Rybitzky Rybitzky
3251
BLOG

Tajnym źródłem Kaczyńskiego była... prof. Staniszkis

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 76

Jadwiga Staniszkis w rozmowie z "Wprost" przyznała dziś, że to ona jest tajemniczym źródłem pogłosek nt. "listy osób zagrożonych", o której mówił Jarosław Kaczyński. W takiej sytuacji nie dziwi fakt, że przesłuchiwany również dziś przez prokuraturę Kaczyński nie miał śledczym nic do powiedzenia. No bo co miał powiedzieć?

Profesor Staniszkis stwierdziła, że po prostu pewien czas temu luźno sobie z prezesem PiS rozmawiała: Ale to nie jest żadna spisana lista. To była moja luźna rozmowa z prezesem, w której padło kilka nazwisk. Mówiliśmy, że osoby, które mają ogromną wiedzę o mechanizmach i początkach III RP, a dziś krytykują władzę, mają problemy. Są wyciszane. Ale absolutnie nie miałam na myśli likwidacji fizycznej, tylko podważanie ich wiarygodności przez stawianie im zarzutów.

Nie jest tajemnicą fakt, że Staniszkis i Kaczyński przyjaźnią się od dekad. Sam mogłem osobiście obserwować ich przyjazne przekomarzania – rok temu, przed audycją Salonu24. Łatwo więc sobie wyobrazić, że oboje państwo dyskutowali sobie o sytuacji w kraju i prof. Staniszkis zwróciła uwagę na pewne nazwiska. Nie tłumaczy to jednak w żaden sposób tego, że Kaczyński potem przed kamerami zaczął opowiadać o słynnej już liście. Warto przy tym podkreślić, że pani profesor ma wiele dokonań, ale akurat nikt nigdy nie uważał ją za ekspertkę od służb specjalnych i szpiegowskich gier. Kaczyński chyba też nie.

Tak, wiem, co powiedzą niektórzy Szanowni Czytelnicy. Powiedzą, że na pewno Staniszkis jest w spisku, który miał na celu podpuścić Kaczyńskiego. Staniszkis zaprzyjaźniła się 40 lat temu z przyszłym szefem PiS i czekała na właściwy moment...

Ale niestety wszystko wskazuje na to, że Kaczyński podpuścił się sam. Kiedy pisałem mój poprzedni wpis (który wywołał takie oburzenie niektórych), wydawało mi się, że Kaczyński może nawet coś wie, ale popełnił błąd rzucając słowa bez żadnych dowodów. Rzeczywistość okazała się znacznie bardziej przykra. Kaczyński po prostu zaczął przedstawiać jako fakt wnioski z rozmowy ze Staniszkis.

Liczni pod moim poprzednim wpisem samozwańczy obrońcy szefa PiS podkreślali, że taki Tusk może cały czas bredzić głupoty i media mu tego nie wytykają. Owszem, ale przecież nie urodziliśmy się wczoraj i dobrze wiemy, jak wygląda sytuacja w naszym kraju. Można się na nią oburzać, można z nią walczyć, ale należy swoje postępowanie dostosować do realiów. I nie podkładać się tysięczny raz w taki sam sposób.

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że sam Kaczyński najwyraźniej zdaje sobie sprawę z nastawienia mediów, ale nic sobie z tego nie robi. W wywiadzie dla ostatniego numeru "Uważam Rze" stwierdza: Decyduje to, co jest między godz. 19 a 20 w telewizji. A tam jest czysta propaganda sukcesu, pozór spokoju i rozwoju, wszystko całkowicie oderwane od życia, wykreowany świat. Kiedyś przeprowadziłem pewien eksperyment. Chciałem doprowadzić do poruszenia w tych programach sprawy właśnie cen leków. Atakowałem Tuska kilka razy, coraz ostrzej. I co? I nic. Cisza. W tej sprawie szlaban. Tematu nie było. Ludzie po prostu nie wiedzą, co się w Polsce dzieje. O cenach leków dowiadują się tylko ci, którzy za nie płacą.

Kaczyński wie więc, że media sprzyjają jego politycznym przeciwnikom, ale równocześnie regularnie dostarcza dziennikarzom amunicji przeciwko sobie. Gdzie tu logika? Czyżby prezes PiS, niczym jakiś młody nieopierzony poseł, uważał, że wszystko jedno co powiem, bylebym był w "Faktach" i "Wiadomościach"?

 

 

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (76)

Inne tematy w dziale Polityka