Poseł Ludwik Dorn poświęcił swoją ostatnią blogową notkę dziwnej niekonsekwencji premiera polskiego rządu. Z jednej strony Donald Tusk (a przynajmniej podlegli mu ludzie i instytucje) domaga się od Rosjan zaprzestania insynuacji na temat rzekomych nacisków na pilota tupolewa. Lecz z drugiej strony Tusk podczas wczorajszej debaty w Sejmie sam sugerował, że przyczyną smoleńskiej katastrofy mogło być zachowanie Lecha Kaczyńskiego.
Trudno jednak dziwić się takim słowom premiera, skoro jego wczorajsze przemówienie było jedna wielką niekonsekwencją. Oto bowiem na trybunie sejmowej Tusk kilka razy powtórzył, że za swoje zadanie po 10 kwietnia uznawał ocalenie dobrych stosunków z Rosją. Premier stwierdził m.in.:
I oczywiście dzisiaj te relacje polsko-rosyjskie, także w związku ze zdarzeniami z ostatnich dni, są relacjami trudniejszymi niż przed 10 kwietnia, co do tego nie ma wątpliwości. Być może znalazły się na rozdrożu. Z różnych względów. Ale zadaniem polskiego rządu, bo spoczywa na nas większa odpowiedzialność niż na tych, którzy krzyczą niemal każdego dnia, co im ślina na język przyniesie, zadaniem polskiego rządu jest wyprowadzić z tego rozdroża te relacje, a nie szukać argumentów na rzecz narastającego konfliktu.
Rzecz jasna, można by uznać, że Tusk mówi o sytuacji obecnej – po opublikowaniu raportu MAK. Ale przecież pamiętamy jeszcze wszyscy zachwyty premiera, prezydenta i ministrów nad świetnymi relacjami z Rosją po katastrofie smoleńskiej. Nikt nie mówił wprost, że to śmierć Lecha Kaczyńskiego spowodowała "ocieplenie" – ale do takiego wniosku można było dojść słuchając polityków Platformy. Przez wiele miesięcy zapewniano Polaków o wyjątkowej poprawie na linii Warszawa-Moskwa.
I nagle wychodzi Donald Tusk i mówi, że relacje polsko-rosyjskie są trudniejsze niż przed 10 kwietnia. Że trzeba je było i trzeba nadal za wszelką cenę ratować. Że narasta konflikt.
Kiedy narósł ten konflikt? Gdy Bronisław Komorowski pojechał do Moskwy na obchody Dnia Zwycięstwa? Gdy polski oddział reprezentacyjny wojska maszerował po Placu Czerwonym? Gdy cała Rosja oglądała "Katyń" Wajdy? Gdy minister Ławrow brał udział w spotkaniu polskich ambasadorów? Gdy 6 grudnia prezydent Miedwiediew przyjechał do Polski?
Wygląda na to, że ocieplenie relacji – którym Tusk tak się przecież chwalił – doprowadziło Polskę i Rosję "na rozdroże". Pozostaje zadać pytanie: Tusk kłamał lub po prostu bredził wczoraj, czy też przez ostatnie osiem miesięcy?
Inne tematy w dziale Polityka