Rybitzky Rybitzky
31
BLOG

Cud

Rybitzky Rybitzky Polityka Obserwuj notkę 5

Są momenty, gdy historia dokonuje nagłego zwrotu. W drugiej połowie dwudziestego wieku taką chwilą był dzień 16 października 1978 roku.

W powieści „Alterland" Marcin Wolski przedstawia kilka możliwych scenariuszy dziejów świata w ostatnich dziesięcioleciach. Jeden z nich jest wyjątkowo ponury. Komunizm nie upada i panuje bez przeszkód - także w Polsce, zniszczonej po kolejnym powstaniu. Cała Europa tkwi w marazmie i nikt już nie ma nadziei na lepsze jutro.

Punktem zwrotnym tej wersji historii jest właśnie dzień 16 października 1978. Kolegium kardynalskie wybiera na papieża Włocha. Gierek nie krzyczy „Jezus Maria, co teraz zrobimy?". „Solidarność" powstaje, lecz brak jej tego Ducha, który w naszej rzeczywistości zstąpił i odmienił oblicze ziemi.

To był po prostu cud. Cud, że Karol Wojtyła wstąpił na Tron Piotrowy. Owszem, krakowski arcybiskup miał wielkie poważanie i jego kandydatura nikogo nie dziwiła. Ale przecież Wojtyła miał wielu równie uznanych kolegów. Każdy z nich mógł być wybrany.

Ledwie dwa miesiące wcześniej kardynałowie, zgodnie z wielowiekową tradycją, wybrali na papieża Włocha. Trudno przewidywać, co by się stało, gdyby podobną decyzję podjęli na nowym, niespodziewanym konklawe.

Ale wtedy już wiedzieli. Duch już wśród nich działał i jasno wskazywał drogę.

Może bez papieża z Polski komunizm i tak by upadł. Może Polacy i tak podnieśliby dumnie głowy i stworzyli „Solidarność". Może. Lecz z pewnością nie tak szybko.

Nasza obecna rzeczywistość zaczęła się w Kaplicy Sykstyńskiej 16 października 1978 roku. Tego dnia świat i Polska zostały ocalone.

***

2 czerwca 1997, Gorzów Wielkopolski

Rzeka tysięcy ludzi wypływała przez bramy dworca kolejowego. Niczym powódź, zagarniała wszystkich po drodze i sunęła ku podmiejskim błoniom. Czternastoletni Rybitzky rozglądał się zaciekawiony. Nigdy jeszcze nie widział czegoś takiego. Wydawało mu się, że to cała Polska zjechała do Gorzowa.

Rybitzky chciał podzielić się tym spostrzeżeniem z kolegą, ale w tym momencie usłyszał za sobą głos starszej pani:

- Chłopcy, może na pomożecie? Bo to ciężkie...

Staruszka nic więcej nie powiedziała, tyko od razu włożyła mu do ręki jeden z drzewców solidnego transparentu. Kolega otrzymał drugi i wyruszyli dalej. Nad nimi unosił się wielki, błękitny napis: RODZINA RADIA MARYJA.

Po kilkudziesięciu minutach marszu rzeka ludzi wlała się do gigantycznego jeziora. Przed kościołem Braci Polskich Męczenników zgromadzonych było czterysta tysięcy osób. Wszyscy czekali na jednego człowieka.

Rybitzky wdrapał się na drewniane ogrodzenie alejki oddzielającej sektory. Też czekał. Wokół płotu gęstniał tłum. Nagle od lewej strony zaczęła narastać gigantyczna wrzawa. Szklany samochód powoli przemierzał piaszczystą alejkę. Gdy był już blisko, chłopiec spojrzał przez szybę na starca w bieli, błogosławiącego wiernych gestem dłoni...

Rybitzky
O mnie Rybitzky

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka