to płaci) oraz polityków zawzięcie walczyły z lustracją, a jak lustracja niemrawo i ostrożnie ruszyła, z treścią ujawnianych w trakcie procesów lustracyjnych dokumentów (palił, ale się nie zaciągał). Na płatnych propagandystów nie liczę, ale polecam nieco bardziej myślącym blogerom udanie się do czytelni IPN i poczytanie dokumentów na interesujący ich temat, konfrontację z innymi dostępnymi źródłami, aby potem nie pisać głupot na Salonie, bo jak czytam wypociny na różne tematy w aspekcie ubeckich papierów, od ludzi którzy ewidentnie nigdy takich dokumentów nie widzieli, a wypowiadają się jak autorytety, to jest tak jakbym się jako historyk wypowiadał na temat szczegółów działania elektrowni jądrowej, uprawy szparagów, lub lotów na Marsa.
