Tak, tak, wiem, że czytelników i blogerów Salonu24 kwestie międzynarodowe w ogóle nie interesują – podobnie, jak wszystkich innych Polaków. Ale czasem warto zerknąć na świat. Zwłaszcza w sytuacji, gdy jesteśmy coraz bliżej gigantycznego konfliktu. Świat może się w 2012 roku nie skończy, ale niewykluczone, że czekają go spore zmiany.
Na Bliskim Wschodzie syryjski reżim staje się coraz bardziej nieobliczalny – zamieszki z wiosny 2011 roku przerodziły się w bunt, a bunt w wojnę domową, która zagraża podstawom władzy reżimu al-Assada. Doświadczenia Arabskiej Wiosny pokazują, że orientalni dyktatorzy mają tylko dwie opcje do wyboru – ustępować szybko i żyć, albo kurczowo trzymać się władzy i ginąć. Al-Assad wybrał to drugie, ufając zapewne w siłę swojej armii oraz wsparcie Rosji.
Syryjski dyktator najwyraźniej się jednak przeliczył, nie doceniając skali pomocy, jaką z zagranicy uzyskali rebelianci. Teraz zaś oprócz dostaw sprzętu i zaopatrzenia do rebeliantów może dotrzeć pomoc w postaci realnych sił. Po incydencie z zestrzelonym samolotem Turcja zaczęła gromadzić wojska na granicy z Syrią. A Arabia Saudyjska (wspierająca sunnickich rebeliantów) ostentacyjnie przegrupowała swoje oddziały do Jordanii.
Na te ruchy nie pozostał obojętny Iran, sojusznik al-Assada. Persowie dali znać, że mogą opowiedzieć się po stronie syryjskiego reżimu. Na to zaś zareagowały oczywiście USA, wzmacniając swoje siły w regionie. A jest przecież jeszcze rosyjska flota krążąca u wybrzeży Syrii o Izrael, który przyczaił się cicho i czeka na rozwój sytuacji.
Jesteśmy blisko konfliktu o wielkiej skali. Tym bliżej, że niektórym graczom może zależeć na jego zaognieniu. Chociażby Rosji, która ostatnio traci miliardy dolarów z powodu niskich cen ropy i gazu. A nic tak nie wpływa na ceny surowców, jak konflikty na Bliskim Wschodzie...
I tu jednak musimy powrócić do naszego polskiego grajdołka. Tak – słoń a sprawa Polska (dowcipnie o pochodzeniu tego powiedzenia pisze w ostatnim numerze "Urze" W. Łysiak). A nawet kilka słoni – największych światowych graczy,. Te słoniki skaczą nad polską myszką, w ogóle jej nie zauważając. I poniekąd dlatego członkowie tzw. elit mogą sprzedawać polski interes narodowy za paczkę fajek. Bo mogą, bo nikt nie licytuje stawki. Bo w Polsce nie toczy się prawdziwa gra, a tylko jej parodia.
Sytuacja Polski na arenie międzynarodowej może ulec zmianie tylko na skutek przetasowań o historycznej randze. A do takich może wkrótce dojść na Bliskim Wschodzie. Kiedy atomówki zaczną latać między Teheranem, Tel Avivem i Damaszkiem, to nagle w globalnej układance zacznie liczyć się każdy, nawet najdrobniejszy element. Wtedy stanie się istotne nawet to, kto rządzi w Polsce, w jaki sposób i z kim współpracuje, a z kim nie. I może przyjść czas na zmiany.
Oczywiście, w mojej wizji Polska nie jest traktowana jako podmiot, ale w tym właśnie problem, że podmiotem nie jest. 100 lat temu nasi przodkowie modlili się o Wielką Wojnę, aby sytuacja nad Wisłą uległa zmianie – i może my też musimy tak robić.
Stawiać na wielki konflikt możemy tym łatwiej, że raczej nie dotknie on nas bezpośrednio. Ropa podrożeje, gospodarka ucierpi, ale Polski nikt nie najedzie. Co najwyżej wyślemy nasze F-16 na Bliski Wschód. A nie, one już tam są...
Inne tematy w dziale Polityka