Wyraźnie zaskoczeni dziennikarze Polsat News zastanawiali się dziś, dlaczego Smoleńsk nie jest głównym tematem kampanii wyborczej. Wtórowali im zaproszeni "eksperci", z rozpędu wygłaszający stare banały o tropiącym spiski Macierewiczu itd..
Wygląda na to, że wiele osób w mediach wręcz pragnęłoby, aby kampania wyborcza kręciła się właśnie wokół tematu Smoleńska. Jest to o tyle dziwne, że przecież to właśnie dziennikarze apelowali o "merytoryczną kampanię" i ostrzegali przed drążeniem kwestii tragedii. No to teraz mają, co chcieli – i narzekają.
Bez wątpienia tajemnicę katastrofy smoleńskiej należy rozwikłać, lecz wyborcy od dawna już wiedzą, kto na scenie politycznej ma jakie stanowisko w tej sprawie. Tymczasem przed wyborami pojawia się szereg istotnych tematów: kryzys gospodarczy, zawłaszczanie przez rząd sukcesów samorządów, problemy kolei, kłopoty z rozwojem infrastruktury. Nic dziwnego, że PiS oraz inne ugrupowania nie zamierzają się skupiać na Smoleńsku.
W tej chwili jedyną partią, której naprawdę może zależeć na wprowadzaniu Smoleńska do kampanii jest PO. Powrót tematu katastrofy pozwoliłby odepchnąć dyskusję od coraz bardziej kłopotliwej dla rządu ekonomii i infrastruktury.
Ucieczka ku Smoleńskowi może się Platformie wydawać szczególnie kusząca w sytuacji, gdy strategia pt. "Chwalimy się sukcesami w budowaniu Polski" rozpada się jak domek z kart. Ta klęska akurat nie może dziwić – wywołanie tematów ekonomicznych w obecnym stanie gospodarki i finansów musiało się obrócić przeciwko PO.
Rozumiemy więc, dlaczego liderzy i spindoktorzy Platformy mogą marzyć o wprowadzeniu do kampanii tematu katastrofy smoleńskiej, śledztwa, relacji polsko-rosyjskich, spisków i wszystkiego tego, czym żyliśmy w ostatnich kilkunastu miesiącach. To by Platformę po prostu ratowało. Dlaczego jednak tego samego chcą dziennikarze?
Inne tematy w dziale Polityka