Dzisiejsze stanowcze przekonanie biskupów, iż kilka komórek jest już człowiekiem dziwi mnie nieco, biorąc pod uwagę stanowisko Kościoła prezentowane przez ostatnie tysiąc lat. Otóż od czasów św. Tomasza z Akwinu katolicyzm zakładał, że ludźmi stajemy się w momencie, gdy w nasze ciało wstępuje dusza. A dzieje się to dopiero (wg św. Tomasza) po kilkudziesięciu dniach rozwoju płodu.
Rzecz w tym, iż o naszym człowieczeństwie decyduje posiadanie duszy. Bez niej bylibyśmy tylko ożywioną materią. Czy Bóg umieszczałby duszę w organizmie składającym się z kilku słabo rozwiniętych komórek? Oczywiście nie znamy odpowiedzi na te pytanie, lecz kiedyś była ona dla Kościoła inna niż obecnie.
Osobiście trudno mi uwierzyć, że każdy zamrożony zarodek posiada w sobie duszę. Jeśliby tak było, oznaczało by to, iż wstępuje ona w człowieka już w momencie połączenia plemnika z komórka jajową. Moim zdaniem jednak to św. Tomasz miał rację, a przyjęcie jego perspektywy sprawiłoby obecny spór o in vitro za bezpodstawny. Lecz tą część nauki wielkiego filozofa katolicyzmu Kościół postanowił odrzucić w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku.
Rozważania o zapłodnieniu in vitro dotyczą więc w rzeczywistości nie tyle samej kwestii medycznej oraz etycznej, ale podstaw funkcjonowania Kościoła – jak daleko może on się posuwać w interpretowaniu woli Boga. Czy papież oraz sobory powszechne faktycznie są w tym nieomylni?
Inne tematy w dziale Polityka