To było już niemal rok temu. Późnym wieczorem 4 lipca 2010 roku obserwowałem szybką ucieczkę działaczy i sympatyków PiS ze spotkania w Hotelu Europejskim po wyborach prezydenckich. Sygnał do odwrotu dał sam Jarosław Kaczyński, który po krótkiej przemowie zniknął razem ze swymi najbliższymi współpracownikami. W ciągu dosłownie kilkunastu minut spotkanie opuścili wszyscy pozostali politycy PiS – wszyscy oprócz Pawła Poncyljusza oraz Joanny Kluzik-Rostkowskiej.
Szczególnie dobre wrażenie robił Poncyljusz – rozmawiał z każdym chętnym, tworząc tak naprawdę nową narrację partii po wyborczej przegranej. Oczywiście, jako jeden z twórców kampanii prezesa PiS to właśnie Poncyljusz musiał się w tych chwilach czuć szczególnie źle. Ale z drugiej strony nie miał się przecież czego wstydzić – kampania Jarosława Kaczyńskiego przyniosła niespodziewanie dobry wynik.
Tak, uważam, że kampania 2010 była dobra, a Paweł Poncyljusz sprawdził się jako organizator i polityk. Lecz nie zmienia to faktu, że teraz Poncyljusz jest dla mnie – i zapewne nie tylko dla mnie – skończony. Nie chodzi nawet o jego odejście z PiS, a o jego późniejszą nieporadność. Polityka z takim potencjałem naprawdę stać było na więcej.
Obecnie coraz głośniej jest o przejściu Poncyljusza do PO. Jeśli tak się rzeczywiście stanie, to będzie to przypieczętowanie upadku. Niewykluczone, że dzięki wysokiemu miejscu na liście wyborczej Poncyljuszowi uda się dostać do parlamentu – ale za cenę zanegowania swojego dotychczasowego dorobku i postawienia się w roli niezbyt istotnego pionka.
Rozumiem, że można nie zgadzać się z Jarosławem Kaczyńskim lub żywić do niego urazę. Rozumiem, że można czuć wściekłość na otaczających szefa PiS partyjnych aparatczyków. Rozumiem, że można szukać własnej politycznej drogi.
Skoro jednak ktoś w obecnych warunkach zamienia PiS na PO, to znaczy, że po prostu niewiele rozumie z otaczającej go rzeczywistości. Dla wyborców PO Poncyljusz i tak pozostanie giermkiem Kaczyńskiego. A w oczach zwolenników PiS czyn Poncyljusza potwierdzi tylko najgorsze opinie o nim.
Polityk, którego widziałem wieczorem 4 lipca 2010 roku, miał szansę stać się wybitnym politykiem. Wybitność wymaga jednak odwagi i gotowości walki o pewne cele. Zamiast tego Poncyljusz wybrał przeciętność. Będzie zarabiał pieniądze i otrzymywał, być może, jakieś stanowiska. Ale na zawsze już postanie na marginesie. Tam, gdzie sam się umieścił.
Inne tematy w dziale Polityka