Donald Tusk zażądał ostatnio spokoju dla siebie i swojego rządu na czas prezydencji – bo przecież chodzi o "wizerunek Polski". Nie widzę żadnego powodu, by przeciwnicy obecnych władz mieli się podporządkować pragnieniom premiera. Przede wszystkim dlatego, że dla rządu prezydencja jest najwyraźniej sposobem na prowadzenie kampanii wyborczej.
Gdyby Platforma rzeczywiście z powagą traktowała kwestię prezydencji, zgodziłaby się na najlepsze rozwiązanie: wybory parlamentarne przed rozpoczęciem prezydencji. Oznaczałoby to skrócenie kadencji tylko o kilka miesięcy, a umożliwiłoby rządowi skoncentrowanie się na sprawach europejskich.
Sondaże niezmiennie wskazują sporą przewagę PO. Dziwne więc, że rządząca partia nie zdecydowała się na wcześniejsze wybory. Czyżby Tusk nie ufał badaniom opinii publicznej?
Wybory się jednak nie odbyły, Polacy pójdą do urn w połowie prezydencji. Koniec kadencji to w naturalny sposób czas natężenia walki politycznej – i to nie tylko między opozycją a rządem. Do głosu dochodzą związki zawodowe i rozmaite niezadowolone grupy. Premier chciałby, aby ci wszyscy ludzie nagle zamilkli i dali mu w spokoju brylować na europejskich salonach. Trudno ocenić, czy Tusk jest w tym żądaniu naiwny, czy bezczelny.
Nie będzie żadnego spokoju dla rządzących Polską. W czasie prezydencji oczy Europy faktycznie będą zwrócone na nasz kraj – jest to więc wspaniałą okazja, by obnażyć choroby drążące nasze państwo i społeczeństwo.
I wcale nie chodzi o to, by wywlekać swoje problemy przed obcymi. Najlepiej byłoby tego uniknąć. Tak się jednak składa, że to akurat politycy Platformy niegdyś uczynili bronią donoszenie światu o tym, co rzekomo złego dzieje się w Polsce. Zaś po przejęciu władzy zaczęli przekonywać zagranicznych partnerów, że Polska to "zielona wyspa".
Jeśli w Polsce rzeczywiście jest tak wspaniale, to bez wątpienia doświadczeni zagraniczni politycy dostrzegą tą wspaniałość mimo różnych demonstracji oraz protestów. Donald Tusk nie ma się więc czego obawiać. Ale, jak się już przekonaliśmy, premier nie ufa nawet tak konsekwentnym wynikom sondaży politycznego poparcia. Nic więc dziwnego, że premier boi się każdego słowa krytyki na swój temat.
Bo nawet najbardziej lekki wiaterek krytyki może zdmuchnąć tekturowe dekoracje, jakie rząd Tuska mozolnie budował przez cztery lata.
Inne tematy w dziale Polityka