Atak Stefana Niesiołowskiego na Ewę Stankiewicz może mieć swój finał w sądzie. Jak zapowiedział rano w Radiu Zet Adam Hofman (i nie wiem, czemu blogerska brać z Salonu24 w ogóle tego nie zauważyła), PiS złoży do prokuratury zawiadomienie:
Jutro złożymy wniosek do prokuratury w tej sprawie. Donald Tusk i Platforma Obywatelska w tej chwili powinni już zareagować, a poseł Stefan Niesiołowski powinien przestać być członkiem PO – powiedział Hoffman.
Oczywiście Tusk i PO zareagowali zapewne co najwyżej wzruszeniem ramion, ale prokuratura może mieć problem ze schowaniem sprawy pod dywan. Policja i śledczy w przeszłości zbyt często zajmowali się bowiem ściganiem niebezpiecznych staruszek wymachujących laskami w kierunku dziennikarzy, aby teraz zlekceważyć oczywisty fizyczny atak – jeśli nawet nie na osobę, to kamerę. Wszyscy pamiętamy przecież chociażby sprawę pątnika z Jasnej Góry, który po incydencie z ekipą Polsatu został oskarżony o próbę zniszczenia sprzętu. To czy Niesiołowski zrobił coś innego?
Rzecz jasna w narracji postępowych mediów w rodzaju "Gazety Wyborczej" Stankiewicz jest sama sobie winna z powodu prowokacyjnego zachowania. Zupełnie jak te dziwki, co prowokują mężczyzn skąpym ubiorem, a potem krzyczą, że je zgwałcili, prawda?
Tymczasem obejrzawszy jeszcze kilka razy nagranie spod Sejmu muszę stwierdzić, że Ewa Stankiewicz nie zrobiła nic ponadto, co codziennie można oglądać na korytarzach Sejmu. Albo w studiu "Kropki nad i". Monika Olejnik wręcz szczyci się umiejętnością wyprowadzania polityków z równowagi. I nic dziwnego – po to właśnie dziennikarze są, aby "męczyć" ludzi, którzy biorą grubą kasę z naszych podatków.
Jeśli Niesiołowski nie zostanie ukarany, to kiedyś ktoś urażony "prowokacjami" Moniki Olejnik może wstać i dać pani redaktor po zębach. Broniąc Ewy Stankiewicz bronimy każdego dziennikarza. Tym dziwniejsze, że tak niewielu pracowników mediów chce stanąć po stronie napadniętej przez polityka dziennikarki.
Inne tematy w dziale Polityka