- Czemu tu tyle policji?
- Bo to Święto Niepodległości!
***
- Kogo tam otaczacie pod Nowym Wspaniałym Światem?
Funkcjonariusz spojrzał na mnie swoją całkowicie nieprzejrzystą maską.
- My otaczamy?
- No przecież ta, pod ścianą.
- A pan nie widzi, że ja plecami jestem odwrócony? Nie wiem, co się tam dzieje.
- No ale chyba wie pan, po co tu stoicie?
- Prowadzimy działania operacyjne!
- Aha.
***
Kolejny policjant za charakterystyczną żółtą taśmą przeciągniętą w poprzek ulicy Nowy Świat nie wyglądał już jak RoboCop, ale również zbyt rozmowny nie był:
- Czy ktoś z was może powiedzieć, co tu się dzieje?
- Proszę zadzwonić do rzecznika policji.
Na szczęście, jest Twitter. Szybko udało się ustalić, że policjanci otaczają grupę anarchistów – w tym Niemców – którzy już ok. 12 na "dzień dobry" wdali się w bijatykę z policją. Niestety, Twitter już nie mógł wyjaśnić, dlaczego funkcjonariusze zastawili cały Nowy Świat radiowozami, a nie są w stanie usunąć stosunkowo niewielkiej grupy zadymiarzy.
Tymczasem od strony Krakowskiego Przedmieścia nadciągała już tradycyjna historyczna parada grup rekonstrukcyjnych i oddziałów kawalerii. Tysiące osób czekających na defiladę w zdumieniu obserwowało, jak rekonstruktorzy skręcają w boczne ulicy, aby ominąć Nowy Świat. Państwo zdało egzamin?
***
Niemal godzinę oczekiwałem na akcję policji, a tu nic. Nie wiem, jak długo trwała jeszcze blokada Nowego Światu. Dużo sprawniej poszła funkcjonariuszom akcja na Placu Konstytucji. W niecałe 30 minut wypchnęli z Placu tysiące uczestników Marszu Niepodległości. Jak wiemy, doszło wówczas do ostrych starć. I faktycznie, na policjantów poleciały butelki, race, kamienie, kosze na śmieci, nawet koktajle Mołotowa. Co jednak ciekawe, zanim do tego doszło, policja ogłosiła przez megafony, że "wzywa dziennikarzy do opuszczenia placu". Dla każdego stało się wówczas jasne, że policja zamierza wkroczyć. A było to jeszcze przed oficjalną godziną rozpoczęcia manifestacji.
Potem już gaz, dym i krew.
***
Ku pewnemu mojemu zdziwieniu, Marsz jednak wyruszył – i to całkowicie nie niepokojony przez anarchistów. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że osławiona Antifa wolała napadać na ludzi z biało-czerwonymi flagami, którzy spokojnie spacerowali w innych częściach miasta.
***
Wielu spośród uczestników Marszu – a może raczej członkowie ONR wiecujący pod pomnikiem Dmowskiego (i nie idący z pochodem) – poczuło się najwyraźniej znudzonych brakiem Antify. Gdy Plac Na Rozdrożu okazał się być całkiem spokojny, zaczęli zaczepiać policjantów. Ci jednak nie reagowali. Na chwilę nadzieję prawackich zadymiarzy rozbudziła grupa wyłaniająca się Parku Ujazdowskiego. Rzucili się na nią z rykiem, ale niestety – okazało się, że to grupa narodowców z Częstochowy. "Na szczęście" zauważono stojące tuż obok pojazdy TVN...
***
Jedyną chwilą, gdy czułem, że ktoś w Warszawie świętuje Dzień Niepodległości była ta, gdy na Krakowskim Przedmieściu zbierała się historyczna defilada. Wzdłuż chodników czekało już na nią tysiące ludzi – dużo więcej, niż na pobliskim Placu Piłsudskiego wysłuchiwało Bronisława Komorowskiego. Radosny, biało czerwony tłum, całe rodziny z dziećmi. Z zafascynowaniem wpatrywali się w mundury powstańców, legionistów, kawalerzystów, spadochroniarzy.
Tam była Polska. Co było na Placu Konstytucji lub Na Rozdrożu – nie wiem.
Inne tematy w dziale Polityka