360 milionów złotych na pomnik duchownego? Wiemy, jak na taką propozycję zareagowałyby "światłe" elity w Polsce: skandal, niszczenie świeckiego państwa itd.. Tymczasem dbający o zasadę rozdziału kościoła od państwa Amerykanie nie mieli żadnych oporów i kosztem 120 mln dolarów wznieśli na waszyngtońskim National Mall (centralnym parku stolicy USA, położonym pomiędzy najważniejszymi urzędami) gigantyczny pomnik pastora Martina Luthera Kinga jr..
W Polsce często się o tym zapomina, ale przecież King był duchownym w pełnym tego słowa znaczeniu. Pastorem kościoła baptystów został w wieku 24 lat. Przez wiele lat pełnił duchową posługę, zrobił też doktorat z teologii. Jego zaangażowanie w działalność polityczną miało źródło właśnie w religii – i zawsze odwoływał się do wiary (chociaż przeciwnicy oskarżali go o liczne romanse).
Teraz temu duchownemu amerykańskie państwo wystawiło pomnik – i nikomu w USA to nie przeszkadza. King zasłużył się bowiem dla amerykańskiej demokracji, płacąc za swoje zaangażowanie życiem.
W Polsce symbolem walki o demokrację stał się inny duchowny – ksiądz Jerzy Popiełuszko. Jego męczeńska śmierć miała na polskie społeczeństwo równie wielki wpływ, jak śmierć Kinga na amerykańskie. No, przynajmniej wtedy, gdy do niej doszło.
Po niecałych trzydziestu latach od zabójstwa polskiego księdza, jego kaci są od dawna na wolności. A ich przyjaciel (w dosłownym sensie) znalazł się w Sejmie – i teraz wraz ze swoją partią nawołuje do zdjęcia z sali obrad krzyża podarowanego przez rodzinę ks. Popiełuszki.
Amerykanie mają duży szacunek do demokratycznych mechanizmów i wyników wyborów. Ale oni chyba nie wyobrażają sobie sytuacji, w której do Kongresu zostają wybrani koledzy mordercy Kinga i natychmiast zabierają się do pisania wniosku o rozbiórkę pomnika pastora.
Polacy to jednak, w odróżnieniu od Amerykanów, naród z fantazją. Patrzmy więc, i podziwiajmy, do czego jesteśmy zdolni.
Inne tematy w dziale Polityka