Związki zawodowe walnie przyczynią się do upadku rządów Platformy. Pytanie tylko - kiedy nastąpi krach Państwa Miłości?
Trochę już o tym zapomnieliśmy, ale na początku roku rząd Tuska bezwzględnie rozprawił się z protestem celników. Następnie utopił pracowników służby zdrowia w morzu słodkiej retoryki. Wspierany przez media, premier nie miał problemu z pacyfikacją części związkowców.
Wydawać by się mogło, iż nowa władza ma patent nawet na rozwiązanie kwadratury koła, jaką są żądania polskich związków zawodowych. Jednych się przestraszy, innych przekupi - i pozamiatane.
Lecz to nie tak. Doświadczeni gracze, jakimi są przywódcy związków, czekają po prostu na właściwy moment. Nie mają przecież żadnego interesu - ani politycznego, ani ekonomicznego, w legitymizowaniu rządów Platformy.
Czy jednak moment pracowniczego buntu już nadszedł? Raczej nie, bo po prostu jest zimno i deszczowo. Uliczne zadymy lepiej robić w pełnym słońcu. Ponadto liderzy związków zapewne także patrzą na sondaże, a te wskazują na ciągle wysokie społeczne poparcie dla poczynań gabinetu Tuska.
Przeciwko rządowi należy więc wystąpić kiedy pojawią się sprzyjające okoliczności: po pierwsze ładna pogoda, po drugie szybki spadek słupków w badaniach opinii publicznej. Obu tych czynników możemy się spodziewać za kilka miesięcy. Gdy śnieg stopnieje, jego miejsce na chodnikach zajmą górnicy, stoczniowcy, nauczyciele i pielęgniarki.
Inne tematy w dziale Polityka