Kresowy akcent jest chyba ostatnią rzeczą, z jaką może się kojarzyć komunistyczny aparat represji. Kresowiak to przecież, w powszechnym mniemaniu, ktoś najbardziej dotknięty przez sowiecką przemoc. Ofiara, nie kat.
Dlatego gdy dziś zobaczyłem w TVP Warszawa miłego staruszka przemawiającego z tym cudownym, śpiewnym akcentem, to początkowo nawet nie przyszło mi do głowy, że może on być groźnym komunistą. A jednak.
Miły staruszek okazał się być pułkownikiem Wojskowej Służby Wewnętrznej. Opowiadał o swoim udziale w polowaniu na szpiegującego dla Brytyjczyków radiotelegrafistę. Robota została wykonana perfekcyjnie, siatkę MI6 rozbito, szpiega rozstrzelano.
Oglądając program od razu zaciekawiła mnie bardziej postać pułkownika, niż radiotelegrafisty (nie zapamiętałem, niestety, nazwiska). Nie wiem jaka była historia życia tego człowieka, ale można się domyślić – urodzony przed wojną na Kresach nie miał łatwo. Może był nawet zesłany?
Na zsyłkę, jak wiemy, trafił wraz z cała rodziną Wojciech Jaruzelski. Gdyby w 1941 zdążył do Armii Andersa, to dziś zapewne dożywałby swych dni gdzieś w kanadzie lub Wielkiej Brytanii. Gdyby, oczywiście, przeżył bitwę o Monte Cassino. Jednak nie zdążył i przyszło mu się bić o Wał Pomorski.
Sama walka u Berlinga i Świerczewskiego zamiast u Andersa i Maczka to nic złego. Jednakże młody oficer szybko stawał się trybikiem w machinie. Machinie, która zamieniała Polaków w niewolników. Z czasem zesłaniec stal się nadzorcą więzienia, w jakie zamienił się jego kraj.
Zdaniem
Krzysztofa Leskiego Jaruzelski stał się tym samym fragmentem wszechwładnej machiny. Machiny, którą ożywiał jakiś bliżej niesprecyzowany duch. Nadzorujący, by wszystko szło sprawnie. Tak, jak w chwilach, gdy zestrzeliwano samolot pilotowany przez polskiego uciekiniera:
Nie zawiódł ani jeden trybik. Wszyscy, od partyjnych notabli, poprzez wojskowych dowódców, po obsługę radarów w Żilinie i pilotów myśliwców. Każdy zrobił, co do niego "należało", choć było to ewidentnie sprzeczne z prawem i PRL, i CSRS, i postanowieniami Układu Warszawskiego. Zestrzelony został sojuszniczy, cywilny samolot!
Leski twierdzi, iż nie zamierza relatywizować i bronić Jaruzelskiego. Wierze mu, że nie chce. Ale jednak tak robi, stawiając komunizm w roli jakiejś siły wyższej. Tymczasem komunizm to nie mistyka. To po prostu polityka. Walka o realizację własnych interesów – nie tylko na poziomie państw, ale też grup społecznych oraz jednostek.
I to właśnie był ten duch, to właśnie była ta machina – osobiste interesy członków klubu nadzorców niewolników. Do tej elitarnej grupy nie zaliczał się pilot, który zestrzelił Dionizego Bielańskiego, ale zaliczał się Jaruzelski oraz jego koledzy w sztabie czeskiego wojska. Oni wiedzieli, jak należy bronić biznesu mafii.
Dlatego nie ma znaczenia, czy Jaruzelski wydał rozkaz, czy tylko prosił. Nie ma znaczenia, czy konsultował się z Gierkiem, czy z Moskwą. Sam fakt przynależności do kasty komunistycznych nadzorców czyni go winnym. Tak jak i tego miłego staruszka z Kresów.
Inne tematy w dziale Polityka