Spryciarze z Platformy wymyślili nowy sposób walki z prezydentem. „Dobrodusznie" pozwolono głowie państwa jechać na szczyt Unii Europejskiej, lecz tak naprawdę cel tego ruchu był jeden - zrobić z Lecha Kaczyńskiego idiotę.
Mądre główki, które wywołały „aferę samolotową", kombinują dalej. Nie można tak bezkonfliktowo puścić Kaczyńskiego na szczyt. To by przecież było bezsensu. Rząd postanowił więc wręczyć prezydentowi długą listę problemów do poruszenia na europejskim spotkaniu.
Spryciarze nie kłopotali się tym, iż „szczyt" jest tym razem krótkim roboczym spotkaniem poświęconym tylko i wyłącznie sposobom doraźnej walki z efektami kryzysu gospodarczego. Nie, to jest bez znaczenia. Zdaniem rządu, prezydent ma się powiedzieć, iż Polska ratyfikuje traktat lizboński oraz przyjmie euro w 2012 roku.
Rzecz jasna, prezydent nic takiego nie powie. Nawet nie dlatego, że ma w wymienionych kwestiach nieco inne zdanie niż rząd. Po prostu koledzy przywódcy zapewne nie będą tym zainteresowani.
Jakby to w ogóle miało wyglądać? Wszyscy dyskutują o kryzysie, a tu wstaje Kaczyński i mówi o wprowadzaniu w Polsce euro? W momencie, gdy każde państwo ma tylko kilka minut na przedstawianie swojego stanowiska?
Zresztą, znamy już na tyle charakter prezydenta, by wiedzieć, że nie będzie on pokornym posłańcem rządu PO. Oczywiście w Platformie też to wiedzą i tak naprawdę mało ich obchodzi, co Kaczyński powie na szczycie. Dla nich ważny będzie pretekst do tradycyjnego ogłoszenia głowy państwa warchołem i idiotą - kiedy już prezydent nie powie tego, co „miał powiedzieć".
Inne tematy w dziale Polityka